3

89 3 13
                                    



12 czerwiec godzina 17:05

- Dzień dobry. - powiedziałam, po chwili usłyszałam dźwięk przesuwających się schodów spojrzałam tam lekko wystraszona i zobaczyłam starszego pana. 

- O panienka Lupin witam, pamiętam jakby nie dawno twoi ojcowie przyszli tu po swoje różdżki o tak dokładnie pamiętam cyprys giętka rdzeń z ogona jednorożca 10 i 1/4 cala a ta druga hyyym  gdzieś umknęła mi z pamięci no cóż - powiedział... Czekaj... chwila że kto jacy OJCOWIE chyba ojciec no dobra może się mu coś pomyliło nie ważne. Sylvia przyszłaś po różdżkę a nie po historię ze swojego życia opanuj się.

- Yyyy tak a więc ja po różdżkę. - odpowiedziałam chcąc już z stamtąd wyjść.

- Dobrze więc może... - poszedł gdzieś w stronę jednego z regałów i wrócił z różdżką - ...niech będzie ta. - podał mi ją a ja na niego spojrzałam po chwili odezwał się. - No machnij! - jak powiedział tak też zrobiłam i zbiłam wazon. - Nie nie to nie ta!

- Przepraszam. - mruknęłam.

- Nic się nie stał to normalne. - odpowiedział. -  to może ta. -  podał mi kolejną. - Róg rogatego węża sztywna 11 i 3/4 cala. - machnęłam a różdżka wyskoczyła mi z dłoni. - Ta też nie. - miałam jeszcze dwie różdżki i żadna nie pasowała. - Skoro tamte nie były dobre to może ta w takim razie. - podał mi kolejną. - proszę te włókno ze smoczego serca 13 i 1/4 cala dość giętka. 

- Dziękuje. - wzięłam magiczny patyk i poczułam przyjemny przypływ energii i światło dookoła  mnie. 

- Tak to zdecydowanie ta. - powiedział.

- Dziękuję, ile płacę? - zapytałam. 

- 7 galeonów i 3 sykle. - odpowiedział podałam mu pieniądze i wróciłam do bliźniaków.

- No nareszcie...

- ...Lata cię nie...

- ...Było ale...

- ...W końcu... 

- ...Jesteś! - mówili jeden po drugim uzupełniając zdania za siebie.

- Tak jestem jestem i przepraszam że tak długo po prostu...

- Żadna różdżka nie była odpowiednia - powiedział Fred znowu. 

- Mam ci przypomnieć że umiem mówić sama? - zapytałam.

- Z chęcią posłucham ale najpierw mi powiedz gdzie teraz idziemy. - odpowiedział niewzruszony.  

- Do Madame Malkin. - powiedziałam. Myślę, że pół godziny już minęło.

- Dobrze a wiec teraz możesz prawić swoje kazania mojemu bratu. Z chęcią posłucham. - powiedział ze śmiechem George.

- Z chęcią. Ale się tak nie chichraj bo tobie tez zacznę je prawić George. - powiedziałam 

- Fred my nie zauważyliśmy jednej dziwnej rzeczy w niej. - powiedział George, a ja zmarszczyłam brwi.

- Czego  niby? - zapytał. 

- Że potrafi nas rozróżnić. - powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.  

- O ty faktycznie. - powiedział po chwili gdy zdał sobie sprawę co powiedział jego bliźniak. - Jak ty to robisz? Nawet nasza mama i rodzeństwo nas nie rozróżnia. - mówił na jednym wdechu.

- No nie wiem może tak że od początku kiedy się przedstawiliście szliśmy tak samo? - zapytałam retorycznie. 

- A no tak. - powiedzieli obaj w tym samym czasie. 

- Ale czekajcie. - powiedziałam i się zatrzymałam co oboje uczynili to samo. 

Przyjrzałam się i zobaczyłam że Fred jest minimalnie wyższy od Georga i ma też trochę więcej piegów na nosie 

- Okey, chyba wiem już jak was odróżnić. - powiedziałam a oni spojrzeli się na siebie. 

- Chciałabyś. - odezwał się George. 

- No ale zobaczymy odwróć się i nie podglądaj. - powiedział Fredick

- Dobrze. - odwróciłam się do nich plecami i jak dali mi znać to wróciłam do dawnej pozycji. - więc ty... - pokazałam na lewo - ...jesteś George a ty... - teraz pokazałam na prawo - ...jesteś Fredick - powiedziałam pewna swojej decyzji. 

Chłopcy spojrzeli po sobie z otwartymi buziami po czym odezwał się ze śmiechem George.  Spojrzeliśmy z jego bliźniakiem na niego jak na idiotę.

- Słyszałeś jak cię nazwała hhahahaha Fredicku hahahaha. - myślałam że z tego śmiechu zniesie  tam jajo za chwile. 

- I co w tym takiego zabawnego? - zapytałam nie wiedząc za bardzo o co mu chodzi. 

- No bo widzisz nie lubię wręcz nie znoszę jak mnie ktoś tak nazywa dla tego jak się przedstawiałem powiedziałem że dla przyjaciół Fred z myślą że będziesz mnie tak nazywać. A z racji że ten idiota zwany moim młodszym bliźniakiem się z tego śmieje to się nie przejmuj on tak zawsze. - wytłumaczył  mi spokojnie. 

- A więc w takim razie przepraszam Fred a po drugie zauważyłam że coś z nim nie teges nie miał przypadkiem jakiegoś spięcia no wiesz w inkubatorze czy coś? - powiedziałam z udawaną powagą. 

- Hahahahha już cię lubię.  - odpowiedział Fred śmiejąc się. 

- To nie śmieszne. - odezwał się George. 

- Śmieszne, to ty masz po prostu jakieś kiepskie poczucie humoru kolego. - odpowiedziałam mu. 

- Wyjdź za mnie błagam. - rzucił Fred - W końcu ktoś kto ma jakieś dobre teksty na obrażanie go. - zaśmialiśmy się na te słowa.

- Zostańmy na razie przy przyjaciołach jestem za młoda na ślub więc poczekaj jeszcze trochę ale od razu mówię  że tort ma być - zaczęłam - kokosowo, śmietankowo ,  truskawkowy. - powiedzieliśmy razem  z czego zaczęliśmy się śmiać całą trójką.

- Dobra po pierwsze kubki smakowe macie chyba identyczne po drugie chcę być świadkowym i ojcem chrzesnym waszego pierwszego dziecka. - powiedział z entuzjazmem ostatnie słowa. 

- Dobrze zgadzam się pod warunkiem że to Fred będzie rodził, o już jesteśmy poczekajcie tutaj  chwilkę. - powiedziałam. 

 Weszłam do środka sklepu zabrałam rzeczy po przednio za nie płacąc i dziękując wyszłam ze sklepu. 

- Dobra a więc gdzie teraz musicie iść? - zapytałam chłopaków.

- Do księgarni esy i floresy. - odpowiedzieli razem.

- Więc w takim razie w drogę bo ja tam muszę się spotkać z tatą.  

Szliśmy śmiejąc się i rozmawiając dowiedziałam się że bliźniacy mają dosyć sporą gromadę rodzeństwa zaczynając od najstarszego Jest to Bill, Charli, Percy, Fred, George, Ron i Ginny szczerzę współczuję dziewczynie z tyloma chłopami wytrzymać pod jednym dachem. Dowiedziałam się również że są ode mnie starsi o miesiąc i też będą niedługo uczyć się w Hogwarcie. Powiedzieli że ich cała rodzina należy do domu Godryka Gryffindora i, że oni też tam trafią. Też myślę że tam trafie ale w razie czego zapytałam się bliźniaków czy jak trafie do innego to nadal będziemy się przyjaźnić to odpowiedzieli mi że już się od nich nie odczepię. Są cudowni.


--------------------------------------------------------------

Wow jestem z siebie dumna rozdział ma 1033 słów bez tego co jest pisane w tej chwili tłustym drukiem. Dziękuje za każdy komentarz to tyle paa miłego dnia/nocy/popołudnia/wieczoru 

Od przyjaciela po chłopaka || Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz