Rozdział 7.

1.7K 105 18
                                    

(Ivasaar Yeslynn)

W mieszkaniu Sariela czułem się swobodnie, w końcu odkąd się poznaliśmy, bywam tutaj częściej niż we własnym domu. Mój alfa... zaskoczył mnie. Wczoraj poprosił mnie o spotkanie, przez moment naprawdę bałem się, że coś zrobiłem nie tak i chciał ze mną porozmawiać, ale szybko dał mi do zrozumienia, że to będzie kolejne nasze spotkanie. Tak naprawdę nie rozumiem, po co to zrobił. Może nasza wczorajsza rozmowa coś dała?

– Xav – syknąłem w stronę przyjaciela, który szturchnął mnie, przez co źle napisałem wyraz – Spójrz, co zrobiłeś – wskazałem mu na kreskę, która powstała w wyniku jego szturchnięcia.

– Nie przesadzaj to nic – wzruszył ramionami, a ja prychnąłem. Dla niego to nic, ale... wszystko popsuł.

Moje niezadowolenie musiało zwrócić uwagę Sariela, ponieważ usiadł obok nas i spojrzał na powstały bazgroł.

– No nie wygląda to najlepiej – stwierdził po chwili Silver.

– Widzisz? Dzięki Xavier, fajny z ciebie przyjaciel. Wszystko popsułeś – rzuciłem długopisem o panele i wstałem.

– Iva! – krzyknął za mną, ale zignorowałem go. Poszedłem do kuchni, by zrobić sobie herbatę i coś podjeść. Silver zawsze ma te dobre ciasteczka z kawałkami czekolady i orzechów.

Nastawiłem czajnik z wodą na herbatę, a sam zająłem się przeglądaniem szafek w poszukiwaniu ciasteczek.

Z salonu, do moich uszu, dobiegło soczyste przekleństwa srebrnowłosego.

Po chwili alfa przyszedł do kuchni i spojrzał na mnie.

– Gdzie masz te dobre ciasteczka? – zapytałem go.

– W tym problem, że ich nie mam – powiedział i zaśmiał się nieco nerwowo – Zjadłem je wczoraj, miałem je dziś odkupić, ale zapomniałem – podrapał się po głowie.

– No wiesz ty co?

– Tak, tak, zaraz pójdę ci je kupić – podszedł do mnie i zmierzwił mi włosy. Ucieszyłem się, ale zdałem sobie sprawę, że to strasznie niegrzeczne z mojej strony.

– Wcale nie musisz po nie iść – powiedziałem – Zjem sobie coś innego – dodałem.

– I tak sobie przypomniałem o kilku rzeczach, więc minutka i jestem z powrotem – powiedział, chwycił klucze do auta leżące na blacie.

Wróciłem do Xaviera i usiadłem po turecku.

– Nie mów mi, że dalej się gniewasz? – zapytał.

– Tak.

– Daj spokój, Iva, to tylko głupia kreska, którą można zakryć korektorem – wywrócił oczami.

– Będzie widać, że... – nie skończyłem, bo Xav wtrącił mi się w słowo.

Przestań być takim perfekcjonistą! – zażądał, używając Głosu. Pisnąłem głośno, ponieważ sprawiło mi to ból, ciało chciało się poddać wali alfy, ale mój wilk nie zamierzał, być uległy przed kimś innym niż naszą bratnią duszą.

– Iva? – zapytał zaniepokojony Xav, wyciągnął dłoń w moją stronę, ale odtrąciłem ją.

– Dlaczego? – zapytałem go. To źle, że chciałem, żeby nasza praca wyglądała perfekcyjnie? Nie zrobiłem nic złego! Dlaczego więc musiał użyć na mnie Głosu?!

– Iva, przepraszam – zaczął, ale nie chciałem z nim rozmawiać. Nawet nie chciałem przebywać z nim w jedynym pomieszczeniu, dlatego poszedłem do sypialni Silvera, gdzie zamierzałem czekać na jego powrót. Naprawdę jestem taki nieznośny, że żeby przywołać mnie do porządku potrzeba użyć Głosu? Czy Sariel również będzie z niego korzystać, kiedy zacznę zachowywać się źle? Bo będę dla niego rozkapryszoną omegą, której trzeba przypomnieć gdzie jej miejsce?

The Play Of The Leaves //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz