XV

260 28 27
                                    

Hubert uniósł znudzony wzrok znad książki, którą wcześniej przyniosła mu jego mama. Dopiero dzień tu leży a nudy towarzyszące tylko wydłużają i tak już nienaturalnie spowolniony czas. Ruch ręką, w którą został postrzelony, ma dość mocno ograniczony. Choć i tak lepsza ręka niż serce, brzuch czy głowa. Hubert przed snem wczoraj myślał o tym czemu ręka? Jak daleko musiał być strzelający żeby go nie trafić i nie zabić, lub jak dużą wadę wzroku posiada...

-Dobry - przywitała się przyjaźnie pielęgniarka - Za chwilę przyjedzie pacjent, na razie średnio z rozmową ale gdy będzie lepiej to będziesz mieć towarzysza - poinformowała

Oboje spojrzeli na puste miejsce, gdzie jeszcze rano znajdowało się łóżko. Hubert nic nie odpowiedział tylko kiwnął głową w geście przyjęcia wiadomości. Kobieta opuściła pomieszczenie.

☆☆

-Idę - krzyknął, słysząc dobijających się do drzwi policjantów - Witam - przywitał się po otworzeniu

-Jedziemy na komendę - powiedziała pani sierżant

Karol szybko ogarnął się gdy policjanci "usiedli na kanapie", gdy w rzeczywistości oglądali mieszkanie w celu znalezienia czegokolwiek co mogłoby wskazywać, że ich podejrzenia są prawdziwe.

Na komisariacie byli zaledwie pół godziny później. Karol grzecznie wykonywał polecenia, główną jego myślą było "jestem niewinny, nie mam się czego bać" i w sumie była to prawda, ale-jak to człowiek-miał gdzieś z tyłu głowy te durne wątpliwości.

Policjanci ponownie zadawali mu pytania.

-Jak już nie raz mówiłem, byłem wtedy na działce. Zajmowałem się malowaniem altany - odpowiedział lekko znudzony, oczywiście nie ukazywał tego

-W jakich godzinach tam byłeś - spytała sierżant, jej partner zapisywał co ważniejsze informacje

-Z domu wyszedłem około czternastej, może wpół do, więc na działce byłem może z dziesięć, piętnaście minut później. Pamiętam, że zmęczyłem się trochę i wróciłem około dwudziestej drugiej - odpowiedział - A. I szedłem dłuższą drogą, przez las bo potrzebowałem spokoju i po prostu zwykłego spaceru

Mężczyzna szepnął coś do partnerki, ona kiwnęła głową utrzymując swojego poker face. Wyszła. Po chwili wróciła z jakąś inną kobietą, do nogi której przytulony był młody chłopiec.

-Rozpoznajesz tego pana? - spytała policjantka nienaturalnie miłym głosem

Starszy posterunkowy ruchem ręki nakazał Karolowi wstać z krzesła i powiedział coś by dzieciak mógł rozpoznać go z głosu.

-Cześć, nigdy wcześniej mnie nie widziałeś, racja? - powiedział Karol na tyle spokojnie na ile mógł, wewnętrzny strach nie mógł zobaczyć światła dziennego

-Proszę, powiedz że widzisz mnie pierwszy raz a ja będę mógł wrócić spokojnie do domu - pomyślał zaniepokojony, przecież tyle razy widział jak niewinni i tak trafiają do więzienia bo wymiar sprawiedliwości w tym kraju to czysta porażka

-Ten pan wygląda bardzo podobnie - szepnął chłopiec na ucho Matki - Ma inne okulary i głos trochę mniej chrypkowaty - kontynuował

-Zachrypnięty? - szepnęła do niego kobieta

Chłopiec pokiwał głową. Karolowi zaczęło walić serce. Co z tego że jest niewinny jak świadkowie to dzieci, które w większości nie zapamiętują twarzy. Kobieta z dzieckiem opuścili pomieszczenie, a policjantka udała się zaraz za nimi.

-Co się dzieje, czemu oni wyszli?- zapytał can siebie w myślach

Jakiś czas później przyszło jeszcze dwóch innych rodziców z dzieciakami. Wyszli tak tajemniczo jak pierwszy chłopiec. Karol zaczął się obawiać, że wskażą go jako mordercę.

-To wszystko na dziwić, za tydzień wróci ostatnie dziecko wskazując cie lub ratując ci dupe - powiedział policjant

Brunet westchnął. Oby przynajmniej ostatni "świadek" był starszy i bardziej rozgarnięty.

-Do widzenia, a i jeszcze jedno zaraz pójdę do sklepu jakby co - poinformował wychodząc z samochodu policjanta

-Hm, daj pan znać jak wrócisz. O dowodzie na to chyba nie muszę wspominać

-Jasne pane władzo, dovidzenia - pożegnał się

Policjant mruknął coś w odpowiedzi i odjechał. Karol szedł z reklamówką pełna zakupów, słońce grzało a ulice były prawie puste. Wszyscy pewnie na wakacjach, basenie lub w domach bo za ciepło by wyjść.

☆☆

-See the past through a flashback. Back to the days when I didn't have rap - dźwięk dzwonka rozległ się po sali, Hubert siedział na łóżku czytając jakąś książkę o obozie koncentracyjnym

-Hej - powiedział do telefonu, zamknął książkę i założył papcie

-Cześć - powiedziała radośnie kobieta - Nie możemy dzisiaj przyjść. Jak się czujesz? - spytała

-Ręka mnie trochę dalej boli jak ruszam, ale lekarz mówi, że szybko się kuruje i może nawet wyjdę w ciągu tygodnia - poinformował - Potem tylko problem z tym kto mnie postrzelił.. - dodał patrząc w nieokreśloną dal okiennego widoku

-To dobrze, mój wilczek - powiedziała dumnie - Bądź silny synek, muszę już iść - pożegnała się

-Papaa - odpowiedział i położył telefon na parapet, o który się oparł

-Wydra Hubert? - spytał mężczyzna, który podszedł do blondyna

-Tak, w jakiej pan sprawie? - spytał, nie znał tego mężczyzny ale już na starcie wzbudzał podejrzenia - Znamy się? - dodał - Mam wrażenie że gdzieś go widziałem - pomyślał

Brunet w okularach, wysoki, wydaje się dobrze zbudowany. Ubrany w typowy strój lekarski. Pozornie zwykły lekarz, jednak Hubert dalej był niechętny do współpracy.

-Jestem twoim nowym lekarzem, razem będziemy starać się dojść do tego, kto cię postrzelił - uśmiechnął się przyjaźnie

Przyjaźnie? Nie. To była maska, na pewno. Mimo wątpliwości Hubert udał się z brunetem do jednej z pustych sal.

-Więc, co pamiętasz ostatnie? Wiesz, zaraz przed postrzeleniem, straceniem przytomności. Wszystko dokładnie opisz - polecił - A raczej najdokładniej jak potrafisz - poprawił się

Hubert zaczął opowiadać to samo, co przy policji. Nic nowego w pamięć nie powróciło.

-Dziękuje, na dzisiaj to tyle - poinformował - Za niedługo przyjdę ponownie

-Do widzenia - pożegnał się z mężczyzną i wrócił do sali, akurat jego lekarz zaczął obchód po pacjentach i takie tam lekarskie wywiady

Hubert chyba nigdy nie zasnął z taką łatwością, jeszcze paliło się światło gdy padł jak zabity. Znów był na polanie. Słyszał krzyki, piski. Z każdej strony. Z każdą sekundą głośniejsze, wyższe. Rozsadzały mu głowę.

-Co jest - szepnął do siebie gdy nagle zaczął się poruszać, jednak nie tą samą drogą co we wspomnieniu

Krzyki ucichły dopiero gdy spojrzał na twarz mordercy. Znaczy się na miejsce gdzie ta twarz powinna się znajdować. Zamiast niej była czarna pusta, bez cienia, czysta czerń. Spojrzał na resztę ciała. Czerń, zero odbić światła, zero cieni. Wokół postaci unosiła się smolista, widoczna, ciężka aura. Las też zdawał się być inny, jakby nagle zaczęło zachodzić słońce.

-Co do kurwy... - spytał sam siebie gdy postać zaczęła zmieniać kolory, miejsce a nawet kształty

☆☆☆☆☆
Omg, ja żyję
Przepraszam, że nie dałam rozdziału już chyba ponad tydzień temu, ale nie umiałam nic napisać
W ramach rekompensaty postaram się jeszcze w tym tygodniu wstawić kolejny rozdział oraz one shota!

Miłego dnia/nocy <33

☆ Jesteś Mój, Głuptasie ☆ DxD ☆ Zakończone ☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz