- Babciu, ja już naprawdę nie mogę więcej zjeść. Zaraz rozsadzi mi brzuch - jęknęłam przy kuchennym stole, kiedy staruszka próbowała wcisnąć we mnie trzeci kawałek ciasta.
- Do jasnej cholery, Gabi! Przecież z Ciebie nie długo zostaną same kości - mruknęła staruszka, zakładając ramiona na piersi. Stała teraz nade mną niczym typowa babcia nad czterolatką, która nie zjadła całego obiadu.
- Może i jestem chuda, ale zdrowa i to najważniejsze - zaoponowałam.
- Racja, racja. Zdrówko najważniejsze - babcia usiadła na przeciwko przy kuchennym stole. Uśmiechnęła się do mnie promiennie, co odwzajemniłam. Brakowało mu swobodnego siedzenia u babci. W miejscu gdzie czułam się bezpiecznie i miałam wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa.
- Czy Clara zagląda do Ciebie czasem? Zawozi Cię na kontrolę do lekarza?
- Słoneczko, takimi rzeczami się nie przejmuj - machnęła lekceważąco ręką. - Ale tak pomaga mi.
Clara to dobra sąsiadka babci. Kiedy ja nie mogę, zagląda do niej chociaż dwa razy w tygodniu. Zawozi ją raz w miesiącu na kontrolne badania i wizytę u lekarza a czasem i pomaga jej przy robieniu zakupów.
- Okej, koniec gadania o mnie dziecko. Jak twoje życie miłosne? - Uniosła wysoko jedną brew, popijając swoją owocową herbatę z przezroczystej szklanki.
- Babciu...- jęknęłam cicho, patrząc na nią z politowaniem. Jednak na nic było żadne protesty, gdyż surowe spojrzenie staruszki jasno wykazywało, że żąda odpowiedzi. - Nie mam chłopaka jeśli o to pytasz.
- A już rozumiem... - mruknęła, patrząc to na swoją szklankę to na mnie. - Czyli sypiacie ze sobą, ale nic do siebie nie czujecie?
Zakrztusiłam się pitą herbatą, prawie wypluwając ją ze swoich ust. Odetchnęłam głęboko patrząc szeroko otwartymi oczami na babcię. Przygryzłam nerwowo wewnętrzną stronę policzka, splatając przed sobą palce dłoni.
- Można tak to ująć - wyszeptałam, ledwo słyszalnie, jednak babcia usłyszała to. Pokiwała głową, lekko się uśmiechając.
- Czy czujesz coś do niego skarbie? - Zapytała niepewnie, patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem. Poprawiłam się na niezbyt wygodnym krześle, zagryzając wargę.
- Nie babciu - odparłam pewnie, patrząc w jej oczy. - To tylko przyjaźń z korzyściami.
*
Zarzuciłam na ramię torebkę, czekając niecierpliwie na Emmę, która właśnie powinna kończyć swoje zajęcia. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu - żadnej wiadomości. Jest już czwartek, a Vincent do tej pory nie odezwał się do mnie ani słowem. Czy naprawdę zależało mu tylko na tym aby mnie przelecieć? Czy był dla mnie miły tylko dlatego, bo miał wyrzuty sumienia, że mnie wykorzystał? Z chwilowego letargu, wyrwał mnie dotyk na plecach. Obróciłam się, patrząc na różowo włosą z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jak minął dzień? - Zapytałam, kiedy razem udałyśmy się na niedaleki przystanek autobusowy.
- O dziwo bardzo dobrze. Mieliśmy dzisiaj zaliczenia części materiału i zdobyłam na teście osiemdziesiąt procent.
- To wspaniale! - Uśmiechnęłam się, przytulając przyjaciółkę, która cicho zachichotała. - Może uczcimy to dzisiaj?
- Możemy, ale Leo ma jutro pracę a my studia Gabi. Nie wiem czy to wyjdzie - zaoponowała. Weszłyśmy do autobusu, uprzednio kupując bilety.
- Możemy delikatnie to uczcić. Wyjść na jakaś pizzę i na dwudziestą drugą, wrócić do domu.
- A coś Ty się zrobiła taka towarzyska? - Zapytała Emma, zajmując miejsce w autobusie.
Wzruszyłam ramionami, siadając obok. W głowie miałam istną burzę myśli, o której chciałam zapomnieć a najlepiej pozbyć się na całe życie.
- Tak po prostu - odparłam cicho. - W sumie to jutro mam ciężki dzień na uczelni bo mam dodatkowe zajęcia. Wyjście w trójkę i tak by nie wyszło.
