VII

4 0 0
                                    

Rachel weszła do kawiarni chwilę przed dziesiątą zauważając, że Edward był już w środku. Mężczyzna w skupieniu zapisywał coś na przenośnym panelu, co chwilę kręcąc głową i spoglądając przez okno. Na jego twarzy malował się niepokój, a jego siwe włosy były w większym nieładzie niż zazwyczaj.

Czarnowłosa udając, że go nie spostrzegła, udała się w głąb lokalu i zajęła jeden z dwuosobowych stolików. Odchyliła się na taborecie dalej spoglądając w stronę jasno włosego.

Zdenerwowanie mężczyzny wzbudziło w niej nie małą ciekawość, w końcu co mogło pójść nie tak? Co trudnego mogłoby być w unieszkodliwieniu kilku smarkaczy? Tym bardziej, że podani w spisie ludzie nie mieli nawet dwudziestu lat. Jedyną rzeczą, jaka ją w tej sytuacji niepokoiła, był Konrad.

Już poprzedniego dnia miała wrażenie, że chłopak coś kombinował, jednak dziś, gdy zobaczyła jak ukradkiem zabrał ze sobą dodatkową amunicje i broń obsługującą naboje o większym kalibrze miała już pewność. Czarnowłosy chciał skontaktować się z Edwardem.

Wzrok Rachel mimowolnie powędrował w stronę okna, gdzie za budynkami czekali na nią jej pomocnicy. Z jej perspektywy cała sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie. Nie miała pewności, co postanowi Konrad, ani tym bardziej, czy pozostała dwójka za nim podąży. Gdyby jakimś cudem Michaelowi i Simonowi nie udało się go powstrzymać...

- Zamawiasz coś? - zapytała Sara pojawiając się przy jej stoliku. Błękitny kosmyk zwisał swobodnie wzdłuż jej twarzy podczas gdy reszta brązowych włosów związana była w wysokiego koka. Jej brązowe oczy uniosły się znad dotykowego tabletu spoczywając na swoim rozmówcy.

- Nie. - odpowiedziała nieobecnie.

- Gorszy dzień?

Brunetka zajęła siedzenie naprzeciwko niej i uśmiechnęła się pocieszająco. Czarnowłosa skinęła głową w potwierdzeniu i poprawiła się na krześle.

- Kończę dziś o 18. Możemy, wiesz. Wyjść gdzieś, rozerwać się. - ciągnęła Sara. Rachel podparła podbródek na dłoni.

- Masz na myśli ćwiczyć szermierkę, huh? - zapytała z uśmiechem.

- Rozumiemy się bez słów. - zaśmiała się, puszczając oczko w stronę czarnowłosej. - Barn do końca tygodnia pracuje na dwie zmiany i nie ma czasu ze mną trenować. Byłabym dozgonnie wdzięczna gdybyś mógł się zgodzić chociaż ten jeden raz. Rachel zaśmiała się.

- Nie sądziłem, że Barn trenuje. Wygląda jak patyk. - dodała spoglądając w stronę lady.

- Ma więcej siły niż wygląda, uwierz. - zapewniła Sara. - Mieczem macha niczym Geralt.

Rachel nie zdołała zatrzymać prychnięcia cisnącego się na jej usta. Nie była w stanie sobie tego wyobrazić.

- Zobaczymy jak tobie pójdzie. - zaśmiała się Sara nieśpiesznie wstając od stołu.

- Pamiętaj, że ja w życiu miecza nie trzymałem! - zawołała za nią czarnowłosa.

Rachel ze znudzeniem patrzyła, jak brunetka podchodzi do kolejnych stolików i zbiera zamówienia nie mogąc się nadziwić jak długo dziewczyna może utrzymać swój profesjonalny uśmiech. Skąd ona bierze na to tyle energii? Na dodatek wygląda dość prawdziwie i przekonująco.

- Dawid.

Edward odwrócił się w jej stronę, pozwalając swojemu ramieniu zwisać swobodnie wzdłuż oparcia krzesła. Jego zniecierpliwiony wzrok wiercił dziurę w czole czarnowłosej.

- Czego tam siedzisz. Jak skończyłeś już rozmawiać ze swoją panienką, to może przyszedłbyś zająć się robotą? - zapytał, a na jego twarz momentalnie wpłynął zadziorny uśmiech.

Przełamać GraniceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz