#4 Pauline x Halt

621 34 28
                                    

Lady Pauline kończyła swoje śniadanie w pośpiechu. Siedząc do późna nad protokołem dyplomatycznym kompletnie straciła poczucie czasu i późno położyła się spać. Wskutek tego zaspała, a za niecałe 15 minut miała stawić się w komnacie barona Aralda na porannej audiencji.

- Niech to! Spóźnię się, naprawdę się spóźnię.

Wybiegła z komnaty z grzanką w ustach, wprawiając w zdumienie przechodzącą obok pokojówkę. Pauline nie miała jednak czasu na przejmowanie się takimi rzeczami. Gnała na złamanie karku przez dziedziniec, prawie się potykając.

Już prawie dotarła do Komnaty Aralda, a mając jeszcze parę minut w zapasie, postanowiła przystanąć i złapać oddech. Mimo dopiero 30 lat na karku jej kondycja była raczej przeciętna. Ale kto by się przejmował takimi rzeczami, kiedy służba Araluenowi wzywa?

- Widzę, że wyjątkowo poważnie traktuje Pani swe obowiązki, Lady Pauline. Zaiste, wyjątkowy bieg.

Kobieta stanęła jak wryta, słysząc za sobą niski, dźwięczny głos. Nikogo nie było na zamkowym korytarzu, mogła to przysiąc! A jednak jakimś cudem ten mrukliwy zwiadowca zdołał zajść ją od tyłu.

Pauline natychmiast zmieniła swoją zmęczoną twarz w tryskające zdrowiem, urodziwe młode oblicze.

- Zwiadowco Halcie, jakże miło cię widzieć! Czyżbyś wybierał się na poranną audiencje do Barona Aralda? Tak wcześnie?

Halt uniósł prawą brew, przypatrując się uśmiechowi Lady Pauline. Chętnie patrzyłby na niego nieco dłużej, zdał sobie jednak sprawę że kobieta oczekuje od niego odpowiedzi na zadane pytanie.

- Tak, Baron Arald... wezwał mnie na poranną audiencje. - poprawił się lekko zawstydzony Halt.

Przenikliwe spojrzenie kurierki wywoływało w nim dziwne reakcje. Nigdy dotąd się tak nie czuł w niczyim towarzystwie. Lekko go to denerwowało.

Pauline rzuciła szybkie spojrzenie na drzwi prowadzące do Komnaty Aralda. Ponieważ nie były otwarte, stwierdziła, że może jeszcze chwile pogawędzić z tym niezwykłym człowiekiem.

Jak na bohatera Araluenu Halt wydawał się jej kimś bardzo skromnym. Nie wiedziała co o tym myśleć. Przyzwyczajona była do rycerzy i możnowładców obnoszących się ze swoimi zasługami dla królestwa, podczas gdy zwiadowca trzymał się na uboczu, nie zwracając na siebie uwagi. To było intrygujące, ale również na swój sposób urocze. Do tego Halt co chwilę zerkał na nią nerwowo, przez dłuższy moment zatrzymując spojrzenie na jej ustach, by niemal natychmiast odwrócić wzrok, wyraźnie speszony swoim własnym zachowaniem.

- Tak, zdecydowanie uroczy. - pomyślała Pauline. - Może powinna spróbować...

Myśli tej nigdy nie dokończyła, bowiem jej własny żołądek wydał dźwięk tak donośny, że obudziłby nawet śpiących rycerzy w Tatrach.

Pauline, w jednej chwili czerwona jak burak, spojrzała z trwogą na Halta, spoglądającego gdzieś za okno. Zwiadowca powiódł wzrokiem w jej kierunku i uniósł obie brwi w geście zdziwienia, co kompletnie dobiło konającą już pewność siebie Pauline. Akurat teraz jej głód, niezaspokojony szybkim śniadaniem, dał o sobie znać. I to właśnie w towarzystwie tego człowieka, którego chciała lepiej poznać.

- Co za parszywe szczęście... - przemknęło jej przez myśl, kiedy patrzyła zawstydzona w czubki swoich trzewików. - Już nigdy nie wyjdę za mąż, już nigdy...

Chrząknięcie zwiadowcy przerwało ten festiwal żenady. Pauline spojrzała na niego lekko zdziwiona, z wciąż doskonale widocznym rumieńcem na twarzy. Halt, nie patrząc jej w oczy, wyciągnął zza pasa mały lniany woreczek i bez słowa odwiązał supełek, pokazując kurierce zawartość.

W woreczku znajdowały się maślane ciastka, niektóre wciąż jeszcze parujące. Pauline od razu poznała rękę mistrza Chubba, który udekorował brzegi ciasteczek liściastym deseniem, używając do tego specjalnego szablonu. To był jego popisowy deser. Ale skąd u licha Halt je miał? I to jeszcze ciepłe?

- Proszę się poczęstować, bo z tego co usłyszałem Pani śniadanie było niewystarczające. - zwiadowca podsunął woreczek bliżej Pauline, by ta mogła wygrzebać kilka sztuk ciasteczek.

