Poziom 0

111 9 2
                                    

Moje źrenice w końcu przyzwyczaiły się do jasnych jarzeniówek, świecących z sufitu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Moje źrenice w końcu przyzwyczaiły się do jasnych jarzeniówek, świecących z sufitu. Jednakże moja głowa nadal nie zdążyła się przestawić na poprawne funkcjonowanie. Czułem niewyobrażalny ucisk, zupełnie gdyby ktoś przyciskał mi czaszkę butem do podłogi. Oprócz tego dziwnego wrażenia słyszałem również trudny do zidentyfikowania dźwięk. Był na tyle głośny, że z wielką wątpliwością określiłem, czy słychać go w tym dziwnym miejscu, czy tylko w mojej głowie. Przypominał mi on charakterystyczny dźwięk, jaki wydawał telewizor kineskopowy, kiedy natrafiło się na kanał bez transmisji. W połączeniu z nasilającą się migreną tworzył kompozycję, która nie pozwalała mi wstać na równe nogi, jednocześnie wykreślając możliwość zaśnięcia. Siedziałem tak w bezruchu, czekając aż objawy się osłabią, a ja będę w stanie wykonać chociaż jeden krok. Czułem się strasznie bezsilnie...

W tym miejscu czas podlega zupełnie innym zasadom, jeśli w ogóle istnieje. Mogłoby się wydawać, że pod ścianą zbierałem siły przez ładne kilka godzin, jednak wskazówki w moim zegarku nie tyle co się nie poruszyły, a cofnęły się o parę godzin wstecz. Jednak priorytetem był rekonesans tego dziwnego biurowca oraz odnalezienie pomocy. W końcu migrena ustała, a dźwięk szumiącego telewizora zniknął równie szybko, jak się pojawił. Odzyskałem czucie w kończynach i jednocześnie podpierając się o ścianę, udało mi się stanąć na równe nogi. Chwilowo mnie zamroczyło, ale zacisnąwszy pięści oraz zęby odzyskałem utraconą równowagę. Finalnie mogłem rozejrzeć się po miejscu, w którym znalazłem się w dość nieprzejrzysty sposób. Zapach stęchłej wykładziny oraz nieświeże powietrze utrudniały mi swobodne przemieszczanie się, ale po aktywacji instynktu harcerza wykonałem z kawałka rękawa prowizoryczną maskę. Nadal śmierdziało, ale odczuwalność tego nie była na tak wysokim poziomie jak w przypadku bez maski. Rozglądając się po identycznych korytarzach doszedłem do wniosku, że miejsce, w którym się znajduje nie jest jakimś kompleksowym biurowcem. Świadczył o tym fakt, że oprócz cofającego się zegarka, mój telefon nie wykrywał żadnego zasięgu, a jakiekolwiek próby wykonania bardziej skomplikowanych czynności kończyły się restartem urządzenia. Marnowanie baterii nie było najlepszych pomysłem, więc ponownie schowałem moją cegłę do przedniej kieszeni i wróciłem do eksploracji tej dziwnej lokacji. Błądząc po holach z gnijącą tapetą, zaśmiardniętą wykładziną oraz rażącymi w oczy lampami powoli traciłem nadzieję na dowiedzenie się czegokolwiek o tym miejscu, nie mówiąc o znalezieniu pomocy.

