Część Bez tytułu 9

7 0 0
                                    


...

Kiedy w końcu odgracił ogród ze zbędnych liści, chwastów, trawy i pokrzyw ukazał się jego oczom bardzo przyjemny kawałek ogrodu, wystarczyło o niego zadbać, a miałby niezłe miejsce na wypoczynek. Słońce powoli zachodziło, spojrzał na zegarek na ręce, była 21:30, słońce bardzo mocno dało dziś popalić, paląc mu ręce. Na końcu działki pod rozpadającym się płotem stała niewielka szopa, z której dochodziło ciche miałczenie. Wojtek podszedł do szopy i otworzył stare drewniane drzwi zbite metalową listwą po przekątnej. Wszystko było spróchniałe i rozpadało się w rękach, drzwi skrzypnęły kiedy je otwierał i zahaczyły o kamień. Wojtek schylił się, podniósł i cisnął kamień za płot. Ze środka nadal dochodziło miałczenie. Słońce chowało się za horyzont . Kiedy Wojtek spojrzał przed siebie, ujrzał niezwykły widok. Wielkie jezioro i brzegu, aż oczy mu się zaświeciły z zachwytu. Przy świetle zachodzącego słońca wyglądało po porostu bajecznie. Ujrzał z daleka przy brzegu małą drewnianą łódkę przymocowaną do pomostu, aż gwizdnął. Już wiedział na pewno, że będzie musiał się tam przejść. Teraz czekało na niego ważniejsze. Z szopy cały czas wydobywało się ciche miałczenie. Wojtek powoli wszedł do środka, na pierwszy rzut oka widział, że stodoła jest do rozebrania, deski u góry straszyły zawaleniem, przez dziurawy dach przebijały się ostatnie promienie zachodzącego słońca. Wojtek wszedł do środka, podłoga była z desek, ale już mocno popróchniałych. Uginały się i pękały pod jego masywnym ciałem. Miałczenie dochodziło z góry, zobaczył drabinę prowadzącą prosto na niewielkie poddasze. Wszedł na górę, a w kąciku na starej już kopie słomy miałczały cztery małe wychudzone koty. Wojtek podszedł do nich i pogłaskał kocura.

- Hej mały- powiedział zabierając go na ręce. W tej samej chwili poczuł jak cztery pazury robią mu ranę na plecach, a on wypuścił malucha. Mama kotka wbiła mu zęby w rękę . Syknął z bólu

- Kurwa!- powiedział i wyszedł z szopy

...

Ela na niego spojrzała kiedy, przyszedł z apteczką samochodową do kuchni

- Co jest?

Wojtek usiadł przy stole i zaczął gmerać w apteczce

- Szlag – syknął

Ela zobaczyła ranę na jego ręce i rozcięta koszule na plecach. Odstawiła kubek i podeszła do niego. Uklęknęła przy nim i sprawdzała stan rany

- Kot czy pies?- zapytała

Wojtek spojrzał zaskoczony na dziewczynę

- Zapominasz, że jestem lekarzem- dodała szybko oglądając jego ranę

- Kot w szopie, w ogrodzie- powiedział zmęczony

- Jedziemy na pogotowie- odparła Ela

Wojtek spojrzał na nią zaskoczony

- Nie widzę potrzeby- powiedział szybko

- Ale ja widzę- powiedziała Ela- to był dziki kot prawda?

Ela przygotowała ciepła wodę z mydłem i przemyła rany

Wojtek zamknął oczy, no tak wścieklizna. Wstał, zabrał kluczyki z parapetu, razem z telefonem, a Ela poszła za nim. To by było na tyle z wybierania ekipy remontowej.

...

Odnaleźć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz