Okazało się że brunetka zabrała mnie na wycieczkę po wspomnieniu. Po wyjściu z pokoju Lexy (właściwie to mamy oddzielne pokoje, bo Bekka stwierdziła, że nie ma zamiaru słuchać "akompaniamentu naszych jęków" o 3 nad ranem, ale pierwsza komandor i tak zdaje sobie sprawę, że się do tego nie stosujemy) udałyśmy się do sali pełnej drzwi. Brązowowłosa przystanęła przy jednych z nich. Wyczekiwałam aż otworzy mi drzwi tak jak poprzednim razem, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego Lexa posłała mi łagodny uśmiech, po czym podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem w talii. Ujęła moją dłoń w swoją i przyłożyła ją do powierzchni drzwi. Gdy otworzyłam oczy, otaczały mnie drzewa. Rozglądając się pełna podziwu, obróciłam się w kierunku Lexy, po czym posłałam jej promienny uśmiech. Jednak nasz kontakt nie potrwał długo, ponieważ szybko odwróciłam głowę, słysząc radosny śmiech. Chwilę później na polanę wbiegły dwie roześmiane dziewczynki. Posłałam Lexie pytające spojrzenie, lecz gdy nic nie odpowiedziała, powróciłam wzrokiem do goniących się wokół nas dziewczynek. Nagle jedna z nich straciła równowagę, upadając na ziemię. Odruchowo spróbowałam ją złapać, lecz przemknęła mi przez ręce, jak dym papierosów, które kiedyś skręcili Monty i Jasper. Zupełnie jakby mnie tam nigdy nie było. Spojrzałam na Lexę zupełnie osłupiała, gdy dziewczynka przetarła zaszklone oczy, podnosząc się prędko z ziemi. Poczułam jak zielonooka obejmuje mnie od tyłu i opiera podbródek na moim ramieniu. Brązowowłosa dziewczynka szybko podbiegła do drugiej. Przekrzywiłam lekko głowę, obserwując w skupieniu dalszy bieg wydarzeń. Chcąc zapytać się Lexy, kim są te dzieci, przyjrzałam się uważniej małej brązowowłosej. Nagle zauważyłam oczywiste podobieństwo - te same zielone oczy, smukłe rysy twarzy i te ciemnobrązowe falowane włosy.- Ty i Costia - wyszeptałam bardziej do siebie niż do Lexy, a ona mi przytaknęła.
Dziewczynki usiadły na kłodzie. Mały Natblida zauważając zdarte kolano Costii, popatrzyła na nią zmartwionym wzrokiem.
- Naprawdę nic mi nie jest Lexie - doszedł do mnie dziecięcy głos Costii.
Mała brunetka dyskretnie wyciągnęła rękę za siebie, zrywając kwiatek, po czym wręczyła go drugiej dziewczynce. Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, przyjmując podarunek. Niespodziewanie Costia przyciągnęła małą Hedę do uścisku, ucałowując jej policzek. Policzki przyszłej komandor momentalnie zalały się szkarłatnym rumieńcem, uśmiechając się niezgrabnie.
Zachichotałam cicho na ten widok, odchylając głowę, by złożyć pocałunek na policzku Lexy. Jej kąciki ust uniosły się lekko, przyciskając mnie mocniej do swojej talii.
- Przymnie się już tak nie rumienisz - dodałam udając obrażoną.
- Jesteś niemożliwa - zaśmiała się, kręcąc zrezygnowana głową.
Nagle obraz dzieci stał się rozmazany, po chwili znikając całkowicie. Lexa ostrożnie odsunęła się ode mnie, zmierzając powolnym krokiem w stronę kłody, na której jeszcze przed chwilą siedziały dziewczynki. Ze smutkiem przejechała opuszkami palców po powierzchni drzewa, a ja dopiero teraz dostrzegłam wyryte na nim inicjały "L+C". Podeszłam do ukochanej, kładąc pocieszająco dłoń na jej ramieniu.
- Nie bez powodu pokazałam ci to wspomnienie, Clarke - zaczęła, biorąc głębszy wdech. - Znalazłyśmy z Costią to miejsce przypadkowo, gdy bawiłyśmy się kiedyś w lesie. Od tamtej pory to było nasze miejsce. Po jej śmierci... - jej głos nagle się załamał, a ja nie popędzałam jej, doskonale zdając sobie sprawę, jak trudne dla niej jest mówienie o tym. - Po jej śmierci przychodziłam tu po prostu pomyśleć w samotności.
Obraz znów nabrał ostrości, lecz słońce było zdecydowanie niżej nad horyzontem. Z lasu wyłoniła się z początku rozmazana postać, zmierzająca w stronę kłody. Gdy wizja stała się bardziej wyraźna, dostrzegłam opadający materiał. Młoda komandor usiadła na kłodzie, a ja dostrzegłam, że jej barwy wojenne są bardziej zbliżone do barw, które nosiła Anya.
- Czasy tworzenia koalicji - wtrąciła ledwo słyszalnie Lexa, nim zdążyłam o cokolwiek zapytać.
Tymczasem młodsza wersja Hedy wyjęła wysuszony kwiatek i obróciła go między palcami. Nagle mniejsza dziewczyna wybuchła niekontrolowanym płaczem. Lexa odwróciła wzrok od swojej młodszej wersji, a ja nie skomentowałam tego, wiedząc jakie to dla niej trudne. Kohl zaczął spływać po policzkach brunetki, tworząc czarne rozmazane smugi.
- A ja zawsze zastanawiałam skąd się wzięły twoje barwy...
Niedawno mianowana Heda nie przestawała szlochać, a czarna farba zasychała na ścieżkach utworzonych przez łzy. Obkrążyłam kłodę, stając naprzeciw zielonookiej. Przyciągnęłam brunetkę do uścisku, a ona ukryła twarz w materiale mojej koszulki. Nagle młoda komandor wyprostowała się, spoglądając na nas. Wyciągnęła rękę w naszym kierunku, lecz natychmiast ją cofnęła, kręcąc zrezygnowana głową na boki.
- Nie... Jej już nie ma...
Poczułam mocniejszy uścisk wokół talii, a wizja zaczęła się rozmywać. Gdy ponownie otworzyłam oczy, znajdowałyśmy się w tym samym pokoju pełnym drzwi.
21 maj 2150r
Po ostanio odwiedzonym wspomnieniu wiedziałyśmy z Lexą, że mamy dużo do omówienia. Wieczorem odbyłyśmy długą, pełną emocji rozmowę.Nie miałam zamiaru zbytnio na nią naciskać, ale miałam wrażenie, że weszłam w jej intymną strefę. Nie chciałam, by pozostało między nami coś niewyjaśnionego i Lexa doskonale to rozumiała. Wiedziała, że im dłużej będziemy odkładac tą rozmowę, tym bardziej będzie się zamykać na ten temat. Część mnie cieszyła się że zielonooka ufała mi do tego stopnia, by dzielić się ze mną tak niewygodnymi dla niej tematami. Po wszystkim Lexa objęła mnie czule i obiecała, że jutro pokaże mi weselsze wspomnienie.
CZYTASZ
Die for you (clexa)
FanfictionChyba naprawdę oszalałam. Co by wydarzyło się, gdybym wykonała na sobie rytuał przyjęcia płomienia? *** Dłużej tak nie wytrzymam *** Poczułam narastający ból karku, przechodzący przez każdy nerw mojego ciała. Moje mięśnie spięły się, jak na zawoł...