Rozdział 15

133 11 2
                                    


     Otaczała mnie ciemność. Miałem wrażenie, że dryfuje w lodowatej otchłani nicości, jakbym był zawieszony między życiem a śmiercią. Przez głowę przechodziły różne myśli i wspomnienia. Czułej jakby moje życie przenikało mi przez palce niczym suchy, pustynny piasek.

Po wielu próbach udało mi się odrobinę uchylić zmęczone powieki.

Szpitalna biel raziła moje oczy, jednak bałem się je z powrotem zamknąć. Nie chciałem wracać do tamtego koszmaru. Mrugnąłem kilka razy, mając nadzieję, że otaczające mnie przedmioty zyskają na ostrości.

Zadygotałem. Moim ciałem zawładnął chłód i tępy ból ręki.

Usłyszałem czyjeś przytłumione głosy, których nie byłem w stanie rozpoznać i kroki, które odbijały się od ścian szpitalnego korytarza.

Odwróciłem wzrok. Przy oknie dostrzegłem sylwetkę znajomego mężczyzny. Stał do mnie tyłem, dłonie miał splecione za plecami niczym żołnierz. Wpatrywał się w szybę, przez którą wpadała niewielka ilość światła. Jego czarne włosy przyozdobione srebrnymi pasmami były staranne ułożone a jego biała koszula nienagannie wyprasowana. Na drewnianym krześle obok mojego łóżka wisiała ciemnogranatowa marynarka.

Mimo panującego półmroku widziałem go niemal idealnie.

— To ty? — wychrypiałem. Słowa ledwo przechodziły mi przez gardło. Na dźwięk mojego głosu mężczyzna odwrócił się i wbił we mnie swoje zimne jak lód tęczówki.

— Cieszę się, że w końcu wróciłeś do żywych -posłał mi ciepły uśmiech. — Jak się czujesz?

Miałem wrażenie, że moja lewa ręka zaraz eksploduje. Nie było jej widać spod sterty bandaży, jednak wiedziałem, że zyskałem kolejne blizny szpecące moje ciało.

— Tak jak wyglądam — odparłem słabo. Czułem jak moje jasne włosy przyklejają się do spoconego czoła — Jak nie gorzej ...

— Rokowania są dosyć dobre — powiedział Hudson.

— Mów jaśniej ?

— Operacja nie do końca przebiegła zgodnie z planem, jednak wszystko zmierza we właściwym kierunku. — powoli zbliżył się do mnie. — Uspokój się. Jest dobrze ... — położył zimną dłoń na moim rozgrzanym ramieniu. Jego dotyk sprawił, że nieco się odprężyłem. Czułem, że mam przy sobie kogoś bliskiego i jestem bezpieczny.

— Gdzie jest Sally? — zapytałem nieco zdezorientowany

— Rozmawia z lekarzem, który cię operował — odparł łagodnie. — Zaraz powinna tu wrócić. Jest cały czas przy tobie.

— Jak sobie radzi z tym wszystkim?

— Jest naprawdę dzielna. Miło, że pytasz.

— Tak bardzo mnie boli ta ręka... — syknąłem cicho. Miałem nadzieję, że Hudson usłyszał te słowa.

— Wiem — odparł bez chwili namysłu- Poproszę by pielęgniarka podała ci większą dawkę morfiny. Powinno na chwilę przestać cię boleć. No i działa uspokajająco.

— Przecież jestem całkowicie spokojny... — odparłem ze złością.

— Od wypadku nie jesteś sobą.

— Mówisz jak Sally — warknąłem.

— Dlaczego nie pozwalasz sobie pomóc i od razu zakładasz, że wszyscy wokół nie mają racji? Próbujesz każdemu wmówić, że świetnie sobie radzisz, jednak z dnia na dzień rozpadasz się coraz bardziej. Każdego dnia Cię ubywa...

— Wypadłem z obiegu. Nie wystartuję w tym sezonie. Nie ma szans. Chciałem pokonać Storma, pokazać mu jego miejsce — nagle zmieniłem temat.

— Chciałeś udowodnić wszystkim, że jeszcze potrafisz być najlepszy?

— Możliwe.

— A może przede wszystkim chciałeś to udowodnić sobie?

— Nie dam rady wystartować. A to wszystko przez ten jebany wypadek ...

— Najpierw musisz wyzdrowieć. Teraz nie jesteś w najlepszym stanie fizycznym i psychicznym. Potem zastanowimy się co dalej.

— Zastanowimy? — zmarszczyłem czoło. Na mojej twarzy malowało się zdziwienie — Przecież ty nie żyjesz!

— Ciesz się młody, że przynajmniej jesteś sam na sali. Mnie na intensywnej terapii dali do towarzystwa rzeźnika. Gdy wybudzał się ze śpiączki to wołał żeby mu dać siekierę, bo świnia ucieka. Uwierz mi, już bym wolał gadać z umrzykami niż tego słuchać.

— Kuźwa, za życia mi takich rewelacji nigdy nie opowiadałeś — Na mojej twarzy na pojawił się słaby uśmiech, który po chwili został stłumiony nagłą falą bólu. Mocno zagryzłem zęby i cicho jęknąłem. Miałem wrażenie, że czuję każdy milimetr mojego ciała.

— Wszystko w porządku, Monty? — zapytał z troską.

— Boli. Ale da się znieść — odparłem.

— I tak wiem, że kłamiesz. Znam twój próg bólu i jest cholernie wysoki. Po minie wnioskuję, że już dawno został przekroczony.

— Hudson?

— Tak?

— Chyba nie potrafię już być dłużej silny. Przepraszam. Myślałem, że nic nie będzie w stanie mnie złamać. Ale widzisz jak jest... Nigdy nie podejrzewałem, że tak skończę. Czuję się jakbym przegrał życie...

— Ten sport to ryzyko. Powinieneś być tego świadomy.

— Wiem... Ale myślałem, że to mnie nie dotyczy, że jestem tak jakby... odporny na to wszystko — Starałem się ubrać w słowa swoje myśli.

— Nikt nie jest nieśmiertelny, Lightning - westchnął. - Zagrożenie było, jest i będzie. Nic na to nie poradzimy.

— Szkoda - szepnąłem i wbiłem wzrok w sufit. Przymknąłem na chwile zmęczone powieki i starałem się pozbierać myśli. Gdy je otworzyłem, to Hudsona już nie było. Rozpłynął się w powietrzu jak zjawa ...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 02, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

After The Crash (Auta/Cars) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz