Treyvon
- Pene! Wszystkiego najlepszego - moja żona pochyliła się ku dziewczynce i podała jej ogromny prezent który kazała mi przytaskać za nią.
- Dziękuję - pisnęła zadowolona i zerknęła na mnie.
- Wszystkiego najlepszego - odchrząknąłem ale nim dokończyłem swoje życzenia Octavio złapał za moje nogawki spodni.
- Dziadku, ta mała żmija chce mi zabrać samochód!
Zerknąłem zza chłopca, na widok skaczącej Riley mało co nie wybuchnąłem śmiechem.
- Po pierwsze, młody człowieku nie mów tak brzydko, a po drugie takich samochodów masz pełno, jeśli dasz jeden Riley nie stanie ci się nic.
- A to nie oznaka słabości?
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Postanowiłem wziąć go na tak zwaną stronę i przemówić w końcu do rozsądku. Stanąłem z nim na podeście i kucnąłem na przeciwko.
- Octavio jesteśmy tu w gronie rodziny. Tu nawet jeśli rozpłaczesz się jak małe dziecko dalej będziesz wojownikiem - nie chciałem by sądził, iż był słaby. To nie o to w tym chodziło.
- Naprawdę? - zapytał zaskoczony.
- Tak - zapewniłem - A teraz idź może mama cię potrzebuje.
Gdy zostałem sam patrzyłem pusto w stronę widoku przed sobą. To był moment kiedy zacząłem lamentować tam w środku, z powodu dorosłości swoich dzieci a niedługo już wnucząt.
Wspomnieniami wróciłem do momentu kiedy pierwszy raz w życiu zobaczyłem Michaela. Był małym chłopczykiem który nie rozumiał kompletnie nic co się działo. A chwila kiedy mogłem stracić go była najgorsza. Pojawienie się reszty moich płodów było także niesamowitym zdarzeniem. Każde z nich się różniło. Mimo, że Liam i Fabiano byli bliźniakami to jednak nie byli tacy sami.
Fabiano dopiero wtedy, kiedy zaczął topić mu się lód pod nogami zdecydował się ustatkować i znalazł swoją miłość w terapeutce. Zapewne dla wielu może to być szokiem, że zgodziłem się na ten związek, ale widząc szczęście syna byłbym chorym skurwielem gdybym tego nie zrobił.
Nasza rodzina nie była taka sama jak reszta.
I właśnie tak miało być. W naszym życiu nie było nic oczywiste, przewinęło się wielu psychopatów którzy chcieli zniszczyć nasze więzi ale nie udało się...
To co zdarzyło się w przeszłości zdawać się mogło, że jeszcze bardziej nas połączyło.
- Kochanie! Pene ukroiła ci kawałek tortu, chcesz? Zobacz jak go zniszczyła tym plastikowym nożem - moja żona zachichotała za moimi plecami.
Obróciłem się do niej lustrując piękne ciało brunetki odziane w czerwoną garsonkę. Była cholernie piękna.
- A może...- splotłem nasze dłonie i pociągnąłem w kierunku morza. To tam mieszkał teraz mój kuzyn ze swoją rodziną i to tam odbywało się przyjęcie urodzinowe jego wnuczki - A może zostaniemy tu już do końca.
Opadłem na piasek, i usadowiłem ją na swoich kolanach. Patrzyła szklanymi oczami prosto w moje.
- Oj chyba nie będzie nam dane wiesz? - zapytała patrząc za mnie.
Niedługo potem u naszego boku pojawiły się nasze dzieci. Mary usiadła obok mnie, zaraz potem Liam, Fabiano a na sam koniec Mosculio który uśmiechał się szeroko w moją stronę.
- Rodzinka w komplecie - Fabiano klasnął w dłonie - No nie licząc brzdąców jak i waszych żon czy mężów - odpalił papierosa, i wypuścił dym z ust.
- Sam głąbie za trzy tygodnie bierzesz ślub - Mary uderzyła go w tył głowy.
Skarcił ją wzrokiem.
Pokręciłem rozbawiony głową i wtuliłem się w łopatki Lauren.
Kurwa jak ja dziękowałem temu z góry za to co mi dał.
KONIEC.
CZYTASZ
Uwikłani w miłości |18+
RomanceTo już koniec... Każdy z bohaterów dotrwał do momentu gdzie odczuwa pełnie szczęścia. Miłości nie zniszczy nikt...choćby nawet wdzierał się do środka mając tajną recepturę. Tu definicja miłości była całkowicie inna, to nie były zwyczajne motyle...