Fabiano
Zdjąłem z nosa okulary przeciwsłoneczne. Na widok niebieskiego, wysokiego budynku poczułem lekkie zmieszanie. Ciepły wiatr przygnał ze sobą pojedyncze ziarenka piachu, które osiadły się pod moimi stopami. Zerknąłem za siebie, Simona wyskoczyła jak jakiś mały kangur z czarnego Range Rovera. Poprawiła czerwoną spódniczkę w kwiatki i stanęła obok mnie.
- Na co czekasz? - zapytała spokojnie - Wejdźmy do środka, zapewne pani Cartello już na nas czeka.
Pokiwałem głową tłumacząc sobie, że nie mogę jej zawieść. Ruszyłem w stronę białych drzwi, na których widniał napis jasno świadczący o tym, że znajdował się tam ośrodek leczenia nałogów.
Wchodząc do środka poczułem woń delikatnych kwiatów. Zdawać się mogło, że wystrój sugerowany był Greckimi klimatami. Pasowało to do siebie mimo wszystko.
- Sabrina, dziecko w końcu przybyliście - niemal świergot dotarł do mnie z boku.
Obróciłem się natrafiając wzrokiem na starszą kobietę. Miała ciemne włosy spięte w warkocza, a w dłoni trzymała czerwoną różę, którą podarowała mojej terapetce.
- A ty młodzieńcze zapewne jesteś Fabiano, mam rację? - uśmiech którym mnie obdarzyła przypominał mi trochę uśmiech mojej rodzicielki. Ciepły i szeroki.
- Tak - pochyliłem się lekko biorąc jej pomarszczoną dłoń, ucałowałem wierzch jak to miałem w zwyczaju gdy witałem się z jakąkolwiek kobietą.
- Och, ależ z ciebie dżentelmen. Sabrina nie wydaje się na takiego jak go opisywałaś. Młody, chcący zmiany mężczyzna. Jestem Carlossa Cartello.
- Miło mi - uśmiechnąłem się lekko w jej stronę chcąc ukryć lekkie zakłopotanie.
- Pani Cartello, możemy zajrzeć do sali? Odbywają się tam jeszcze sesja?
- Tak, Patric prowadzi w dalszym ciągu zajęcia. Teraz jest grupa z "C", zapewne nie będzie miał przeciwwskazań, by młodzieniec dołączył. Chyba chodzi o ten sam problem, prawda?
- Tak, w takim razie - niebieskie spojrzenie skupiło się na mnie - Fabiano chodź za mną.
Udaliśmy się w kierunku jasnego korytarza, gdzie na ścianach widniały malunki morza. Skanowałem jasne nogi które kusiły samą delikatnością. Nawet nie zorientowałem się kiedy dotarliśmy do małej sali.
- Vill, teraz twoja kolej. Co cię skłoniło by zdecydować się na odwyk - męski tembr wzbudził we mnie lekkie zainteresowanie.
Sabrina oparła się o framugę drzwi, i założyła ręce na klatce piersiowej mając wzrok utkwiony przed sobą, powiodłem za nią.
Grupka mężczyzn siedziała na małych krzesełkach, w środku znajdował się również jeden który rozglądał się po pozostałych.
- Zacząłem pić, bo...- przełknął ślinę - Zacząłem pić, bo moje życie zaczęło się rujnować. Żona postanowiła odejść do innego, do tego który miał więcej pieniędzy ignorując moje uczucia. Zabrała naszego synka, mówiąc, że on nie jest mój...
Zerknęłam na Sabrinę chcąc znaleźć w niej jakiś ratunek. Nie chciałem słuchać jakiś lamentów prostaków którzy nie mogli zadowolić swoich żon.
- Czy tylko to cię skłoniło?
- Nie. Popadłem w ogromne długi, rok temu zostałem bezdomny, i zamiast robić wszystko by wyjść na prostą, to szukałem pieniędzy na wódkę. Zostałem kilka razy brutalnie pobity, chciałem nawet popełnić samobójstwo, ale moja towarzyszka w porę wezwała pomoc.
- Jesteś oznaką osoby silnej. Osoby która mimo tylu upadków podniosła się i chce odnaleźć swoje nowe ja.
- Jestem tchórzem - wyznał mając łzy w oczach - Chciałem się przecież zabić.
- Nie, to była chwila słabości. Każdy w swoim życiu, nawet jeśli jest ono idealne ma jakieś pagórki, które są symbolem przeszkód - blondyn położył dłonie na jego barkach.
Czyżby był mentorem, albo terapeutą?
- Spotkamy się jutro, o tej samej godzinie. Każdy z was ma przygotować listę w której opisze swoje plusy jak i minusy. Bądźcie szczerzy, i wyznajcie nawet najgorszą stronę. Do zobaczenia.
Ruszył w naszym kierunku mając zawieszone spojrzenie na Sabrinie, która znajdowała się w dalszym ciągu przygwożdżona do ściany.
- Miło cię widzieć tu ponownie - pochylił się obok niej i złożył pocałunek na policzku.
O ty chuju! Nie żyjesz!
Odchrząknąłem chcąc zwrócić na siebie uwagę. Facet uniósł zaskoczony wzrok na mnie.
- A ty, to...?
- Ja jestem Fabiano, jakże cudowny chłopak oto tej Sabriny. Na przyszłość leszczu - pochyliłem się nad nim i warknąłem przy uchu - Trzymaj się od niej z daleko. Sabrina jest moja.
Wtedy miałem głęboko gdzieś co pomyśli sobie rudowłosa. Nie mogłem pozwolić by jakiś śmieć dotykał czegoś co należy do mnie.
Sabrina chodź nie przyznawała tego, to wiedziałem, że podobałem się jej. Ciągnęło nas do siebie jak jebane magnesy.
- Fabiano - kobieta pociągnęła mnie za rękaw, zaczęła świergotać by okłamać drugiego rozmówcę - Patric porozmawiamy później. Do zobaczenia - pociągnęła mnie w kierunku nieznanym.
***
- Czy ty oszalałeś?! - zamknęła z hukiem mahoniowe drzwi.
- Co? - zapytałam niewzruszony.
- Fabiano posłuchaj, w tej chwili masz pójść do Patrica i...- przerwałem jej zatapiając się w malinowych wargach. Za długo czekałem, kurwa za długo.
CZYTASZ
Uwikłani w miłości |18+
RomanceTo już koniec... Każdy z bohaterów dotrwał do momentu gdzie odczuwa pełnie szczęścia. Miłości nie zniszczy nikt...choćby nawet wdzierał się do środka mając tajną recepturę. Tu definicja miłości była całkowicie inna, to nie były zwyczajne motyle...