Poziom 1

77 6 2
                                    

Bardzo niefortunnie wylądowałem na twardej, betonowe posadce, skutkiem czego lekko skręciłem sobie kostkę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Bardzo niefortunnie wylądowałem na twardej, betonowe posadce, skutkiem czego lekko skręciłem sobie kostkę. O tyle dobrze, że w żaden sposób nie naruszyłem głowy. Jakoś sceptycznie myślałem nad wizją, gdzie doznaję wstrząsu mózgu bądź krwotoku wewnętrznego w miejscu, które wygląda jak opuszczone biuro. Jednak na tą chwilę krajobraz żółtych tapet oraz wykładzin się zmienił. Teraz przed oczami miałem betonową, chłodną przestrzeń, która na pierwszy rzut oka przypominała podziemny parking. Z taką różnicą, że nie było tu żadnych samochodów czy innych pojazdów. Żółte, brzęczące świetlówki zmieniły się na białe, neonowe żarówki, które jednolicie i wyraźnie oświetlały cały obiekt. Leżąc na betonowym podłożu poczułem, że moja prawa ręka robi się zimniejsza od drugiej. Przeszedłem do pozycji siedzącej i zauważyłem, że moja prawica przesiąkła wodą. Fakt ten nie zdziwił mnie, kiedy po chwili dostrzegłem, że obok mnie rozciągała się powabnych rozmiarów kałuża. Lekka kąpiel uświadomiła mi kolejny, niepokojący fakt. Od momentu pojawienia się w tym miejscu nie chciało mi się pić, nie byłem głodny oraz żadna inna fizjologiczna potrzeba nie dawała o sobie żadnego znaku. Jakby mój cały organizm się zatrzymał, jak wskazówki w moim zegarku. Wraz z myślą, że nie umrę z braku wody bądź pożywienia, pojawiała się retrospekcja tej dziwnej metalicznej kreatury, która mogłaby się za to okazać przyczyną mojego zgonu. Wyciągając wnioski z biura wyżej... Właśnie. Po chwili dopiero podniosłem głowę w górę, aby zerknąć na dziurę, przez którą tu wpadłem. Ku mojemu zdziwieniu, nie było już jej tam. Na jej miejscu był tylko wilgotny, betonowy strop, z którego kapały pojedyncze kropelki wody, które swą podróż kończyły w małej kałuży obok mnie. Po przypomnieniu sobie mojej całej wiedzy medycznej postanowiłem nastawić sobie skręconą kostkę. Zadanie to okazało się być trudniejsze niż myślałem, gdyż towarzyszący przy tym ból nieco pogarszał moje ruchy. Teraz już wiem, że te wszystkie sceny z amerykańskich filmów są imaginacją oraz montażem. Chyba, że po prostu aktorzy tam grający mają jaja ze stali, co by tłumaczyło ich pokaźną odporność na ból. Przerwałem swoje barwne wspominki o hollywoodzkich produkcjach i skupiłem się na aktualnym problemie. 

- To będzie jak oderwanie plastra. W pierwszych chwilach agonia, zaś po chwili przyjemna sielanka. - wmawiałem sobie w myślach. 

Mocno złapałem za delikatnie już opuchniętą kostkę, po czym wykonałem jeden stanowczy skręt ręką. Tak jak myślałem, momentalny ból byłby w stanie przebić się przez otaczające mnie betonowe ściany. W kącikach moich oczu ukazały się zalążki łez, które po chwili spłynęły po moich policzkach. Dopiero po dłuższej chwili byłem w stanie rozluźnić szczękę oraz zaciśnięte pięści. Dolegliwa kostka dawała się już mniej we znaki, jednak nadal była w opłakanym stanie. Wyciągnąłem z kieszeni wcześniej stworzoną prowizorycznie maseczkę, którą namoczyłem wodą z kałuży, aby wykonać z niej okład chłodzący. Wilgotna szmatka była genialnym pomysłem, gdyż kojąco działała na stan zapalny w mojej kostce. Zmieniłem sobie opatrunek z kilka razy, po czym postanowiłem spróbować wstać. Niestety do najbliższej ściany miałem spory kawałek, więc na moje nieszczęście nie miałem o co się podeprzeć. Magicznym sposobem udało mi się wstać i stanąć na zdrowej nodze. Powolnym, rozważnym tempem rozkładałem część swojego ciężaru na nastawioną kostkę. Kiedy poczułem granicę bólu możliwego do zniesienia, zapamiętałem jaki procent swojej masy mogę na uszkodzoną kończynę przekładać. 

Backrooms - zaplecza świadomości.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz