Wprowadzenie

174 13 7
                                    

Wtorek, 1 marca 2022 r

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wtorek, 1 marca 2022 r. 
Godzina 16:17 

Dzień dobiegał już powoli końca. Z racji tego, że jeszcze kalendarzowo panowała zima, na dworze można było poczuć mroźny wietrzyk, który przyjemnie orzeźwiał organizm oraz przysparzał gęsią skórkę na karku. Patrząc się w stronę horyzontu, który komponował się z rozwijającą się miejską infrastrukturą, dostrzec można było karmazynowo-pomarańczowe słońce, które ospale zniżało się do powierzchni ziemi. Niesamowity był fakt, że wystarczało zamknąć oczy na dosłownie kilka minut, a ognista gwiazda obniżała swoją pozycję w zauważalny sposób. Uwielbiałem tak spędzać bezchmurne i rześkie  wieczory, gdyż to właśnie one w banalny i przejrzysty sposób ukazywały, jak złożony i zarazem prosty jest nasz świat. Trudno było mi oderwać wzrok od już czerwonopomarańczowej piłeczki, która lada moment schowa się za granicą, gdzie niebo styka się z ziemią. Przyglądałem się temu konwencjonalnemu przedstawieniu z zaciekawieniem, jakie towarzyszy dziecku podczas oglądania magicznych sztuczek. Mój wzrok nie odrywał się od centralnie promieniującego obiektu na szaroniebieskim niebie. Uświadomiwszy fakt, że cały ten spektakl lada moment dobiegnie końca, postanowiłem odliczać do kulminacyjnego momentu, kiedy słońce zniknie już z mojego pola widzenia. 
To była już kwestia czasu, więc kiedy nastała odpowiednia chwila zacząłem cicho pod nosem zmierzać w kierunku zera od dziesiątki. 
9... 8... 7... 6... Niebo momentalnie rozbłysło się na wszelkie znane gamy kolorów. Nie byłem do końca pewien, czy zauważone zjawisko po prostu mi się nie przewidziało, więc kontynuowałem odliczanie.
5... 4... 3... Z głowy zerwał mi czapkę porywisty wiatr, który sprawiał wrażenie nasilać się z każdą chwilą. Pogarszające się warunki pogodowe zniesmaczyły mnie i zniechęciły do dalszego odliczania, ale po krótkim namyśle postanowiłem dokończyć co zacząłem. 
2.1.0. Odliczyłem wielokrotnie szybciej niż resztę numerków. 
Wiatr chwilowo ustał. Znowu było cicho i spokojnie. 
Zatrzymałem wzrok na słońcu, które właśnie powinno znikać za horyzontem. Jednak zaczęło sprawiać wrażenie, jakby się zatrzymało w miejscu. Aczkolwiek po chwili mogłoby się wydawać, że wielka ognista gwiazda znowu zaczęła się obniżać, gdyby nie fakt, że wraz z jej powolnym opadanie, zacząłem tracić czucie w nogach. Najpierw w palcach, potem w stopach, a następnie w całych dolnych kończynach. Upadłem na ziemię z przerażeniem w oczach, które gdyby mogło wołałoby o pomoc. Słońce z każdą chwilą obniżało swoją wysokość, wprost proporcjonalnie do segmentów mojego ciała, w których zaczynałem tracić czucie. W pewnej chwili leżałem całkowicie płasko na ziemi, gdyż wszystkie kończyny odmówiły mi posłuszeństwa. Znad horyzontu dostrzec mogłem pojedyncze promienie słoneczne, które delikatnie i zarazem namiętnie muskały moją skórę na twarzy. Po chwili jednak i one zniknęły, a ja straciłem całkowicie przytomność. Ostatnim uczuciem jakie zapamiętałem, było wrażenie zapadania się głęboko pod ziemię.  

Ocknąłem się. Nie leżałem już na twardej, zmarzniętej ziemi, tylko na wykładzinie, która śmierdziała stęchlizną i wilgocią. Ledwo zdołałem otworzyć oczy, gdyż światło wydobywające się z sufitu było przerażająco silne. Kilka chwil zajęło, zanim mój wzrok przyzwyczaił się do tego typu oświetlenia. W końcu miałem możliwość się rozejrzeć i zapanować nad sytuacją. Chociaż możliwie, że z tym drugim za bardzo się pospieszyłem. Otaczała mnie pusta, monotonna przestrzeń, która w pierwszej chwili przypominała pokoje jakiegoś biurowca. Różnica była taka, że nie było tu żadnych mebli. Kompletna nicość. Nadal kręciło mi się w głowie, więc postanowiłem chwilę się wstrzymać w szukaniu pomocy w tym dziwnym miejscu. Podparłem się o ścianę i zacząłem się dokładniej rozglądać. Jednak gdziekolwiek sięgnąłem wzrokiem widziałem żółtą tapetę o powtarzalnych odcieniach i wzorach, migające świetlówki, stęchłą wykładzinę oraz korytarze prowadzące... nie wiem dokąd. 

Postanowiłem chwilę posiedzieć i zebrać siły. 
Mimo, że dookoła mnie panowała kompletna cisza.
Czułem, że ktoś lub coś bacznie mi się przygląda zza któregoś korytarza. 
Ta myśl nie pozwoliła mi już zasnąć.  


Backrooms - zaplecza świadomości.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz