1. Twój koniec należy do mnie

294 19 8
                                    

LOKI

Chłód podłogi przynosił mi ukojenie. Ból pleców nie był aż tak palący jak kilkanaście minut temu. Było znośnie, a przynajmniej dopóki się nie ruszałem. Leżałem więc nieruchomo, wpatrując się w ciemny sufit. Nikłe światło bijące z korytarza pozwalało mi ujrzeć kontury krzeseł stojących tuż przy moich stopach. Gdybym miał choć odrobinę sił, podniósłbym się i zajął któreś z nich. Potraktowali mnie jak zwykłego złoczyńcę. Byłem synem władcy, synem Odyna.

Nie miałem pojęcia ile dni, tygodni, a może miesięcy spędziłem w swojej celi. Dni zlewały się w jedno. Nie wiedziałem nawet, kiedy dzień ustępował miejsca nocy. Nie było okien. Zostałem całkowicie odcięty od świata zewnętrznego.

Ciężkie kroki strażników stawały się coraz głośniejsze. Wstrzymałem na moment oddech, czekając w napięciu. Dopiero, kiedy przeszli obok nie zatrzymując się przy mojej celi, wypuściłem ze świstem powietrze. Dziś już nie przyjdą. Nie powinni. Niedawno przecież wróciłem. Rany nie zdążyły się nawet zasklepić. Byłem zły, naprawdę wściekły tym, że tak skończyłem. Upokorzony i obdarty z godności. To nie powinno mieć nigdy miejsca. Nie powinienem tu być, byłem bogiem, nie podrzędnym złoczyńcą! Nie dali mi się nawet wytłumaczyć. Nie wierzyli w moje słowa, nie znali prawdy. Cały ten atak na Midgardczyków nie był moim marzeniem, to nigdy nie był mój zamysł! Nie miałem w tym żadnego celu. Od zawsze chciałem zasiąść na tronie Asgardu, na tronie Wszechojca.

Zebrałem w sobie resztkę sił i przekręciłem się na prawy bok, lecz nie był to najlepszy pomysł, gdyż połamane żebra dały o sobie znać. Z gardła wyrwał się jęk bólu. Oparłem się więc na rękach, chcąc się podnieść, lecz wysiłek poszedł na marne i opadłem na podłogę, zadając sobie kolejną falę bólu. Zrezygnowałem z dalszej próby i pogodziłem się z obecną sytuacją, pozostając na podłodze. Nie mogłem się nawet porządnie uleczyć.  Cała ta procedura trwała bardzo długo. Ale zanim ponownie po mnie przyjdą, będę mógł wstać i iść o własnych siłach. Moją karą było cierpienie. Dzień po dniu i tak do końca swojego marnego życia.

Zamknąłem oczy, a wspomnienia zaczęły zalewać mnie jedno po drugim. Nie mogłem tego powstrzymać. Było zimno, bardzo, bardzo zimno i ciemno. Nie znajdowałem się w celi. Nie było tu ścian, strażników. Tylko my dwaj. Klęczałem na skale, nie mając odwagi spojrzeć na postać krążącą wokół mnie niczym sokół polujący na mysz. Tak się właśnie czułem - jak ofiara czekająca na drapieżnika. Byłem bogiem, synem Odyna, lecz w tamtej chwili to się nie liczyło. Każdy oddech zamieniał się w kłębek pary. Zamarzałem.

- Przegrałeś, Loki. - Jego głos wwiercał mi się w czaszkę, powodując, że po moim kręgosłupie przeszedł prąd. - Miałeś tylko jedną szansę, a ty ją zmarnowałeś.

- J-ja... - zacząłem zdławionym głosem.

- Milcz! - krzyk rozniósł się echem po okolicy powodując, że jeszcze bardziej się w sobie skuliłem. - Ale zapłacisz za to. Nigdy się przede mną nie ukryjesz. Jesteś mój. Twój koniec należy do mnie. Już niedługo.

Potworny ból rozszedł się po lewym przedramieniu, sprowadzając mnie z powrotem do rzeczywistości. W pierwszej chwili myślałem, że spełnił swoją groźbę, ale nie mógł mnie dosięgnąć w Asgardzkiej celi. Zdezorientowany uniosłem odrobinę głowę, próbując skupić swój wzrok na postaci nachylającej się tuż nade mną. Zamrugałem szybko, chcąc odgonić pojedyncze łzy, które niebezpiecznie zbierały się pod powiekami. To mogła być tylko jedna osoba i wcale nie byłem pocieszony jej obecnością. Kobieta wyprostowała się, wyciągając równocześnie ostrze z mojej ręki. Wbiła jedynie jego czubek, ale nie robiło to różnicy. Ból był taki sam. Powstrzymałem się od wydania jakiegokolwiek dźwięku ku jej uciesze. Dłonią odgarnęła swoje długie włosy za ucho, spoglądając z satysfakcją na sztylet zabarwiony moją krwią.

- Myślałam, że tym razem syn Hymira porządnie wykonał zadanie - powiedziała Sif, krążąc wokół mnie dopóki nie zatrzymała się przy krześle. Przez chwilę się wahała, aż w końcu usiadła na jednym z nich.

- Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś dokończyła swoje dzieło - odparłem, spoglądając na kropelki krwi, które chłonął beton na którym leżałem. - W końcu mój obecny stan zawdzięczam tobie. Thor nie byłby tak pomysłowy, by zapewniać mi takie rozrywki. On nigdy by o czymś takim nawet nie pomyślał.

- Wiesz, że zasłużyłeś na wszystko, co cię spotkało. I na wszystko, co jeszcze cię spotka, Loki - odparła, nachylając się tylko po to, aby wytrzeć sztylet w moją szatę. Spoglądała na mnie z obrzydzeniem. Wiedziałem, że cieszy się jak małe dziecko, że może mnie oglądać w tak nędznym stanie. - Gdyby nie wstawiennictwo Thora i Friggi, zostałbyś ścięty.

- Więc mam być wdzięczny? Odkąd pamiętam żywiłaś do mnie urazę - odparłem. - Nienawidziłaś od samego początku. Nie odstępowałaś Thora ani na krok, nie pozwalałaś zbliżać się do waszej wesołej drużyny, wiecznie byłem czarną owcą.

- Potrafiłam przejrzeć, kim się staniesz - powiedziała, podrywając się z krzesła. - I nie pomyliłam się. Może nawet nie doceniałam. Nie jesteś nawet w połowie Asem, nigdy tu nie pasowałeś.

Powoli zrobiła okrążenie wokół mnie, po raz kolejny przystając przy mojej głowie. Przewidując jej kolejny ruch, chwyciłem ją za kostkę i mocnym szarpnięciem sprawiłem, że straciła równowagę i padła na ziemię. Zupełnie się tego nie spodziewała. Tak słabą jednostkę łatwo było przejrzeć.

- Jestem Loki, syn Odyna i przyszły król Asgardu - wymamrotałem, podnosząc się powoli na nogi, pomimo rozchodzącego bólu. Cała złość i gniew dawały mi siłę, aby stawiać krok za krokiem. 

__________

04.10.23

Opowiadanie wolno pisane.

Dziękuję za każdy komentarz/gwiazdkę, które świadczą o tym, że ktoś to przeczytał/czeka na dalsze rozdziały.

All of me - FrostironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz