Fabiano
Nie było dobrze, gdyby było nie musiałbym opuszczać Nowego Jorku.
Zapewne wielu osobom mogło się zdawać, że alkohol dla syna capo to jedynie dodatek do cudownego, ułożonego życia pełnego niebezpieczeństw. W moim przypadku była to całkowita zguba i gdyby nie prośby matki nie dostrzegłbym nawet, że alkohol i urzywki stały się dla mnie jak druga rodzina. Nie mogłem się bez nich obejść, a każdy krok wykonany przeciwko nim był jak wkładanie sobie noża prosto w serce.
Przetarłem twarz dłońmi chcąc zapanować nad chęcią pójścia do pobliskiego baru i napicia się czegokolwiek co miało w sobie jakiś procent w swoim składzie. Zerknąłem na białą ramkę ze zdjęciem. Na fotografii widniała cała gromada Garcia. Mimo wszystko to dzięki nim miałem siłę by walczyć i wyjść z gówna.
Kopa w tyłek dodała mi sytuacja z Mosculio. Kiedy dowiedziałem się niemal wszystkiego, co zadziało się między nim a Rachel, o mały włos nie padłem na zawał. Nigdy nie sądziłem, że jego problem z kokainą sięgał aż tak dużych rozmiarów. Wyszedł dzięki terapii, i żonie...
Dał jakiś zalążek pewności, że jeśli człowiek czegoś chce da radę i nie przeszkodzi mu nawet topiący się lód pod nogami.
- Fabiano...- delikatny głos mojej terapeutki rozniósł się w oddalonej części mojego mieszkania. Zerknąłem za siebie chcąc zlokalizować jej położenie - Jesteś?
- Już! - krzyknąłem ze swojej sypialni.
Drzwi się uchyliły, a przez nie weszła rudowłosa, niska kobieta. Jej krągłe ciało, aż kusiło by położyć na nim dłonie i zaciągnąć do łóżka. Pohamowałem się i jedynie odchrząknąłem.
- Dlaczego ciągle spędzasz czas w pokoju? W Chile jest mnóstwo ciekawych miejsc do zwiedzania. Może masz ochotę...
- Jedyne na co mam ochotę, to alkohol - przyznałem przełykając głośno ślinę.
- Dasz radę, wierzę w ciebie - skupiła na mnie swoje lazurowe spojrzenie - Fabiano jesteś tu po to by nauczyć się panować nad pokusami. Masz przed sobą wiele przeszkód, ale pokonasz je. Wierzę w ciebie.
Nie wiedząc dlaczego jej słowa działały na mnie dość uspokajająco. Skinąłem głową sięgając dłonią po szklankę soku pomarańczowego. Chyba był jedynym dobrym dla mnie uzależnieniem.
- Weź głęboki wdech i powiedz mi co chcesz robić. Możemy nawet pójść na spacer, by tylko twój mózg wyparł ze świadomości chęć wypicia tego...
- Spokojnie, możesz wyzywać. Będzie to działało nawet i lepiej - przyznałem.
- Tego gówna - zachichotała, na jej bladej twarzy pojawił się rumieniec który chciała ukryć za wszelką cenę - Na co masz ochotę?
- Na ciebie - cisnęło mi się na usta, ale jedynie zacisnąłem wargi w wąską linię i wzruszyłem ramionami.
- Fabiano każdy z nas ma coś co go uspokaja. Dla jednych jest to taniec, dla drugich śpiew, dla trzecich jakaś gra...- wyjęła z białej marynarki małe karki - Masz długopis gdzieś w pobliżu? - zapytała.
- Tam - pokazałem na komodę ustawioną pod ścianą.
Gdy go wzięła do ręki zaczęła zapisywać jakieś głupstwa na papierze. Nagle uniosła kartkę przede mnie i kazała palcem pokazać jakiekolwiek miejsce na niej.
Wywróciłem oczami i dotknąłem samego rogu. Widziałem jak próbowała jakoś zmienić lokacją mojego palca, ale postanowiłem się nie poddawać i wygrać tę "walkę".
- Na co trafiłem? - zapytałem będąc delikatnie ciekawy.
- Atakama - wyszeptała, a ja o mały włos nie zacząłem się śmiać w głos.
- Dlaczego wpisałaś pustynię? Przecież...
- Wpisywałam wszystko co przyszło mi do głowy - wykrzywiła delikatnie wargi w grymasie - Ale w takim razie, skoro wylosowałeś Atakamę, wybierzemy się tam - wypięła dumnie swoje piersi do przodu.
Kurwa, kobieto nawet nie wiesz jaką mam na ciebie ochotę.
- Ok.
Nie mogłem wydusić z siebie nic innego jak ten krótki zwrot. Kobiety zawsze działały na mnie jak pieprzony alkohol, ale to Sabrina była jak wódka z colą.
Zagryzła wargę i sięgnęła po telefon. Zaczęła stukać w ekran swoimi, małymi palcami, po chwili uniosła na mnie niebieskie tęczówki.
- Fabiano, dziś musimy odpuścić tę długą wyprawę, ale zrobimy to kiedy indziej, wtedy gdy zaplanujemy to kropka w kropkę, dobrze?
Dlaczego ona traktowała mnie jak małe dziecko? No miejcie litość...to, że byłem pojebany nie oznaczało, że musiała odnosić się do mnie jak do niemowlaka. Rozumiałem wiele, aż sam się dziwiłem, że aż tyle.
- W takim razie? Sesja w plenerze? - prychnąłem unosząc szklankę soku do ust,
- Dlaczego mam wrażenie, że traktujesz to jako karę? Chcę ci pomóc, mówiłam ci już, że...
Przerwałem jej ówcześnie wywracając oczami.
- Pomogłaś wyjść już sporej ilości osób z nałogów, alkoholizm nie jest dla ciebie czymś obcym. Sabrina ja to wiem - odparłem poważnie - Ale nagle nie zmienisz mojego umysłu, rozumiesz? Te sesje są jeszcze gorzej męczące niż zwyczajne siedzenie pośród pustych ścian.
- Co czujesz? Powiedz co czujesz tam w środku - przechyliła lekko głowę w bok.
- Czuje cholerny pociąg do tego by wyjść stąd, znaleźć bar i zamówić całą kolejkę Tequili - przyznałem.
- Nie przeszczepie ci mózgu...nie zrobię z tym nic fizycznie, ale postaram się psychicznie. Jesteś tu półtora miesiąca, na rezultaty trzeba poczekać, nic nie dzieje się od razu, a tym bardziej w twojej głowie. Musisz zacząć oszukiwać swoje pragnienia.
Wiedziałem to już od momentu kiedy pierwszy raz opuściłem jej gabinet.
- Fabiano, pójdziemy do Parque tam otrzeźwisz swój umysł, dobrze? - położyła dłoń na moim barku.
- Dobrze - przymknąłem delikatnie powieki chcąc ochłonąć - Idziemy?
CZYTASZ
Uwikłani w miłości |18+
RomanceTo już koniec... Każdy z bohaterów dotrwał do momentu gdzie odczuwa pełnie szczęścia. Miłości nie zniszczy nikt...choćby nawet wdzierał się do środka mając tajną recepturę. Tu definicja miłości była całkowicie inna, to nie były zwyczajne motyle...