Minęło kilka godzin, albo i nawet kilkanaście. Bardzo ciężko oszacować czas w tym przeklętym miejscu. Zrezygnowany usiadłem pod jedną z tapetowanych ścian i postanowiłem dokładnie przejrzeć, jakie przedmioty mam przy sobie. Oprócz wcześniej wspomnianego telefonu moja kieszeń gościła klucze do mieszkania, maseczkę jednorazową oraz portfel z wszelkimi dokumentami. Przyglądając się mojemu ekwipunkowi jeszcze bardziej zdawałem sobie sprawę, w jak niekorzystnej sytuacji się znalazłem. Jednak, nagle mnie olśniło! Wszystkie korytarze wyglądają tak samo, więc diametralnie łatwo można zacząć kręcić się w kółko, nie wiedząc o tym. Trzeba w jakiś sposób oznaczać przebytą drogę, aby nie wracać się ciągle do punktu wyjścia. Spojrzałem na mój pęk kluczy, który składał się z kilku ciekawie wyrzeźbionych ostrzy. Jednym z nich zacząłem ciąć i rozrywać dookoła widniejącą, żółtą tapetę. Po tylu godzinach frustracji, taka forma odreagowania przyniosła mi przyjemną ulgę. Od tego momentu zacząłem zaznaczać przebytą drogę, aby przypadkiem nie zacząć się kręcić w kółko. Plan wydawał się być wyśmienity i przemyślany. Jednak po dłuższej chwili zacząłem odczuwać pewne wątpliwości i obawy. Postanowiłem coś sprawdzić, z wiarą w sercu, że moje podejrzenia okażą się być błędne. Stanąłem na jednym z końców korytarza i zacząłem go drapać kluczem. W pewnym momencie dostałem się do zakrętu, który minąłem, a następnie szybko cofnąłem się do holu, gdzie powinny zostać moje ślady.

Jednak był malutki problem.
Miejsce, z którego przed chwilą wyszedłem.
Nie miało żadnych moich śladów po kluczach.

Wybuchła we mnie kolejna fala gniewu oraz frustracji. Do rozrywania tapety nie służył już mi tylko klucz, gdyż do przedsięwzięcia dołączyły się paznokcie, zęby oraz cały mój fundamentalny spokój i harmonia. Podczas destruktywnego zajęcia dostrzegłem kątem oka przebiegający cień za jednym z korytarzy. Zaciekawiony i zarazem trochę przestraszony postanowiłem zbadać miejsce, gdzie tajemnicza zjawa przebiegła. Ogarnąłem wzrokiem cały korytarz oraz krzyżujące się z nim hole, ale nie dostrzegłem nic podejrzanego. Przynajmniej tak mi się zdawało w pierwszych chwilach. Z każdą sekundą wyostrzałem swój wzrok, aż do momentu, kiedy ujrzałem ciemną postać, delikatnie wychylającą się zza jednej ściany. Przyglądała mi się. Bacznie mnie obserwowała. Zdębiałem. Nie wiedziałem co robić. Mój oddech krytycznie przyśpieszył, tym samym narzucając serce na wyższe obroty. W końcu mój organizm nie wytrzymał takiego napięcia i dostałem ataku paniki. Zacząłem cały się dygotać, ledwo stojąc na swoich nogach. Tajemnicza postać widząc moje zachowanie wyszła zza rogu i pokazała się w pełnej klasie. Na szczęście zdążyłem włączyć telefon, aby zrobić zdjęcie. Wiem, że jest w słabej jakości, ale ręce trzęsły mi się niewyobrażalnie szybko. Dziwna postać chyba zrozumiała, że jest obserwowana oraz będzie widoczna na zrobionych zdjęciach. W ciągu ułamka sekundy ruszyła w moim kierunku, wydając metaliczny dźwięk, zupełnie jak pocieranie o siebie dwóch blach. Ja nie pozostałem bierny i również wziąłem nogi za pas. Biegnąc w nieznane bałem się spojrzeć do tyłu, z obawą, że to coś to wykorzysta. Mijając co chwila nowe kondygnacje korytarzy czułem na karku zbliżający się oddech tego czegoś. Wbiegając do innej części tego biurowca odwróciłem się na chwilę i zdążyłem tylko zobaczyć krwiste, demoniczne oczy, które emanowały złem oraz pragnieniem śmierci. Przebiegając pokój za pokojem natrafiłem w końcu na nieco wyróżniające się pomieszczenie, które pośrodku miało kwadratową dziurę w podłodze. Dziwne monstrum było raptem 4 metry ode mnie, więc niewiele myśląc zeskoczyłem do dziury.

Wylądowałem w kolejnym, dziwnym i niezrozumiałym miejscu..

Backrooms - zaplecza świadomości.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz