7

64 10 9
                                    

Był zmęczony. Zmęczony, głodny i przestraszony. Demon trzymał go przy sobie. Obejmował ramieniem. Jego dłoń znajdowała się na klatce piersiowej młodego Pines'a, zaciskając się lekko na jego koszulce. Bill mamrotał cicho przez sen, przez co chłopaka za każdym razem przechodziły dreszcze. Myśl o tym, że w końcu ta piekielna kreatura wstanie, przemówi do niego  nie dawała mu spokoju. Zegarek na szafce nocnej wskazywał godzinę ósmą czterdzieści pięć. Niedługo się obudzi. Te słowa huczały mu w głowie, a z każdą minutą nasilało się.

W końcu demon wstał, równo o dziewiątej. Chłopak nawet nie zauważył tego. Oddech wciąż spokojny, żadnego ruchu ze strony blondyna. Zacisnął mocno koszulkę bruneta, którego oddech przyspieszył. Bill podniósł się do siadu. Przyciąga człowieka na środek łóżka. Usiadł na jego biodrach. Chłopak zasłania twarz rękoma trzęsąc się lekko. Blondyn jedną ręką ściągnął "osłonę" szatyna i przycisnął ją po lewej stronie jego głowy.

—Dzień dobry, Sosna.— wita się, obnażając kły.—Oi, oi.— zacmokał z udawaną troską.— Widzę, że noc niezbyt dobrze ci minęła. Czyżby to była moja wina?— puścił jego ręce i pociągnął za T-shirt tak, że dzieliło ich twarze nie więcej niż piętnaście centymetrów.—Ludzkie stworzenia są tak uzależnione od snu, pewnie ledwo otwierasz oczy, ale nie chcesz przy mnie zasnąć. Nie chcesz stracić świadomości tego co się wokół ciebie dzieje, mimo że mogłaby być to dla ciebie bardzo dobra opcja. Pomyśl, nic nie widzieć, nic nie słyszeć, nic nie czuć. Jeśli ładnie poprosisz sprawię, że otuli cię błoga nieświadomość. Chcesz tego, Sosenko? Chcesz?— przyciąga go jeszcze bliżej. Chłopak kiwa lekko głową na boki—Ah, tak? W takim razie zobaczymy jak sobie poradzisz.— demon puścił jego koszulkę przez co brunet uderzył głową o drewniane oparcie łóżka.

Syknął z bólu i złapał się za bolące miejsce. Blondyn wstał po czym ruszył w stronę wyjścia z pokoju. Chłopak wstał i poszedł za nim delikatnie stąpając po zimnej podłodze. Wszedł do kuchni, w której wciąż były zwłoki Shmebulock'a. Cofnął się o krok w przejściu. Wziął głęboki wdech nosem co okazało się nie najlepszym pomysłem. Poczuł zapach zgniłego mięsa. Przeszedł go dreszcz przez kręgosłup. Cofnął się jeszcze o krok.

—Do mnie, Sosna.— warknął z kuchni.

Stanął w drzwiach. Oparł się dłońmi o futrynę i patrzył na podłogę, by nie widzieć zwłok krasnala. Obszedł je szerokim łukiem i stanął kilka metrów od Bill'a nadal patrząc na swoje stopy.

—Sosenko, podjedź— powiedział o wiele przyjemniejszym tonem.

Zrobił kilka kroków do przodu. Dalej dzieliło ich jakieś pół metra. Demon złapał go za t-shirt i przyciągnął tak blisko, że Dipper dotykał nogą Bill'a. Blondyn wstał, a szatyn nie podniósł wzroku. Mężczyzna złapał go za szyję pod żuchwą. Oddech chłopaka przyspieszył. Demon boleśnie wbił palce za szczęką zmuszając szatyna, by podniósł głowę. Panika brała górę. Dipper położył ręce na przedramieniu blondyna. Łzy naszły mu do oczu. Dłoń demona zjechała niżej na krtań. Zacisnęła się na niej, ledwo pozwalając chłopakowi oddychać. Próbował się wyrwać. Blondyn nie zwracał na to większej uwagi i uśmiechał się zadziornie. Jednak, po kilku minutach szarpanina chłopaka zaczęła go denerwować. Uderzył go w twarz z otwartej dłoni z takim impetem, że odrzuciło głowę szatyna na bok, a z jego wargi pociekła krew. Demon podniósł go, na co Dipper zaczął się dusić. Przed oczami miał mroczki, wyrywał się przerażony, lecz powoli tracił siły. Po kilku chwilach jego ciało bezwładnie zwisało. Blondyn puścił chłopaka. Z hukiem spadł na podłogę. Leżał obok swojego kolegi.  Demon wyszedł z pokoju nie patrząc za siebie. 

———
WCZORAJ
WSTAWIŁAM
I
BYŁO
A
NIE
MA
CO
DO
CHUJA

Demon SnuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz