Rozdział 3

375 12 1
                                    

Czwartek. Dla większości osób dzień oznajmujący, że już niedługo weekend. Dla innej części osób ten dzień oznacza kompletną porażkę i tragedię. I niestety ja należałam do tej drugiej grupy osób, która tego dnia potrzebowała wypicia kilku kubków kofeiny i kilka kubków melisy na uspokojenie.

Uczelnia kompletnie mnie wykończyła a ilość materiału do ogarnięcia przeraziła. Zajęcia miałam od godziny dziewiątej rano do godziny piątej po południu.

Z grymasem na twarzy wyszłam z uczelni idąc w kierunku przystanku autobusowego. Mogłam równie zadzwonić po Leo, aby przyjechał po mnie swoim samochodem, jednak nie chciałam robić mu kłopotu.

- To są kurwa jakieś żarty – mruknęłam pod nosem. Kilka metrów obok przystanku autobusowego na miejscu parkingowym stał Vincent. Ten Vincent.

Przez te kilka dni usilnie próbował wyrzucić z głowy piątkowy wieczór, jednak mój umysł samoistnie wracał do wspomnieć o tym co się wydarzyło. Emma i Leo już dawno pogodzili się z szybkim numerkiem na rozładowanie napięcia i wręcz planowali kolejne na ten weekend. Jednak ja tak nie potrafiłam. Była od nich bardziej wrażliwą i uczuciową osobą. Nie chciałam z Vincentem kolorowego romansu, bukietu pięknych róż i misiów na walentynki. Chciałam czegoś, dzięki czemu będę wiedziała, że żyję i oderwę się od szarej rzeczywistości.

Podświadomość podpowiadała mi, że ten tajemniczy mężczyzna może mi to dać.

Podeszłam bliżej, dumnie unosząc głowę. Nie dam po sobie poznać, że cały czas wywiera na mnie ogromne wrażenie oraz, że jego obecność rozprasza mnie. Ale niestety taka była prawda.

Stał nonszalancko oparty o swoje czarne Audi. Rękawy ciemnej, szarej koszuli miał podwinięte do łokci, ukazując pokryte ciało tatuażami i odznaczającymi się po licznych ćwiczeniach żyłami. Brązowe kosmyki włosów luźno uczesane, dodawały mu kolejnych punktów do atrakcyjności.

Tymczasem ja : włosy spięte w wysokiego kucyka, zwykłe jeansy, zwykła bluza z napisami a na to wiosenna kurtka. No i oczywiście moje wygodne czerwone trampki.

I kiedy już miałam się zatrzymać w niedalekiej odległości od mężczyzny i jego samochodu, moja głowa podpowiedziała mi inny pomysł. Zignorowałam go, po czym udałam się obok na przystanek autobusowy, na którym czekała tylko jedna osoba – kobieta w wieku około pięćdziesięciu lat z torbą z zakupami.

Usiadłam na niewielkiej ławce, wyjmując z kieszeni kurtki telefon. Miałam jedną wiadomość od Leo i jedną od Emmy.

Leo: Przyjechać po Ciebie po zajęciach? wysłano o 16:45

Gabriela: Dzięki Leo, ale dzisiaj pojadę autobusem. Za niedługo będę w domu. wysłano o 17:06

Westchnęłam słysząc coraz bliższe, ciężkie kroki. Mimo dosyć sporego ruchu na ulicach w przypływie tylu emocji, słyszałam je.

Emma: Odezwał się do mnie chłopak z piątkowej imprezy. Zaprosił mnie na jutro po południu na kawę. Dasz wiarę?! Pomożesz mi się uszykować? Sama nie dam rady. wysłano o 16:14

Kurka wodna. Nigdy nie pomyślałabym, że Emma spiknie się z chłopakiem z imprezy. Owszem dużo o nim mówiła, ale nie wspominała nic czy wymienili się numerami albo nazwami kont na portalach społecznościowych.

Gabriela: Super! Cieszę się twoim szczęściem. Po za tym nie oszukujmy się masz w sobie to coś ;) Pewnie, że Ci pomogę. Do zobaczenia w domciu. wysłano o 17:08

Usłyszałam tuż nad sobą gardłowe chrząknięcie na co przewróciłam oczami. Powoli uniosłam wzrok, jednocześnie chowając telefon do kieszeni kurtki. Zimne, zielone spojrzenie Vincenta przeszywało mnie na wskroś na co ciężko przełknęłam ślinę. Cholera. Dlaczego on musi być taki idealny?

Upadły Anioł [+18] #1 UpadliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz