5. Fabiano

1K 50 10
                                    


Fabiano


- Weź jedną do ręki - Sabrina pokazała wzrokiem na słomki leżące przed nami - Z czym ci się kojarzą? - zapytała załamując jej początek.

- Ze sflaczałym kutasem? - uniosłem wysoko brew chcąc zapanować nad napadami śmiechu.

- Uznajmy, że tego nie słyszałam - odparła poważnie - Co widzisz? - wystawiła ku mnie ponownie plastik - Postaw się na miejscu tej słomki - odchrząknęła widząc moje zagubienie.

- W jakim sensie?

- Postaw się na miejscu tej słomki. Na samym początku była prosta, idealna tak jak ta - pokazała dłonią na leżącą obok w kolorze jasnej zieleni - Lecz na jej drodze znalazło się kilka przeszkód - złamała ją kolejny raz - Pamiętaj jedno, nie była nawet użyta, a wielu skreśliło by ją za to, że posiada kilka skaz - zamilkła na chwilę skupiając dobitnie swoje niebieskie oczy na wgnieceniach - Lecz, jeśli wsadzę ją do wody, i pociągnę kilka razy czując jak napój z łatwością mimo oszpecenia przedostaje się do mojego gardła, natychmiast zapomnę o tym.

Musiałem przyznać, że jej porównania były dla mnie dość wyuzdane, ale mimo wszystko skuteczne.

- Chcę ci przekazać przez to, że nawet taka słomka dostaje drugą szansę, i staje się czymś cudownym, czymś co potrafi dać nawet szczęście.

- Bardzo mądre Pani terapeutko - przyznałem opierając twarz na dłoniach.

- Nie wszystko musi być skomplikowane by było czymś co potrafi utrzymać kogoś na dobrej drodze, pamiętaj Fabiano - puściła mi oczko.

- Teraz już wiem - westchnąłem prostując się by nie popłynąć pod wpływem emocji tam gdzie nie chciałem.

- Spacer dobrze ci zrobił, prawda?

- Sabrina miej litość, i nie traktuj mnie jak dziecko które cierpi na jakieś zaburzenia. Ja jestem tylko uzależniony od alkoholu!

- I aż...- wypuściła powietrze z płuc - Ten problem nie jest od tak do wyzerowania, przecież przerabialiśmy to już! Mogłeś sobie zniszczyć zdrowie, jesteś tego świadom?

- Sabrina jesteś tu po to by mi matkować, czy po to by pomóc mi oczyścić świadomość z tego gówna?

- Jeśli sam tego nie będziesz chciał moje słowa na nic. Dlaczego nie chcesz nawet pokazać, że ci zależy, co? Czy to takie trudne by chodź raz wykonać w pełni moje polecenie, bez zbędnych pytań, takich jak: Po co?

- Sabrina zależy mi, ale...

- Nie widzę tego, wiesz? Kompletnie nie widać, że chcesz zmienić się nawet w jakimś stopniu. Niby na początku wmawiałeś mi to, że chcesz przestać, ale ja już sama nie wiem czego ty chcesz. Chyba najlepiej będzie jak zmienisz po prostu terapeutę, wiesz? - uniosła się gwałtownie z krzesła i wygładziła jasny materiał sukienki.

- Sabrina, teraz to ty wychodzisz na tchórza - chciałem zatrzymać ją tam jak najdłużej przy sobie.

- Ja? - prychnęła - Fabiano tutaj gra toczy się tylko o ciebie. Ja jestem w miejscu gdzie czuje się w pełni sobą, rozumiesz? - pochyliła się opierając cały ciężar na dłoniach - Jeśli nie zmienisz swojego nastawienia, szukaj sobie innej terapeutki.

Nie minęła chwila, a ona udała się w stronę drzwi. Potarłem gładką brodę chcąc opanować gniew rosnący we mnie coraz to bardziej.

Chciałem zmiany, przecież po to przyleciałem do Chile zostawiając dawne życie w Nowym Jorku. Mogłem biec za nią do wyjścia, ale po co? Przecież była tylko kobietą której zadaniem było wyplątanie mnie z sideł alkoholu. Poza tym dostawała za to dość sporą sumę pieniędzy.

Nie mogłem tak myśleć...

***

Obracałem w dłoni telefon sam nie wiedząc na co czekając. Może miałem nadzieję, że jednak Sabrina wróci i mi pomoże? A może czekałem na jakiś telefon od Liama do którego udałem się po pomoc? W tamtym momencie nie wiedziałem nic.

- W takim razie zostałeś sam, ćwoku - zacisnąłem wargi w wąską linie, uderzyłem otwartą dłonią o materac łóżka chcąc wyładować swoją frustrację.

Jednak po kilku minutach wiadomość od brata zdołała zagnieździć we mnie jakąkolwiek nadzieję, że może nie wszystko było na straconej ścieżce.

Przebrałem się w białą koszulę, oraz granatowe spodnie w kant. Musiałem jedynie odwiedzić jeszcze jakąś kwiaciarnię, na moje szczęście znajdowała się jedynie ulicę od mojego apartamentu.

- Młodzieńcze chyba coś przeskrobałeś? Mam rację? - starsza kobieta owijała w papier bukiet czerwonych róż.

- Można tak powiedzieć - westchnąłem nie chcąc zagłębiać się w dalsze szczegóły.

- Jeśli kobieta postawiła ci ultimatum wiedz, że czuła się odrzucona, jednak odpuściła i po prostu odeszła...daj jej odetchnąć - podała mi kwiaty do rąk.

- Ile płacę?

- Oj chłopcze, widzę, że twardy masz charakter, ale nie zawsze to się opłaca.

Miałem lekko za złe kobiecie, że wchodziła tak naprawdę butami prosto w moje sprawy prywatne, ale mogła też mieć co do pewnych aspektów racje.

Dzięki Liamowi dostałem jej adres. Gdy zaparkowałem pod budynkiem poczułem lekką tremę. Na czole kropelki potu zaczęły błyszczeć w promieniach słońca.

Stając przed drzwiami rudowłosej zaciskałem dłonie na bukiecie. Z wielką niepewnością zapukałem w drewno, kiedy jej zaskoczone, niebieskie spojrzenie zetknęło się z moim przełknąłem głośno ślinę i wysunąłem róże przed siebie.

- Proszę daj mi kolejną szansę, i pozwól postarać się jeszcze bardziej. Będę wzorowym uczniem - wypowiedziałem wszystko na jednym wdechu.

Jej śmiech otulił moje bębenki uszne.

- Fabiano co ty tu robisz? - zapytała zarumieniona i uchyliła drzwi zapraszając mnie przy tym do środka - Wiesz, że równie dobrze mogę ci teraz skopać tyłek? - uniosła wysoko brwi tuląc kwiaty do swojej piersi.

- Wiem, ale...możliwe, że tego również nie chcesz, prawda?

Minęła chwila nim zorientowałem się co palnąłem. Chciałem strzelić sobie w kolano.

- Możliwe - lazurowy wzrok zapłoną. 

Uwikłani w miłości |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz