Rozdział 2.

2.5K 138 45
                                    

(Sariel Hayyel)

Moja omega jest... naiwny i głupi. Pozwala sobą pomiatać, to uwłaczające jego dumie. To co, że jest omegą? Powinien mieć swoje zdanie, które będzie umieć głośno powiedzieć. A on co? Nawet jeszcze podziękuje, że wyrazisz się o nim źle. Moja omega nie może taka być. Wiem jak, działa więź i wiem, że moja omega prędzej czy później się zmieni. Jesteśmy swoimi przeciwieństwami, to nie powinno się udać. Jednak z czasem oboje będziemy się przyciągać, znajdziemy się w złotym środku.

Będziemy tworzyć jedność.

Do tego czasu zachowanie omegi będzie mnie irytować.

Wziąłem ubrania omegi i wrzuciłem je do pralki, nie ma żadnych ubrań na zmianę, a nie wiem, czy rano znajdzie czas, by wrócić do domu i przebrać się. Chociaż tyle mogę zrobić dla niego. Właściwie co ja sobie myślałem, kiedy proponowałem mu, by tutaj został na noc?!

Warknąłem, kiedy na ubraniach Iva wciąż mogłem wyczuć zapach innego.

Świadomość, że przy omedze kręcą się, inne alfy, sprawia, że mój wilk jest niespokojny.

Mój wilk traktuje to jako atak i za wszelką cenę chcę bronić swoją omegę. Po oznaczeniu ten problem rozwiązałby się, ale obiecałem, że zrobię to jak osiągnie pełnoletność.

Nawet jeśli z punktu wilczego jest już dorosły, skoro ma ruje, to nie zmienia faktu, że to wciąż dziecko. Nie jestem takim zwierzęciem. Jednak dużo również zależy od samej omegi, jeśli będzie mnie prowokować, to na pewno skończy się to źle. Moja wilcza natura jest sprzeczna z moją ludzką.

Kontroluję swojego wilka, na tyle ile mogę, ale w końcu zdarzy się coś, co spowoduje, że nie będę mógł trzymać swojego wilka na łańcuchu. I lepiej by było gdyby miał tego świadomość.

Włączyłem pralkę jak gdyby nic i wstałem. Moja omega nawet spać nie może normalnie. Z drugiej strony to nie jest też tak jeszcze późno.

– Co robisz? – zapytałem go, omega drgnął zaskoczony.

– Herbatę – powiedział – Muszę zrobić jeszcze lekcje i pouczyć się.

– Taki z ciebie pilny uczeń? – zakpiłem z niego, skrzyżowałem dłonie na piersi i czekałem na reakcję omegi. Lubię się z nim droczyć.

– Silver – skarcił mnie. Jeszcze nie słyszałem, by z jego ust padło moje prawdziwe imię. Zawsze zwracał się przezwiskiem, które wymyślili mi fani. Pewnie z tego samego powodu, dlaczego Iva jest Ivą dla każdego, a ne Ivasaar'em. Zbyt trudne do zapamiętania. Nie narzekam.

– Ivasaar – przedrzeźniłem go. Jasnowłosy zmarszczył brwi.

– Jesteś... – mruknął coś niezrozumiałego, a ja tylko zaśmiałem się. Podobają mi się jego reakcje.

Taka mała niewinna omega.

– Zrób mi też herbaty.

– A sam nie możesz?

– Przecież robisz dla siebie, to możesz zrobić dla mnie. Mam poprosić?

– A żebyś wiedział, że masz! – fuknął

– Ivasaar, bądź tak uprzejmy i zrób mi herbaty. Bardzo ładnie cię proszę.

Omega zacisnął usta w wąską kreskę.

– Sam sobie ją zrób – warknął i odstawił kubek na blacie.

– Przecież poprosiłem! – krzyknąłem za nim. I weź, tu, zrozum omegę.

The Play Of The Leaves //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz