Fabiano
Czas który nieubłaganie płynął coraz to dalej...
Znajdowałem się w Chile już ponad trzy miesiące. Zdawać się mogło, że w ciągu tego czasu spokorniałem. Stałem się mniej nachalny, za to bardziej opanowany w stosunku do innych, sama Sabrina mi to przyznała.
Widząc jej zarumienione policzki, i szczery uśmiech czułem się jak, jebany małolat który został doceniony pierwszy raz przez swój obiekt westchnień.
- Fabiano...- rudowłosa pstryknęła przede mną palcami - Odpłynąłeś kolejny raz. Powtórz to co powiedziałam - jej poważna mina uświadomiła mnie, że nieobecny byłem dość sporo czasu.
- Ach - syknąłem pocierając brodę kciukiem - Możesz powtórzyć? Wybacz, że nie słuchałem ale obmyślałem pewną, ważną sprawę - uniosłem cwano brew chcąc pokazać jej oznaki moich sztuczek uwodzenia.
- A mogę wiedzieć jakie to sprawy? Nie sądzę, by w twojej głowie siedział ktoś, lub coś co jest ważniejsze niż wyjścia na dobre z nałogu.
- Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć?
Pokiwała twierdząco głową przybierając bojową postawę. Miałem do wyboru dwie opcje skłamania. Oczywiście, że nie chciałem powiedzieć jej całkowitej prawdy dlaczego odpłynąłem. Nie byłem gotowy jeszcze na tak poważne rozmowy.
- Candy, czy Carmello?
- Słucham? - była najwyraźniej zaskoczona tym.
- Zastanawiam się jakie imię by pasowało do naszych bliźniaków. Zobacz...
- Co? Fabiano o czym ty mówisz? - pisnęła jakby chciała samą siebie oszukać.
Kurwa, udało się!
Cieszyłem się w środku jak mały dzieciak. Pochyliłem się i położyłem dłoń na jej bladym policzku. Lekko uchyliła malinowe wargi czym mnie zaskoczyła. Pobudziła w pełni mojego kutasa, jednak musiałem się powstrzymać przed powiedzeniem czegoś co mogło zaprzepaścić szansę, jakąkolwiek.
- Dlaczego to robisz? - jej zamglony wzrok powodował u mnie szybszą akcję serca.
- Co robię?
Zmarszczyłem czoło, i przysunąłem się do niej bliżej na swoim krześle. Mogłem się jedynie domyślać co chodziło po jej małej głowie. Odsunęła się ode mnie kiedy nasze nogi zetknęły się ze sobą.
- Fabiano nie komplikuj tego - wysapała - Jestem tu po to by pomóc ci wyjść z nałogu, po nic innego.
Otrzeźwiła mój umysł. Sam wyprostowałem się i pokiwałem utwierdzając ją, że jednak rozumiem jej przekaz.
- A teraz pozwól, że powtórzę to co mówiłam wcześniej - poprawiła swoją ołówkową spódnicę i odchrząknęła - Za dwa dni zaplanowałam pewne spotkanie. W ciągu kilku godzin poznasz wiele osób które...
- Simona ale ja nie chcę nikogo poznawać - przerwałem jej pośpiesznie starając się zapanować nad nagłą ochotą uderzenia w stolik dłońmi.
- Dasz mi dokończyć? Sądziłam, że proces przerywania mi w połowie wypowiedzi mamy już dawno za sobą - odrzuciła na plecy swoje marchewkowe włosy.
- Okej, przepraszam - uniosłem wysoko ręce w geście poddania.
Robiłem to za często w jej obecności. Zazwyczaj odruchowo, nie panując nad tym poddawałem się dając jej swobodę w kierowaniu mną, moim życiem. Chyba wychodziło to na dobre.
- Więc. Pojedziemy do ośrodka leczeń uzależnień Vallenari.
- Ale to "miasto" - zrobiłem cudzysłów w powietrzu - Jest dość ubogie, nie ma tam chyba dobrych ośrodków. Nie lepiej pojechać do Taltal? Tam zapewne o dużo bardziej ludzie rozumieją angielski.
- Zaskoczę cię. To właśnie w Vallenarii ludzie bardziej rozumieją angielski, niż w Taltal. Widać, że jesteś tu jako "turysta"- teraz to ona pochyliła się i zrobiła znaki w powietrzu.
- Sabrina, mieszkam tu od trzech miesięcy - puściłem jej oczko - Czy nie ty sama mówiłaś, że ludzie się czasami mylą, i to jest jak najbardziej na porządku dziennym?
- Owszem, mówiłam - westchnęła - Musisz poznać nie tylko bogatą stronę Chile, ale i tę biedną. A przy okazji pokażę ci jeszcze jak bardzo ludzie tam cenią to, że jest ktoś kto chce im pomóc.
- Sugerujesz coś? - zmarszczyłem gęste brwi.
- Nie. Ja nie sugeruje kompletnie nic, a teraz...opowiedz mi o tym co robiłeś w przeciągu dwóch dni.
Miałem z nią pewien rytuał. Gdy nie mieliśmy zaplanowanych spotkań sam musiałem stawiać czoła wielu przeszkodom. Wyjąłem kartkę z kieszeni ciemnej bluzy i położyłem przed nią.
- W środę zacząłem ćwiczenia na pobliskiej siłowni. Kiedy wróciłem poszedłem na spacer, zacząłem biegać z jakimś psem, zjadłem lody. A właśnie jakaś kobieta podrywała mnie na lizanie loda. Była nawet ładna ale - skrzywiłem się delikatnie - Nie w moim typie.
Uniosłem spojrzenie natrafiają na jej wkurzony wzrok. Miała zaciśnięte wargi, a dłońmi zgniatała białą serwetkę.
Boże, oby moje błagania zostały wysłuchane, a Sabrina była zazdrosna. Błagam!
- Coś się stało? - udałem zaskoczenie sięgając po szklankę zimnego soku pomarańczowego.
- Co robiłeś w czwartek? - zmieniła temat.
Parsknąłem pod nosem i przełknąłem napój. Otarłem kącik ust i oparłem rękę na pobliskim krześle.
- Nie chcesz wiedzieć, co było dalej z panią lodzik?
- Fabiano - warknęła - Co robiłeś w czwartek?
- No dobra. W czwartek też poszedłem na siłownię, do tego samego parku, a potem postanowiłem zajrzeć do jakiś sklepów. Niedługo Pene, córka mojego kuzyna kończy osiem lat, podobnie jak i Octavio syn mojego brata.
- Twoja rodzina jest bardzo, bardzo dzietna. To powinno cię również zmotywować.
- Owszem motywuje ale tylko do tego by uciekać jak najdalej od płaczu, i pisków w nocy. Riley to diabeł wcielony, widać, że córka mojego brata bliźniaka.
Zachichotała w dość uroczy sposób. Założyła swoje smukłe nogi na siebie i wyjęła z torebki czarną teczkę.
- Jeśli nie masz przeciwwskazań do pójścia o krok dalej, zajrzyj - poleciła.
Gdy otworzyłem zawartość zaskoczyła mnie. Znajdowało się tam kilka zestawów plików kartek.
- Fabiano wiem kim jesteś. Wiem czym zajmuje się twoja rodzina, z dużym ryzykiem zgodziłam się na to by pomóc ci wyjść z tego świństwa. Jednak sam wspominałeś, że chodź przez chwilę chcesz poczuć się jak zwyczajny obywatel który niedawno przybył do Chile. Mam tu kilka propozycji pracy.
Uchyliłem zamurowany usta chcąc powiedzieć cokolwiek, nie zdołałem. Zaczęła wymieniać mi kilka propozycji, a mój wzrok zamiast ponownie utkwiłem między jej piersiami.
Ta kobieta jest dla mnie jeszcze gorsza niż alkohol i wszystko razem wzięte.
CZYTASZ
Uwikłani w miłości |18+
RomanceTo już koniec... Każdy z bohaterów dotrwał do momentu gdzie odczuwa pełnie szczęścia. Miłości nie zniszczy nikt...choćby nawet wdzierał się do środka mając tajną recepturę. Tu definicja miłości była całkowicie inna, to nie były zwyczajne motyle...