#13 Na jaja Gorloga (Specjal na Prima Aprilis)

400 28 27
                                    

Erak zszedł po drewnianych schodach spokojnym krokiem, poprawiając pasek u spodni. Wieczorna uczta znowu sprawiła, że jego pokaźny brzuch nie mieścił się w ciasnych pludrach, a objedzony oberjarl nienawidził, gdy po sutej kolacji ubranie nieprzyjemnie wpijało się w jego ciało.

– Do kroćset, zasiedziałem się w tym Hallasholm. Przydałaby się dieta. - mruknął do siebie, patrząc na okazały brzuchol.

Wysypana żwirem ścieżka, prowadząca do drewnianego wychodka, nie była już pokryta śniegiem. Wiosna zaczynała gościć w Skandii coraz wyraźniej. Nie była tak spektakularna i kolorowa jak w reszcie krajów, ale przynajmniej śnieg topniał i temperatura była nieco wyższa.

Erak dreptał żwawo w stronę wychodka, a drobne kamyki wydawały charakterystyczny, nieprzyjemny dźwięk, gdy ciężkie buty z foczej skóry je potrącały. Oberjarl przypomniał sobie z pewną nostalgią, jak Svengal, jego zastępca na statku Wilczy Wicher, a obecnie skirl, prawił kiedyś mądrości jednej ze swych rzekomych ciotek, gdy szli całą załogą po podobnej ścieżce w środku nocy, gdzieś w północnej Galii.

***
– Ma ciotka Tabitha powiadała, że nie ma nic gorszego niż ciało ciągnięte po żwirze, bo samo tarcie o takie podłoże jest dla skóry katastrofalne w skutkach. - prawił Svengal, kiwając głową. - W dodatku taka czynność jest niesłychanie hałaśliwa.

– Skąd twoja ciotka ma wiedzę na takie tematy!? - obruszył się wtedy Erak, spoglądając ze zdumieniem na przyjaciela. - I czemu akurat teraz mi o tym mówisz?!

– Bo idziemy po żwirze, więc sytuacja jest adok... adykw... adekwatna do mądrości, o!- odparł rezolutnie Svengal, kiedy już przypomniał sobie to jedno trudne słowo.

Harold Psia Gęba, jeden z najmłodszych członków załogi i zdecydowanie najbrzydszy, przyznał mu rację. Erak pacnął się lewą ręką w czoło, nie mogąc uwierzyć w absurdalność rzekomych cioteczkowych mądrości. Za to Svengal szczerzył się od ucha, widząc reakcję szefa.

– Twoja czcigodna ciotka ma jeszcze dla nas jakieś wskazówki życiowe? - zaśmiał się Olaf, jeden ze sterników idących na czele grupy.

– A jużci! Przy okazji żwiru wiele sentencji i mądrości mi przekazała. W tym jedno tajemnicze, niezwykle filozoficzne i metafizyczne zarazem.

– Ech, niby jakie? - Erak stęknął, patrząc jak Svengal grozi wskazującym palcem swoim śmiejącym się kompanom.

– Lepiej przyrodzeniem trzeć po żwirze, niż studiować na AiRze. - odrzekł poważnie Skandianin.

Cała załoga naraz synchronicznie jęknęła, trzymając się za krocza. Samo wyobrażenie sobie bólu tarcia rodowymi klejnotami po żwirze było paraliżujące, a Svengal w dodatku uśmiechał się jak głupi.

– Na bebechy Jormunga, po coś ty wspominał o tarciu! - zaklnął Olaf. - I czym do cholery jest ten przeklęty AiR?

– Tej informacji czcigodna cioteczka nie radziła mi zdradzić. - fuknął Svengal, wzruszając ramionami.

***
Erak zaśmiał się pod nosem na wspomnienie wyprawy do Galii. Brakowało mu żartów Svengala i pseudo mądrości jego ciotek równie mocno, co szumu morza i zapachu bryzy. Z poczuciem tęsknoty w sercu otwierał właśnie drzwi do wychodka, kiedy w powietrzu rozległ się potężny, metaliczny głos:

– Tyś jest Erak Starfolover, syn Erlinga, oberjarl Skandii?

– Co... Ktoś ty? Skąd niby... Co u licha?!? - Skandianin zaczął się jąkać, rozglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu źródła dźwięku. Czuł parcie w dolnych partiach ciała, ale jednocześnie zmroziło go ze strachu.

Zwiadowcy [ONE SHOTY - ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz