6

71 12 19
                                    

—Sosenko~— chłopak zacisnął mocno powieki. Przycisnął stworka do piersi i położył głowę na kolana trzęsąc się. Po pomieszczeniu za ścianą rozniósł się chichot.—Może jesteś tu?— usłyszał dźwięk tłuczonego szkła i przewracanego przedmiotu.—A tutaj?— kolejna spadająca rzecz. Usłyszał kroki, skrzypiące drzwi. Bał się nawet spojrzeć.—Tu się schowałeś?— otworzył większą z szafek z takim impetem, że jeden z zawiasów został wyłamany.— Lubię się z tobą droczyć, Sosenko~—

Chłopak nie musiał patrzeć, żeby wiedzieć, że demon stoi tuż przed jego kryjówką. Potwornie się trząsł. Do oczu poraz kolejny w tym tygodniu naszły łzy. Krasnal zacisnął mocniej ręce na jego bluzie. Usłyszał pazury odbijające się od powietrzni stołu, który po chwili wylądował po drugiej stronie kuchni. Oddech mu przyspieszał. Demon machnął palcem, a on uniósł się w powietrzu.

—Widzę, że znalazłeś sobie kolegę. Pozwól, że pożyczę go sobie na chwilę~— zaklęcie wyrwało mu z rąk krasnala. Dipper otworzył zapłakane oczy.

—Cipher, proszę cię! Wypuść go!— próbował chwycić przerażonego stworka, ale nic z tego nie wyszło.

—Kim ty jesteś, Sosna, żeby mi rozkazywać, a poza tym, na prawdę zależy ci na tym małym, nierozumnym stworzeniu?—zapytał po czym prychnął— Proszę bardzo. Oddam ci je, ale zamknij oczka, słońce.— Ostatnie zdanie wypowiedział radosnym i przesłodzonym tonem.

Nawet nie zwrócił uwagi na to jak nazwał go Bill. Przerażony nie wiedząc co zrobić wykonał polecenie demona, który szeroko się uśmiechał. Pstryknął palcami. Poczuł coś na rękach, było...ciepłe i mokre.

—Możesz już otworzyć— mruknął mu do ucha.

Spojrzał na swoje ręce i przeraził się. Miał na nich krew i organy stworka. Nerka, jelita, płuca, a na samej górze serce i mózg. Jego reszta leżała na podłodze. Z krzykiem upuścił to co zostało ze Shmebulock'a. Demon wybuchł gromkim śmiechem. Kulił się w powietrzu, a po policzkach chłopaka spływały słone łzy.

Dopiero teraz zwrócił uwagę na Cipher'a. Największą zmianą była jego ludzka postać. Miał żółtą marynarkę do ziemi, czarną kamizelkę, spodnie i muchę, białą koszulę, oraz czarny, mały, lewitujący cylinderek i lakierki. W końcu się opanował. Gdy był już w pozycji pionowej ruchem dłoni przyciągnął do siebie chłopaka, który za wszelką cenę chciał się odsunąć.

—Lubię, gdy patrzysz się na mnie tym przerażonym wzrokiem— wyszeptał mu do ucha. Przeszedł go dreszcz po kręgosłupie.—Sprawię, że będziesz patrzeć tak tylko na mnie, rozumiesz, sosna?— po kilku sekundach Dipper wciąż milczał—ROZUMIESZ?!— wrzasnął.

—Tak!— odpowiedział kuląc się odrobinę.

—Bardzo ładnie— popatrzył na niego od góry do dołu.

Pstryknął palcami, a z jego ubrań zniknęła krew, jak i same ubrania. Został w samych bokserkach i koszulce z krótkim rękawem. Próbował się jakoś zakryć. Do oczu naszła kolejna fala łez, którą próbował powstrzymać. Demon nie zwrócił na to uwagi. Ruszył w końcu z miejsca, ciągnąc za sobą Dipper'a czarem. Przez zasyfiony salon do pokoju wuja. Był jeszcze bardziej zagracony niż wcześniej wspomniany salon, ale dla Bill'a to nie problem. Pstryk i pokój czysty. Demon położył chłopaka na łóżko, po czym położył się obok.

Jego ciałem wstrząsały drgania, których nie mógł opanować. Cipher objął go ramieniem tak, żeby nie miał możliwości ucieczki. Przyciągnął go do siebie, odsunął włosy, które zasłaniały mu szyję.

Czuł takie przerażenie jakby zaraz miał się wbić w to miejsce ostrymi kłami i wyrwać kawałek kręgosłupa znajdującego się tam. Potrząsnął nim mocniejszy wstrząs.

Powiew gorąca- oddech demona. Za blisko, zdecydowanie za blisko. Zaczął się wyrywać. Za sobą usłyszał głośny wark. Blondyn chwycił go za szyję i przycisnął tak, by nie mógł swobodnie oddychać. Położył swoje dłonie na tej demona i próbował ją z siebie zerwać. Skończyło się na tym, że smukłe palce Bill'a zacisnęły się mocniej na jego krtani uniemożliwiając mu pobieranie tlenu. Dusił się. Nieudolnie próbował się wyślizgnąć z uścisku blondyna.

—Przestań się szarpać, albo umrzesz, Sosna— mruknął mu do ucha.

Opuszczały go siły; przestał się poruszać. Jedynie drżał lekko. Przed oczami miał czarne plamy,  które widział tylko, dlatego że światło księżyca, padające przez okno rozpraszało czerń, która panowała w pokoju. Dłoń zniknęła z jego gardła. Z tyłu szyi poczuł coś ciepłego i mokrego. Język demona przejechał po jego skórze. Zadrżał mocno. Bill ponownie położył dłoń na jego szyi. Zamknął oczy i podkulił nogi. Palce demona błądziły po nim. Gardło blondyna opuścił niski pomruk.

—Dobranoc, Sosna.— szepnął ocierając głowę o jego policzek. Chłopak spiął się jeszcze bardziej o ile to możliwe.

Tej nocy nie zmrużył oka, ani na minutę. Czuł na sobie włosy demona, oddech, jego najmniejszy ruch wprawiał go w bezdźwięczną panikę.

Demon SnuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz