Fabiano
- Weź jedną do ręki - Sabrina pokazała wzrokiem na słomki leżące przed nami - Z czym ci się kojarzą? - zapytała załamując jej początek.
- Ze sflaczałym kutasem? - uniosłem wysoko brew chcąc zapanować nad napadami śmiechu.
- Uznajmy, że tego nie słyszałam - odparła poważnie - Co widzisz? - wystawiła ku mnie ponownie plastik - Postaw się na miejscu tej słomki - odchrząknęła widząc moje zagubienie.
- W jakim sensie?
- Postaw się na miejscu tej słomki. Na samym początku była prosta, idealna tak jak ta - pokazała dłonią na leżącą obok w kolorze jasnej zieleni - Lecz na jej drodze znalazło się kilka przeszkód - złamała ją kolejny raz - Pamiętaj jedno, nie była nawet użyta, a wielu skreśliło by ją za to, że posiada kilka skaz - zamilkła na chwilę skupiając dobitnie swoje niebieskie oczy na wgnieceniach - Lecz, jeśli wsadzę ją do wody, i pociągnę kilka razy czując jak napój z łatwością mimo oszpecenia przedostaje się do mojego gardła, natychmiast zapomnę o tym.
Musiałem przyznać, że jej porównania były dla mnie dość wyuzdane, ale mimo wszystko skuteczne.
- Chcę ci przekazać przez to, że nawet taka słomka dostaje drugą szansę, i staje się czymś cudownym, czymś co potrafi dać nawet szczęście.
- Bardzo mądre Pani terapeutko - przyznałem opierając twarz na dłoniach.
- Nie wszystko musi być skomplikowane by było czymś co potrafi utrzymać kogoś na dobrej drodze, pamiętaj Fabiano - puściła mi oczko.
- Teraz już wiem - westchnąłem prostując się by nie popłynąć pod wpływem emocji tam gdzie nie chciałem.
- Spacer dobrze ci zrobił, prawda?
- Sabrina miej litość, i nie traktuj mnie jak dziecko które cierpi na jakieś zaburzenia. Ja jestem tylko uzależniony od alkoholu!
- I aż...- wypuściła powietrze z płuc - Ten problem nie jest od tak do wyzerowania, przecież przerabialiśmy to już! Mogłeś sobie zniszczyć zdrowie, jesteś tego świadom?
- Sabrina jesteś tu po to by mi matkować, czy po to by pomóc mi oczyścić świadomość z tego gówna?
- Jeśli sam tego nie będziesz chciał moje słowa na nic. Dlaczego nie chcesz nawet pokazać, że ci zależy, co? Czy to takie trudne by chodź raz wykonać w pełni moje polecenie, bez zbędnych pytań, takich jak: Po co?
- Sabrina zależy mi, ale...
- Nie widzę tego, wiesz? Kompletnie nie widać, że chcesz zmienić się nawet w jakimś stopniu. Niby na początku wmawiałeś mi to, że chcesz przestać, ale ja już sama nie wiem czego ty chcesz. Chyba najlepiej będzie jak zmienisz po prostu terapeutę, wiesz? - uniosła się gwałtownie z krzesła i wygładziła jasny materiał sukienki.
- Sabrina, teraz to ty wychodzisz na tchórza - chciałem zatrzymać ją tam jak najdłużej przy sobie.
- Ja? - prychnęła - Fabiano tutaj gra toczy się tylko o ciebie. Ja jestem w miejscu gdzie czuje się w pełni sobą, rozumiesz? - pochyliła się opierając cały ciężar na dłoniach - Jeśli nie zmienisz swojego nastawienia, szukaj sobie innej terapeutki.
Nie minęła chwila, a ona udała się w stronę drzwi. Potarłem gładką brodę chcąc opanować gniew rosnący we mnie coraz to bardziej.
Chciałem zmiany, przecież po to przyleciałem do Chile zostawiając dawne życie w Nowym Jorku. Mogłem biec za nią do wyjścia, ale po co? Przecież była tylko kobietą której zadaniem było wyplątanie mnie z sideł alkoholu. Poza tym dostawała za to dość sporą sumę pieniędzy.
Nie mogłem tak myśleć...
***
Obracałem w dłoni telefon sam nie wiedząc na co czekając. Może miałem nadzieję, że jednak Sabrina wróci i mi pomoże? A może czekałem na jakiś telefon od Liama do którego udałem się po pomoc? W tamtym momencie nie wiedziałem nic.
- W takim razie zostałeś sam, ćwoku - zacisnąłem wargi w wąską linie, uderzyłem otwartą dłonią o materac łóżka chcąc wyładować swoją frustrację.
Jednak po kilku minutach wiadomość od brata zdołała zagnieździć we mnie jakąkolwiek nadzieję, że może nie wszystko było na straconej ścieżce.
Przebrałem się w białą koszulę, oraz granatowe spodnie w kant. Musiałem jedynie odwiedzić jeszcze jakąś kwiaciarnię, na moje szczęście znajdowała się jedynie ulicę od mojego apartamentu.
- Młodzieńcze chyba coś przeskrobałeś? Mam rację? - starsza kobieta owijała w papier bukiet czerwonych róż.
- Można tak powiedzieć - westchnąłem nie chcąc zagłębiać się w dalsze szczegóły.
- Jeśli kobieta postawiła ci ultimatum wiedz, że czuła się odrzucona, jednak odpuściła i po prostu odeszła...daj jej odetchnąć - podała mi kwiaty do rąk.
- Ile płacę?
- Oj chłopcze, widzę, że twardy masz charakter, ale nie zawsze to się opłaca.
Miałem lekko za złe kobiecie, że wchodziła tak naprawdę butami prosto w moje sprawy prywatne, ale mogła też mieć co do pewnych aspektów racje.
Dzięki Liamowi dostałem jej adres. Gdy zaparkowałem pod budynkiem poczułem lekką tremę. Na czole kropelki potu zaczęły błyszczeć w promieniach słońca.
Stając przed drzwiami rudowłosej zaciskałem dłonie na bukiecie. Z wielką niepewnością zapukałem w drewno, kiedy jej zaskoczone, niebieskie spojrzenie zetknęło się z moim przełknąłem głośno ślinę i wysunąłem róże przed siebie.
- Proszę daj mi kolejną szansę, i pozwól postarać się jeszcze bardziej. Będę wzorowym uczniem - wypowiedziałem wszystko na jednym wdechu.
Jej śmiech otulił moje bębenki uszne.
- Fabiano co ty tu robisz? - zapytała zarumieniona i uchyliła drzwi zapraszając mnie przy tym do środka - Wiesz, że równie dobrze mogę ci teraz skopać tyłek? - uniosła wysoko brwi tuląc kwiaty do swojej piersi.
- Wiem, ale...możliwe, że tego również nie chcesz, prawda?
Minęła chwila nim zorientowałem się co palnąłem. Chciałem strzelić sobie w kolano.
- Możliwe - lazurowy wzrok zapłoną.
CZYTASZ
Uwikłani w miłości |18+
Storie d'amoreTo już koniec... Każdy z bohaterów dotrwał do momentu gdzie odczuwa pełnie szczęścia. Miłości nie zniszczy nikt...choćby nawet wdzierał się do środka mając tajną recepturę. Tu definicja miłości była całkowicie inna, to nie były zwyczajne motyle...