Zagryzłam nerwowo dolną wargę, spuszczając wzrok na swoje kolana. Emma westchnęła cicho, dotykając mojego ramienia.
- Wiem, że chcesz odciąć swoje myśli od Vincenta - wyszeptała, głaszcząc mnie nieustannie po ramieniu. - Ale są na to inne sposoby, uwierz mi. I nie trzeba wychodzić z domu.
- Niby jakie? - Zapytałam patrząc w jej ciemne tęczówki.
- Przyjedziemy do domu to zobaczysz - uśmiechnęła się szeroko, wyciągając telefon z swojej torebki. Przystawiła komórkę do ucha, nie przestając się szerzyć. Co ona do jasnej cholery planowała? - Halo? Cześć Leo! Musimy dzisiaj razem uruchomić kod 26B4. Bezzwłocznie.
Po tych słowach rozłączyła się i spokojnie schowała telefon z powrotem do torebki. Uśmiechnęła się do mnie, po czym wbiła wzrok w widok za oknem. I jakim cudem ja mam przy niej być zdrowa psychicznie?
Odwróciłam wzrok w stronę okna, patrząc na przemijalne samochody, oraz osoby, które łapały taksówki, śpiesząc za życiem. Moje myśli mimowolnie popłynęły w kierunku Vincenta, który sprawił, że mój wewnętrzny chaos z dnia na dzień stawał się coraz większy.
W tym samym momencie mój telefon wydał z siebie charakterystyczny dźwięk. Wyjęłam komórkę z torby, patrząc na ekran główny.
Vincent : Jak Ci mija dzień skowronku? Wysłano o 15:48
Z zrezygnowaniem schowałam telefon do kieszeni płaszcza. Mój umysł definitywnie potrzebował odpoczynku. W szczególności w myślach o Vincencie.
*
VincentCholerne myśli. Cholerna Gabriela Walker. Nigdy nie przypuszczałbym, że jakiekolwiek kobieta, aż tak bardzo namiesza mi w głowie. Mimo, że uchodzę wśród kobiet za twardziela.
Zagryzłem nerwowo dolną wargę, patrząc na wuja, który siedział u szczytu stołu w sali konferencyjnej w naszej wspólnej firmie. Inny pracownicy, których było łącznie siedmiu z zapałem patrzyli na niego, notując niemalże każde słowo które opuściło wargi wuja. Lizusy.
Spojrzałem na telefon, zastanawiając się co właśnie robi Gabi. Pod wpływem impulsu, wystukałem szybko wiadomość, wysyłając ją. Odetchnąłem, wpatrując się w ekran.
- Chłopcze, na litość boską, odłóż ten telefon - usłyszałem surowy głos wuja. Spojrzałem na niego, spotykając się z spojrzeniem jego zielonych tęczówek. Takich jak moich.
Równie szybko zorientowałem się, że w przeciągu tych pięciu minut, kiedy kompletnie zatopiłem się w swoich myślach, sala konferencyjna opustoszała.
- Przepraszam - mruknąłem cicho.
Wuj wstał z swojego miejsca, podchodząc do dużego okna, zza którego miasto tętniło kolorowym życiem.
- To przez kobietę, prawda? - Burknął mężczyzna, nie patrząc na mnie. - Znalazła się jakaś, która zaczęła pokonywać twój temperament?
- Wuju...
- Oj cicho bądź. Na kilometr widać, że ostatnio coś się z tobą dzieje - odwrócił się w moją stronę. Jego spojrzenie było naprawdę przerażające. - Przyprowadź ją w sobotę na kolację. Chcę ją poznać.
- Nie ma mowy! Dobrze wiem, że takie kolację, nie kończą się dobrze - warknąłem.
- Oj przesadzasz - mruknął mężczyzna.
Nie ugiąłem się pod naporem jego silne spojrzenia. Nigdy nie skrzywdziłbym Gabrieli zabierając ją na taką kolację. Nigdy.
- Dobrze, jak tam chcesz - odparł, podchodząc do mnie bliżej. - Tylko jeśli rzuci Cię, nie uprowadzaj jej, tak jak swojej byłej.
- Wuju...
- Dobrze, już nic się nie odzywam.
Mężczyzna opuścił, pomieszczenie, trzaskając głośno drzwiami. Cholerny mętlik w głowie nadszedł ponownie.
CZYTASZ
Upadły Anioł [+18] #1 Upadli
RomanceGabriela do zwykła dwudziestolatka, prowadząca standardowe studenckie życie w Chicago. Mieszka z dwójką zwariowanych przyjaciół, którzy zawsze udzielają jej wsparcia. Kiedy na jednej z imprez spotyka tajemniczego, piekielnie przystojnego Vincenta Ac...