Wstał z łóżka wyjątkowo wyspany, a do tego w dobrym humorze. Przeciągnął się i poszedł do kuchni. Zrobił sobie na szybko kanapkę. Zjadł ją nie wolniej i udał się pod prysznic. Śmierdział po wczorajszym wyjściu, a jak wrócił do domu był zbyt zmęczony. Otrzepał dłonie z okruszków i ruszył z powrotem do sypialni. Z szafy wyciągnął czyste ubrania. Nałożył jeszcze kapcie w kaczki, które dostał od Mabel, (aż dziwne, że jeszcze z nich nie wyrósł). Wszedł pod prysznic ściągnąwszy przed tym bieliznę. Odkręcił ciepłą wodę. Gorące krople ślizgały się po jego ciele rozluźniając je. Poczuł dziwne pieczenie na plecach. Nie zwracał na to uwagi, ale w końcu zaczęło mu to okropnie przeszkadzać. Przetarł ręką zaparowane lustro i obrócił się do niego plecami. Krzyknął przerażony. Łzy naszły mu do oczu. Taki piękny dzień zmącony chaosem. Chaosem zwanym Bill. Cofał się tak, że znów trafił pod strumienie wody. Osunął się na podłogę i łkał cicho. Przeklinając głośno demona i tą jego pieprzoną grę, w której tylko on przesuwał pionki. Płacz niósł się po pomieszczeniu. Oczy go już piekły, a woda, która do nich wpływała tylko je bardziej drażniła. W końcu wstał. Wyłączył prysznic i ruszył do sypialni chwiejnym krokiem. Położył się na łóżku nie myśląc o tym, że jest cały mokry, czy nagi. Leżał tak, przerażony, szlochając.
Płacz wymęczył go. Skulony spał przy zimnej ścianie, lekkim, niespokojnym snem. Gdy on śpi demony grasują. Bill pojawił się bezszelestnie w pokoju. Zacmokał cicho na widok tej nędznej istoty w takim stanie. Podniósł chłopaka zaklęciem, odkrył kołdrę i położył go z powrotem. Przykrył go po czym pstryknął palcami i zniknął.
Jego sen był już spokojny, niczym nie zmącony. Żadnym dźwiękiem, żadną myślą.
°•°•°•°•°•°•°•°
Obudził się dopiero po trzynastej. Mimo tej godziny nie miał ochoty nic zjeść. Nawet nie chciał wstawać.
Jego głowę zaprzątała jedna myśl; jakim cudem został przykryty skoro leżał na kołdrze? Może jakoś sam pod nią wszedł? Wolał wierzyć w to, niż myśleć o tym, że zrobił to demon. Do tego musiał w tedy widzieć go nago. Przeszedł go dreszcz przez kręgosłup. Zamknął oczy i leżał tak rozmyślając.
°•°•°•°•°•°•°•°
Głową go bolała; tak bardzo, że myślał, że zaraz zwariuje. Podniósł się i wyszedł spod kołdry. Otworzył szufladę w komodzie i zaczął szukać czegoś przeciwbólowego. W końcu znalazł. Wycisnął dwie tabletki i ruszył w stronę kuchni. Nalał sobie wodę do szklanki i połknął je. Odstawił szklankę do zlewu i położył się na kanapie. Leżał tak, aż głowa dała mu spokój.
Przydałoby się ubrać.
Wstał i poszedł do łazienki gdzie zostawił wcześniej ciuchy. Ubrał się i wyszedł z pomieszczenia. Spojrzał na zegarek; godzina piętnasta. Ruszył w stronę przedpokoju. Ubrał buty i płaszcz, chwycił torbę po czym wyszedł. Znów nie wiedział po co. Wyszedł z bloku i to co ujrzał przeraziło go. Wszystko było szare; czarno-białe. Żadnej żywej duszy wokół. Chciał wrócić do środka, ale drzwi się nie chciały otworzyć. Oddech mu przyspieszył, a do oczu naszły łzy. Szarpał drzwi, lecz nic to nie dawało. Osunął się pod nimi i przyciągnął mocno ręce do siebie. Płakał jak dziecko.
—Sosenko~— przeciągnął ostatnią literę. Zasłonił sobie uszy, trzęsąc się.—Nie bój się, nic ci nie zrobię. Chcę od ciebie tylko jednego.— Chcesz mnie zabić, parszywy demonie?— Nie, nie zamierzam tego teraz robić. No chyba, że najdzie mnie taka ochota.— zaśmiał się głośno. Po chwili uspokoił się i kontynuował.— Wracając do tego, czego chcę. Masz wrócić do Gravity Falls. Jeśli nie zrobisz tego po dobroci, ściągnę cię tam wizjami, których nawet sobie nie wyobrażasz.—zaśmiał się szaleńczo— Mogę ci zniszczyć umysł, sosenko! Wyniszczyć od środka! A jednak! Daję ci wybór, więc zastanów się dobrze! Do zobaczenia~— pstryknięcie palcami.
Obudził się zlany potem na kanapie. To nie były żarty. Oi nie. Chłopak pakował walizkę zadając sobie pytania, na które nie zazna szybko odpowiedzi.
°•°•°•°•°•°•°•°
Stał na dworcu, czekając na autokar. Poza nim stała tam tylko jakaś staruszka.
Jakaś dziwna ta babcia... A może to ja jestem dziwny podejrzewając nawet taką starszą panią? Zdecydowanie ze mną jest coś nie tak. Przecież to niczemu winna staruszka, a mi na myśl przychodzą jakieś chore pomysły!
Stał i czekał. Spojrzał na zegarek. Zostało jeszcze kilka minut do przyjazdu. Czas mu się niemiłosiernie dłużył. Spojrzał w stronę babci, która uśmiechała się do niego w przerażający sposób. Wystraszył się trochę i cofnął o krok. W jej oczach dostrzegł pionowe, kocie źrenice i lekko żółte białka.
—No, no, Sosenko. Widzę, że się zdecydowałeś. Mądry wybór, nędzny człowieku. Cio~— Oczy staruszki znów stały się zwyczajne.
Ciało chłopaka drżało przerażone. Przeniósł wzrok z babci na autobus który właśnie nadjeżdżał.
—Chłopcze, wszystko w porządku?—zapytała z widoczną troską.
—Nic mi nie jest.— odpowiedział starając się zachować zwyczajny, przyjazny ton.
—Cały się trzęsiesz.—odparła.
—Po prostu...zimno mi! Tak, zimno.— wypalił trochę bez sensu patrząc na to, że było około piętnastu stopni.
Kierowca właśnie wychodził z autokaru, więc chłopak ruszył do niego. Pokazał bilet w aplikacji i wszedł do środka pojazdu. Rozsiadł się wygodnie na ostatnich miejscach. Ubrał słuchawki do uszu, włączył ulubioną playlistę i próbował się cieszyć ostatnimi godzinami spokoju.
°•°•°•°•°•°•°•°
Dojeżdżali. Było grubo po dwudziestej pierwszej, prawie dwudziesta druga. Planowany przyjazd do wodogrzmotów był o dwudziestej pierwszej trzydzieści siedem, ale mimo późnej godziny napotkali korek na autostradzie i sarnę-samobójce.
Wysiadł z autobusu, który odjechał dalej. Latarnie póki co rozświetlały mu drogę. Gdy doszedł do ścieżki prowadzącej do lasu włączył latarkę w telefonie. Szybkim krokiem przemierzał kolejne metry lasu coraz bardziej czując niepokój.
Nagle coś wyskoczyło z krzaków i rzuciło się na nogę Dipper'a, który krzyknął przerażony. Okazało się, że to Shmebulock. Wspiął się po nim, tak, że usiadł na jego ramieniu i zaczął krzyczeć jedyne co potrafił, pokazując, by uciekał jak najszybciej. Nie zamierzał ryzykować, więc zaczął biec. Na horyzoncie już widział chatę.
Za sobą słyszał łamane gałęzie. Z kieszeni wyciągnął już klucz. Dotarł pod drzwi szybko je otworzył nie patrząc za siebie. Zamknął je na cztery spusty, rzucił walizkę i plecak. Krasnal trzymał się jego ramienia. Pobiegł do kuchni i schował się pod stołem. Usłyszał szarpanie za drzwi. Przyłożył palec do ust pokazując mu aby nie odzywał się. Mały kiwnął głową. Zamek wyłamał się. Przytulił krasnala, a on jego. Lekko się trząsł. Trzymał sobie dłoń przy ustach, by demon nie usłyszał jego oddechu. On wiedział, że demon nie jest głupi. Wiedział, że zaraz go znajdzie.
________
Szczerze? Nie mam pojęcia co po następnym rozdziale ._____.
+ Jak źle gdzieś daję średniki to mówcie, bo za chuja nie wiem, czy dobrze się stosuje do jakże genialnych instrukcji jakie dostałam od Googla
Cio koledzy
🥺
Boże
Bardziej krzywa ta morda i zjebana, niż moja w realu✨
CZYTASZ
Demon Snu
FanfictionDipper po latach powraca do Gravity Falls. Odkąd wyszedł z autokaru jego myśli nie były aż tak radosne, jak wtedy, kiedy planował powrót do tego magicznego miejsca. Od pierwszego dnia wiedział, że coś jest nie tak i niewiele się pomylił. *Zawiera dr...