Prolog

145 7 0
                                    

Każda historia, ta długa i ta krótka ma swój koniec i początek. Niektóre zaczynają się od słów „dawno temu", „za siedmioma wzgórzami", „za lasami, za rzekami"... bardzo rzadko jednak opowieść przenosi nas w przyszłość, nie w odległe bajkowe krainy, gdzie panuje złudna utopia, a każda istota zaczynając od małych myszek i karaluchów aż po pokracznych legendarnych olbrzymów cieszy się wiecznym szczęściem.

I żyli długo i szczęśliwie...

To tak bardzo oklepane zakończenie.

Tak bardzo nierealne. Nie w tym życiu, które na każdym kroku rzuca nam kłody pod nogi, rozwiewa marzenia, rujnuje plany i sprawia, że zatracamy się w tej przeklętej pogoni za nierealnym szczęściem i bogactwem...

...ale dość już tych anegdot.

Zacznijmy wreszcie.

Przenieśmy się do świata, który tak dobrze znamy, zmodyfikujmy go nieco i wrzućmy mu na kark jeszcze parę setek lat.

Tak oto jesteśmy tutaj.

W skorumpowanej wizji naszej przyszłości, której zapewne żadne z nas nie doczeka...

..............................................

Rok 2533 Hiszpania

Tego dnia, jak zawsze o tej porze roku świeciło parzące skórę słońce. Ognista kula wznosiła się jeszcze wysoko nad horyzontem napromieniowując i wysuszając jałową ziemię. Rozległe pola, dawniej uprawne, teraz porzucone przez rolników i porośnięte bujnym chwastem kąpały się w blasku, a wiatr spokojnie poruszał wysokimi chaszczami, spomiędzy których wylatywały kolorowe motyle. Ich skrzydła trzepotały delikatnie, a ubrudzone kwiatowym pyłem ssawki co chwila rozwijały się energicznie, gdy tylko owad wylatywały pomiędzy kolorowe płatki dzwonków czy czerwonych maków.

Jeden z nich w szaleńczej pogoni za jedzeniem napotkał futrzastą ścianę, która zmusiła go do zmiany kierunku lotu. Duży, gniady koń machnął energicznie ogonem postępując kolejny krok naprzód ku kolejnej bujnej kępie trawy. Jego uszy poruszały się delikatnie w rytm przeżuwanego przez zwierzę jedzenia, a jego boki poruszały się z każdym wdechem.

Zaraz obok klaczy, schowana w buszu siedziała dziewczynka. Na oko sześcioletnia, o bujnych czarnych i prostych jak struna włosach. Jej oczy koloru nieba bacznie przyglądały się ruchom spuchniętego brzucha konia. Zdawało jej się, że widzi jak źrebak naciska nogą na ścianę macicy powodując małe uwypuklenia na okrągłym brzuszysku i chyba nie było to tylko jej wyobrażenie, bo klacz co chwila odwracała się z wyraźną irytacją i delikatnie skubała brzuch zębami maksymalnie wyginając przy tym szyję i kuląc uszy wyraźnie niezadowolona, że dziecko nie pozwalało jej zjeść w spokoju.

Dziewczynka zagryzła wargi wreszcie podnosząc się z ziemi. Po raz ostatni poklepała klacz po boku i ruszyła biegiem. Jej zużyte już buty unosiły się wysoko ponad źdźbła traw, gdy skocznym krokiem pokonywała kolejne nierówności i wysokie zielsko.

Gdy dobiegła do małej chatki, która dawniej służyła za dom rolnika, oparła się o ścianę lekko zdyszana. Zajrzała przez okno wprost do kuchni przyglądając się ustawionemu na drewnianym stole jedzeniu. Minęła okno i z impetem otworzyła drzwi wejściowe wchodząc do środka.

- Tata? Dla kogo to jedzenie? – zapytała znajdując go na kanapie w saloniku.

Czarnowłosy mężczyzna o rozbieganym spojrzeniu odwrócił wzrok od wyświetlacza spoglądając na nią z uśmiechem.

- Właśnie zastanawiałem się, kiedy zauważysz. – zaśmiał się. – Wujek przyjeżdża nas odwiedzić.

Dziecko zmarszczyło brwi myśląc intensywnie.

Przełamać GraniceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz