Niewiele myśląc postawiłem stopę na pierwszym stopniu i zacząłem schodzić coraz niżej. Zamknięte drzwi prowadzące do garażu powoli i mozolnie rozmywały się za moimi plecami, dopóki w końcu nie utonęły w otaczającej mnie ciemności. Na moje nieszczęście na żadnej ścianie nie wyczułem po omacku włącznika światła, więc pozostało mi jedynie powoli schodzić w dół, bazując na zmyśle czucia. Zanurzając się coraz głębiej w przenikającej ciemni zacząłem odczuwać pot spływający mi po plecach. Nie powstał on jednak na wskutek zmęczenia, tylko ze względu na panującą temperaturę. Wraz z schodzeniem w dół, wprost proporcjonalnie robiło się goręcej. Po pewnym czasie zmuszony byłem zdjąć z siebie poszarpane już ubranie, aby zostać tylko w odzieży wierzchnie. Jeśli temperatura będzie nadal ulegać takim zmianom, to będę zmuszony rozebrać się do bielizny. Jednak zanim podjąłem tą radykalną decyzję, przed moimi oczami ukazało się małe źródła światła, które z czasem przekształciło się w drzwi z szybą, takie jak na samej górze. Zza szkła dobiegało żółto białe światło, które co jakiś czas było rozświetlane przez sporadycznie ukazującą się czerwoną barwę. Chwyciłem za klamkę, aby wejść do środka, jednak była ona na tyle gorąca, że zdołałem tylko odskoczyć w bólu do tyłu. Otworzyłem wejście posługując się zdjętą koszulą i moim oczom ukazało się pomieszczenie, które od razu skojarzyło mi się z kotłownią. I to nie ze względu na panującą temperaturę, tylko że do wszystkich ścian przylegały rury o różnych odcieniach, średnicach i długościach. Każda z nich prowadziła w zupełnie inną stronę. Zaczynałem odczuwać dość spory dyskomfort, bo wysokiej temperaturze towarzyszyło suche powietrze. Jakkolwiek w tym dziwnym świecie nie musiałem się obawiać o potrzeby fizjologiczne, tak ta suchość podczas oddychania sprawiała, że zaczynałem odczuwać uczucie charakterystyczne dla odwodnienia. Po za tym usta mi strasznie spierzchły, a strumyki potu natrętnie wlewały mi się do oczu. Rozglądając się po pomieszczeniu zauważyłem dziwny fragment infrastruktury, przez który przechodziły wszystkie rury w pomieszczeniu. Wyposażony był on w różne barometry oraz termometry. Sukcesywnie udało mi się odczytać kilka pomiarów z ruszających się wskaźników. Jeden z nich kontrolował ciśnienie oraz temperaturę w pomieszczeniu służbowo-kontrolnym, które wedle moich obserwacji oraz nadziei był tym, w którym się znajdowałem. Miernik wskazywał 150°F, które spróbowałem w głowie przeliczyć na stopnie Celsjusza. Na szczęście z fizyki byłem całkiem dobry i oszacowałem, że znajduję się w pomieszczeniu, gdzie panuje temperatura około 65,6°C. Była to niezbyt dobra wiadomość dla mnie, gdyż przebywanie w takich warunkach przez zbyt długi czas poskutkuje cięciem się białka ludzkiego, które spowoduje długą i bolesną śmierć. Myśl ta nie należała do zbyt optymistycznych, więc czym prędzej zabrałem się do szukania wyjścia. Jeszcze momentalnie przez głowę mignął mi pomysł, aby wrócić schodami do góry, aby trochę ostygnąć, ale w miejscu, gdzie wcześniej znajdowały się drzwi, którymi wszedłem, była tylko jednolita ściana. Czego innego mogłem się spodziewać po tym miejscu. Nie było czasu do stracenia, więc od razu wziąłem się za poszukiwania.
Tułałem się tak przez kilka godzin, które coraz lepiej szło mi odliczać w głowie. Korytarz, którym szedłem był jednolity, praktycznie cały czas prosty, bez żadnych pobocznych drzwi czy jakichkolwiek innych ornamentów. Po prostu niekończący się pokój z rurami na ścianach i pod sufitem. Idąc tak bez celu natrafiłem ponownie na ten pseudo panel kontrolny, który identycznie wyglądał jak poprzedni. W mojej głowie momentalnie pojawiła się myśl kręcenia w kółko, ale niemal natychmiastowo ją wyrzuciłem. Rzuciłem szybkie spojrzenie na wszystkie mierniki i pierw sprawiały wrażenie, że nic nie uległo zmianie. Dopiero po chwili dokładnie się przyjrzałem termometrowi monitorującemu ten cały korytarz. Wskazywał 160°F, co by oznaczało, że temperatura się podniosła do 71,1°C. Rożnica tych kilku stopni nie była zauważalna w takim skwarze, ale jeśli będzie się ona proporcjonalnie zwiększać, to moja sytuacja nie zapowiada się zbyt interesująco. Postanowiłem na chwilę usiąść, opierając się o potencjalnie chłodną, betonową ścianę. Ku mojemu zdziwieniu fasada okazała się być boleśnie gorąca, co pokrzyżowało moje plany z chwilowym postojem. Moja kostka wracała do zdrowia, ale nie chciałem jej nadwyrężać.
Nagle! Jedna z rur zaczęła gwiżdżeć, aby po chwili pęknąć centralnie przede mną i wypuścić w moją stronę chmurę, gorącej jak diabli pary. Zacząłem odczuwać niewyobrażalny ból, porównywalny do pieczenia skóry palnikiem gazowym. Przez chwilę miałem wrażenie, jakby moja twarz zaczynała się topić, zrzucając warstwy ugotowanej skóry, pozostawiając białe, nieskazitelne kości na widoku. Nie byłem w stanie otworzyć oczu, więc tak leżałem na gorącej posadzce z podkulonymi nogami. Od samego początku tej dziwnej sytuacji, od momentu pojawienia się w żółtym, stęchłym biurze powtarzałem sobie, że jeśli miałbym zginąć, to szybko i bezboleśnie. Aktualnie przede mną kreowała się powolna i pełna agonii śmierć.
Leżąc w bezruchu, próbując złapać oddech nagle poczułem szturchnięcie w ramię. Przeraziłem się i spróbowałem odwrócić swoje ciało w stronę potencjalnego napastnika. Nie mogłem otworzyć oczu, co robiło ze mnie łatwą ofiarę. Jednak po przekręceniu się w stronę szturchnięcia usłyszałem ciche szepty oraz prowadzoną rozmowę. Prawie nic z niej nie zrozumiałem, uwzględniwszy fakt, że próbując nasłuchiwać tajemniczą konwersację, dostałem parą wodną po uszach. Kolejnej fali katorgi mój umysł nie był w stanie wytrzymać, przez co po prostu się chwilowo wyłączył.
CZYTASZ
Backrooms - zaplecza świadomości.
Misteri / ThrillerWyobraźcie sobie, że w kompletnie losowym momencie Wasza świadomość oraz ciało zostają wessane do zupełnie innej rzeczywistości. Do innego wymiaru. Miejsca, które zmienia się wraz z czasem do takiego stopnia, że sprawia ono wrażenie niekończącego...