Kobieta spojrzała na niego świecącymi się oczami.

- Dżentelmen. - pomyślała - Najprawdziwszy dżentelmen. Jak książę.

***

Kurierka chrupała słodycze z prędkością światła, jednocześnie wpatrując się w Hibernijczyka wielkimi niebieskimi oczami.

Halt poczuł że jego kolana się uginają, a nogi wiotczeją. ,,Miłość, mój drogi przyjacielu", jak mawiał Crowley, ,,jest najdziwniejszym i najpotężniejszym czarem tego świata. Dopada bowiem każdego choć raz w życiu, nie oszczędzając nikogo w swym działaniu". Zwiadowca wreszcie zrozumiał sens tych słów, wpatrując się jak urzeczony w oczy kurierki.

- ...anie Halcie? - głos Pauline dotarł do niego jakby spod wody. Zwiadowca zamrugał gwałtownie unosząc brwi.

- S-słucham?

- Pytałam skąd ma Pan te ciastka? To dzieło mistrza Chubba, a on nigdy nie dzieli się swoimi wypiekami z innymi dworzanami. Jak Pan wszedł w posiadanie tych pyszności?

Halt rozejrzał się szybko wokół, sprawdzając czy nikt ich nie podsłuchuje, po czym nachylił się w stronę kurierki.

- Proszę tego nie rozpowiadać, ale Chubb jest wyjątkowo nieostrożny. Zostawia nad ranem otwarte na oścież okno, by wywietrzyć kuchnię. Tak się złożyło, że naszła mnie akurat ochota na małą wspinaczkę dzisiejszego ranka. A otwarte okno zupełnym przypadkiem znalazło się na mojej drodze.

Pauline parsknęła śmiechem. Tak, Halt niewątpliwie był zdolny do czegoś takiego. Posłała mu promienny uśmiech.

- Cóż, strata Chubba. Dziękuje, że się ze mną podzieliłeś. A, przy okazji, następnym razem spróbuj po prostu prześlizgnąć się przez kuchnie, zamiast wchodzić oknem. Mniejsze prawdopodobieństwo upadku.

Halt uśmiechnął się w odpowiedzi. Serce Pauline niespodziewanie wywinęło fikołka, wprawiając kobietę w zakłopotanie. Spojrzała w ciemne oczy Zwiadowcy, na jego uśmiech, na prosty nos...

- Ekhm, nie przeszkadzajcie sobie, poczekam.

Pauline po raz drugi tego ranka stanęła jak wryta. Głos Aralda wydobywający się zza jej pleców przypomniał jej o rzeczywistości. Szybko zebrała się w sobie, uśmiechnęła delikatnie i obróciła na palcach w stronę barona, stojącego w progu swojej komnaty.

- Wasza wysokość, proszę wybaczyć! Czekaliśmy na ciebie, Panie, i kompletnie straciliśmy rachubę czasu. Rozmowy ze Zwiadowcą Haltem są zaiste... zajmujące.

- Zajmujące, powiadasz, pani? Hmmm, tak, to chyba... odpowiednie określenie. - Arald posłał jej oczko, uśmiechając się łobuzersko. Spojrzał następnie na Halta. - Zwiadowco, porozmawiamy później. Damy mają pierwszeństwo.

- Oczywiście, Panie.

Arald oddalił się do swojej komnaty, a Pauline z gracją podążyła za nim. Halt korzystając z okazji spojrzał na jej krągłe biodra i jeszcze okrąglejsze pośladki. Miał ochotę pokazać kiedyś kurierce swoją ,,saksę" w pełnej okazałości, ale kiedy pomyślał o tym jak Pauline będzie nią operować w świetle księżyca...

Rumieniec wykwitł na jego twarzy jak kwiatek na łące po obfitym wiosennym deszczu. Narzucił na siebie kaptur i już miał odejść, kiedy Pauline ukradkiem posłała mu powietrznego całusa. Jego serce podskoczyło w górę tak gwałtownie, że Halt nie miał już wątpliwości. Ta kobieta była najcudowniejsza na świecie. I żadna galijska kurierka nie mogła się z nią równać. Przynajmniej w przypadku krągłości pod suknią.

Dwa piętra niżej mistrz Chubb rozpętywał właśnie istne pandemonium, lejąc kuchennych czeladników chochlą ze wszystkich stron. Wykrzykiwał równocześnie masę przekleństw, przypisując złodziejowi ciastek m. in. pasywny homoseksualizm (ty w du*ę jeb*ny...) i aktywny kompleks Edypa (matkoje*co!).

Dziewięcioletni Will słuchał tych obelg z żywym zainteresowaniem, zwisając z parapetu kuchni na pierwszym piętrze wieży. Halt widząc go uśmiechnął się. Widać nie tylko on posiadł umiejętność wykradania ciastek, największego skarbu Chubba.

Zwiadowcy [ONE SHOTY - ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz