11.

1.5K 97 73
                                    

Hyunjin
~~~~~~~~~~~~~~~~

Przeskoczyłem przez niewysoką barierkę, już po chwili znajdując się na małej dróżce prowadzącej do domu mojego przyjaciela.
Stanąłem przed jego drzwiami, dzwoniąc kilkukrotnie dzwonkiem, jednak ten naburmuszony wiewiór najwyraźniej nie miał w zamiarach mi otwierać.

- Jisung, mam żelki - westchnąłem, wiedząc że tamten koczuje pod wejściem.

- Ah, Panie Hwang, nie trzeba było - drzwi szybko się otworzyły, a chuda ręka chłopaka niemalże wyrwała siatkę ze słodyczami z mojej dłoni. - Ale skoro już mam żelki, to możesz wejść przy okazji.

Prychnąłem pod nosem, wchodząc do sporego domu przyjaciela i pierwsze co robiąc, to rzucając się na sporą kanapę.
Han z wyrazem niezadowolenia usiadł obok mnie, męcząc się z otwieraniem paczki ze słodyczami, którą mu przyniosłem.

- Słuchaj... Jest sprawa - zacząłem, a tamten uniósł brew ku górze. Wiedziałem, że zaraz z czymś wypali, więc wolałem nie dopuścić go w tym momencie do głosu. - Chan leży w szpitalu, miał wypadek.

Usta chłopaka kilka razy otworzyły się i zamknęły.
Spojrzał na mnie zakłopotany, wypuszczając głośno powietrze z ust. Odłożył paczkę z żelkami na bok, rozkładając swoje ręce i pozwalając mi wtulić się w swoją ciepłą i jak zawsze ładnie pachnącą klatkę piersiową.

Westchnąłem głośno, zagryzając wargę.
Od kiedy tylko dowiedziałem się o stanie mojego przyjaciela czułem się fatalnie, ale przecież gdybym pokazał to przy Felixie, pogorszyłbym jego samopoczucie. A jeśli chodziło o tamtego blondyna, wolałem w jakikolwiek sposób zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa i zero zmartwień. Chciałem, żeby pod nieobecność Chana nie musiał cały czas martwić się o brata... Nie mogłem mu pokazać jak bardzo boję się o jego brata. Przy Jisungu była zupełnie inna sytuacja. Znaliśmy się zawsze, widział mnie w każdym stanie no i rzecz jasna Bang nie był jego bratem.

Zacisnąłem swoje powieki, luźno odkładając głowę na jego tors, a pojedyncza łza wypłynęła spod moich lekko wilgotnych powiek.
Byłem Hanowi naprawdę wdzięczny za to, że zawsze przy mnie był i to właśnie jemu mogłem się wypłakać.
Nigdy nie komentował - po prostu w zupełnym skupieniu słuchał tego co mam do powiedzenia i pomagał mi się uspokoić, gładząc moje plecy lub bawiąc się włosami.

- P-podobno lekarze nie wiedzą czy p-przeżyje... R-rozumiesz?... M-może mi zabraknąć C-Chana... - kontynuowałem, a Jisung położył swoją głowę na tej mojej, jedną dłonią przeczesując moje włosy. - Wiesz, ż-że jestem z nim bardzo z-zżyty...

Usłyszałem ciche pociągnięcie nosem, dzięki któremu wywnioskowałem, iż mój towarzysz również płacze.
Moje ramiona nieco mocniej zacisnęły się wokół jego drobnej talii, a ciche westchnięcie ponownie opuściło moje usta.

- Hyu, jedyne co możemy to życzyć Chanowi dobrze... Sam też byś to tak ujął, prawda?... Słuchaj, wszystko dzieje się po coś... To też jest „po coś", jestem tego prawie pewien. Musimy wspierać Chana dobrymi myślami i po prostu wierzyć w to, że da sobie radę...

Jak zawsze ujął to wszystko dobrze i sensownie.
Na co dzień można by było powiedzieć, że Jisung to naprawdę głupiutki dziewiętnastolatek, ale gdy przyjdzie co do czego, nie ma lepszego słuchacza od niego. Tak samo było z jego poradami - zawsze przydatne i na temat.

- Przepraszam, m-muszę dać upust emocjom... Przy Felixie nie mogłem tego zrobić, załamałby się jeszcze bardziej...

- Zgaduję, że Felix, to ktoś bliski tobie albo Chanowi, tak?

- To brat Chana. Wczoraj spotkałem go wracając ze sklepu. Jakoś tak dziwnie mi było, że nie znam najbliższego członka rodziny mojego przyjaciela i zaproponowałem mu wspólne spędzenie czasu. To znaczy... Wiesz jak idzie mi zawieranie nowych znajomości... Nagle zadzwonił do niego telefon, a on popadł w jakąś wewnętrzną panikę... Czułem, że muszę przy nim zostać, jakoś postarać się go uspokoić... Rano do pokoju weszła jego mama z wieścią, że koniecznie musi jechać do babci chłopaków, bo tamta gorzej się czuje i sama sobie nie poradzi... Musiała zostawić Felixa samego, a Chana w pewnym sensie pod jego opieką... A ja nie chcę zostawiać tego biednego dzieciaka zupełnie samego... Martwi się o swojego brata w cholerę, kim bym był, gdybym teraz zostawił go na lodzie? - wytłumaczyłem, dając upust kolejnym łzom.

- Ah, Jinnie... Zawsze mówiłem, że masz dobre serce, a inni tego nie zauważają, prawda?... Gdy o tym mówiłeś, pomyślałem o pewnej rzeczy... Skoro nic nie dzieje się bez powodu czy na marne... Może chodzi tutaj o Felixa?...








Poranne hyunlixy omgomg
Śpijcie sobie chociaż wy moi drodzy XDDDD
Miłego dnia/nocy~~!

𝗠𝘆 𝗯𝗿𝗼𝘁𝗵𝗲𝗿'𝘀 𝗳𝗿𝗶𝗲𝗻𝗱 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz