1

642 47 1
                                    




"Ale zawsze będziemy mieć siebie nawzajem, prawda?"


Remus wpatrywał się w nocne niebo ponad jego głową. Tej nocy nie było księżyca. Nie było też gwiazd. Słaba bursztynowa poświata oświetlała horyzont, przysłaniając gwiazdy, które w przeciwnym razie rządziłyby tym niebem.

Londyn nie był miejscem na obserwacje gwiazd.

Ale co Remusa obchodziły gwiazdy? Jedyna, której potrzebował, nie znajdowała się nigdzie w pobliżu, nigdzie, gdzie mógłby ją znaleźć. Może gdyby jeszcze przez chwilę wpatrywał się w niebo, Syriusz pojawiłby się przed nim. Może, jeśli będzie tego pragnął wystarczająco mocno, Syriusz usłyszy go i przyleci do miejsca, w którym się znajdował.

Ale nie zrobił tego. Remus westchnął. Żałował, że nie ma sowy. Ta obowiązkowa rozłąka, to nie było sprawiedliwe.

- Jeszcze tydzień - szepnął do siebie, wstając z ganku, na którym do tej pory siedział. - Jeszcze tylko jeden tydzień.

***

Remus myślał, że przyzwyczai się do przebiegania przez ścianę. Robił to raz w roku, w sumie sześć razy. Ale nigdy się z tym nie pogodził. Po prostu nie mógł, bez względu na to, ilu młodych czarodziejów i czarownic widział, jak beztrosko w nią wbiegali, nawet nie mrugając okiem.

- Remus! - ktoś zawołał jowialnie.

Remus odwrócił się i zobaczył chłopaka z rozczochranymi kruczoczarnymi włosami, który prowadził wózek z masywną walizką. Był bardzo pogodny, rozświetlając całą stację swoim szerokim uśmiechem.

- Wołałem cię dwa razy, nie słyszałeś? - James Potter nie był bynajmniej cichy. W rzeczywistości Remus wątpił, czy istnieje ktoś zdolny przewyższyć Jamesa w intensywności głosu.

- Nie słyszałem cię - wzruszył ramionami.

- Wejdźmy do środka! Syriusz musi czekać po drugiej stronie. Zwykle już tu jest - mruknął James. Remus przez chwilę próbował sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek był dzień, w którym James nie miał tego uśmiechu. Nie mógł sobie przypomnieć żadnego.

- Gdzie jest Peter? - zapytał, a James wzruszył ramionami.

- Pewnie już czeka na nas w pociągu - zaśmiał się.

- Nie odważyłby się wsiąść do pociągu bez ciebie - Remus poczuł, jak jego twarz wykrzywia się w szerokim uśmiechu. Nie mógł nic na to poradzić. Próba nie uśmiechania się przy Jamesie była jak próba wstrzymania oddechu. W pewnym momencie trzeba było się poddać.

Weszli na peron dziewięć i trzy czwarte, a Remus poczuł, że jego klatka piersiowa lekko się ściska. Znowu zobaczy Syriusza. Jego zasadą było, żeby nie myśleć o Syriuszu, dopóki Remus go nie zobaczy. To działało. Przez większość czasu.

Ale teraz miał go zobaczyć, prawdopodobnie opierającego się o ścianę i patrzącego z pogardą na pierwszorocznych. Albo próbującego wyglądać na niezainteresowanego, gdy jego młodszy brat wsiadał do pociągu z przyjaciółmi ze Slytherinu. Albo słuchając, jak Peter zachwyca się nowym czarodziejem, którego znalazł w czekoladowej żabie. A może, tylko może, czekając na Remusa.

- Spójrz, tam jest Lily! - James pomachał do rudowłosej dziewczyny stojącej z grupą innych Gryfonów z siódmego roku. Rzuciła leniwe spojrzenie w ich kierunku, ale uśmiechnęła się na widok Remusa.

- To jest po prostu... niepotrzebnie nieuprzejme - skwitował James. Remus wciąż rozglądał się dookoła, próbując wypatrzyć swojego najlepszego przyjaciela. Gdzie on jest? Zawsze jest tu pierwszy.

Some Day | Wolfstar (TŁUMACZENIE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz