4. Miło poznać panno Morgan.

123 24 12
                                    

Idąc do domu cały czas próbowałam sobie przypomnieć, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru. Jak mogłam doprowadzić się do takiego stanu by nic dziś nie pamiętać?

Mimo prób odtworzenia wydarzeń nic nie przychodziło mi do głowy. Jednak, gdy uświadomiłam sobie, że mogła mi się wczoraj stać krzywda, a może i nawet stała poczułam nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej. Choć Alison była pewna, że widziany przez nią brunet w żaden sposób mi nie zaszkodził, ja nie miałam aż tyle zaufania co do jego osoby.

Kim on w ogóle był i czemu moja przyjaciółka stwierdziła że wyglądał na zatroskanego? Nic nie miało sensu, lecz ja nie mogłam tak tego zostawić, bo sama ciekawość nie dawała mi spokoju. Pomyślałam, że zaproszę w niedzielę do siebie Matt'a, by zapytać, czy nie widział kogoś podobnego do opisu Alis, gdy byliśmy na papierosie.

Wyjęłam klucze od domu z torebki, otwierając następnie drzwi. Spojrzałam na telefon, wskazujący godzinę dwunastą. Zajrzałam tradycyjnie do lodówki i wyciągnęłam z niej butelkę wody gazowanej. Ugasiłam pragnienie, które towarzyszyło mi odkąd się obudziłam podobnie jak ból głowy, o którym postanowiłam nie mówić przyjaciółce, by jeszcze bardziej jej nie obciążać. Z racji iż zjadłam u niej tosty mogłam wziąć tabletkę przeciwbólową.

Następnie weszłam po schodach na górę i pomyślałam, że dla pewności przejrzę swoje ciało dokładnie, by upewnić się, że nie ma na nim żadnych śladów prawdopodobnego użycia przemocy w moim kierunku. Udałam się do łazienki i zdejmując z siebie ubrania kolejno sprawdzałam każdy skrawek mojej skóry. Kamień spadł mi z serca, gdy żadnego nie znalazłam, ponieważ gwałt mogłam raczej wykluczyć. Jednak brak siniaków, czy jakichkolwiek zadrapań nie oznaczał, że zeszłego wieczora nie uprawiałam seksu, ponieważ równie dobrze mogłam pod wpływem zbyt dużej ilości alkoholu się na niego zgodzić, a mój towarzysz mógł być po prostu dobrze wychowany i się mną po tym zaopiekować. Dobra koniec.

Poszłam do pokoju po nową bieliznę i ubrania. Wiedząc, że moje myśli będą krążyły tylko wokół tego czego nie jestem w stanie sobie przypomnieć, postanowiłam odwiedzić schorowaną przyjaciółkę.

Val dołączyła do naszej paczki, gdy zaczęła chodzić z Mattem. Było to mniej więcej 2 lata temu, lecz naprawdę bardzo szybko stała się nam tak bliska, jakby należała do niej od początku. Valerie jest naprawdę przeuroczą osóbką, a jej kręcone blond włosy komponowały się z zielonymi oczami oraz niskim wzrostem.

Nie tracąc czasu wrzuciłam brudne ubrania do kosza z praniem i zeszłam na dół. Zaczęłam zakładać buty, gdy nagle ujrzałam, że ktoś wchodzi do domu.

- Mama? Jest dopiero po 13. - Stwierdziłam zawiązując sznurówki.

- Dziś mogłam wyjść wcześniej, ponieważ nie miałam już więcej zapisów. - Przytaknęłam głową na te wiadomość.

Mama była naprawdę cenionym
psychologiem, a ja bardzo podziwiałam jej zawód. To niezwykłe ilu osobom pomogła wyłącznie poprzez rozmowę, której widocznie nie dali im bliscy.

Byłam już gotowa do wyjścia i w tym momencie mama spytała mnie dokąd idę, na co szybko odpowiedziałam.

- Podwiozę Cie, Valerie nie mieszka wcale tak blisko. - Uśmiechnęłam się na myśl o tym, że nie muszę iść mniej więcej godzinę pieszo i udałam się do samochodu.

Droga minęła nam wyjątkowo w ciszy. Może była zmęczona lub miała pacjenta z problemem, który przytłoczył również ją. Postanowiłam nie pytać i wpatrywać się dalej w mijaną panoramę miasta.

Poprosiłam mamę, by zatrzymała się przy,, El Pueblo,, , bo nie chciałam odwiedzać chorej Val z pustymi rękoma.

Dom państwa Carterów widać było już z daleka. Chcąc nie chcąc trzeba przyznać że wielkością naprawdę zaskakiwał.

DESTRUCTION [18+] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz