Rozdział 10

175 15 3
                                    

- Sal? - pytam nieśmiało
- Tak skarbie?
- Boję się... - szepnąłem
- Ja też. Musisz być silny. Obydwoje musimy. - Sally patrzy mi w oczy. Staram się uniknąć jej spojrzenia
- Chcę już wrócić do domu... - niecierpliwię się
- Będziesz tu jeszcze minimum Trzy tygodnie. Po tym czasie lekarze prawdopodobnie cię wypiszą.
- Obiecujesz?
- Niestety nie mogę. Zobaczymy jak przebiegnie jutrzejsza operacja. - Mówi stanowczo
- Nie chcę... Wystarczająco już mnie wszystko boli. Znowu będę musiał przez to wszystko przechodzić. Która to już? Trzecia czy czwarta operacja?
- Piąta.
- Cholera. Straciłem rachubę.- westchnąłem -  Przynajmniej byłem blisko...
- Wiem że jest Ci ciężko Lightning. Wszyscy niecierpliwie czekają na Twój powrót.  Miasto wydaje się bez ciebie takie puste.
- Nie ma mnie tam przez większość roku. Miałem wrażenie że już zdążyliście do tego przywyknąć.
- Co innego jak jesteś na wyścigach. Teraz wszystko jest zupełnie inaczej. Brakuje nam ciebie. Naprawdę.
- Nie chcę by ktoś z naszych przyjaciół widział mnie w takim stanie. Połamany, nieogolony i sikający do rurki. - powiedziałem z wyczuwalną ironią
- Rozumiem i szanuje twoją decyzję. Chcę tylko abyś wiedział, że wszyscy się martwimy.
- Chciałbym już stąd wyjść o własnych siłach...
Sally delikatnie pogładziła mnie po policzku.
- Wszystko będzie dobrze. - powiedziała. Z trudem udało się jej nie rozkleić - Wierzę że za te kilka tygodni stąd wyjdziesz. Jutro masz ciężki dzień. Musisz odpocząć. Ja też muszę się zdrzemnąć. Będę się powoli zbierać do hotelu.
- Sally? - znowu pytam nieśmiało
- Słucham?
- Zostaniesz ze mną jeszcze chwilę? Dopóki nie zasnę? Proszę ...
- Dobrze kochanie...
- Sal?
- Tak?
- Przepraszam że wtedy nie dogrzałem tych pierdolonych opon. Gdybym zrobił to wszystko jak należy, to nie byłbym teraz w tym jebanym szpitalu i nie czekałbym na kolejną operacje.
- Czasu niestety nie cofniesz...

Cholera. Szkoda że to nie jest realne...

- Montgomery skup się! - głos mojej terapeutki wyrwał mnie z rozmyślań i sprawił że wróciłem do rzeczywistości. Nie byłem już w szpitalu w Phoneix, tylko w jej gabinecie. - Znowu się zawiesiłeś.
- Przepraszam - powiedziałem wyraźnie zmieszany.
-  Zadałam ci pytanie. Jak często miewasz koszmary? - Doktor Ann Grave zwróciła się do mnie
- Praktycznie codziennie... Czasem mam wrażenie, że mnie prześladują.- odpowiedziałem
- Marzenia senne odzwierciedlają nasze obawy, które podświadomie odrzucamy. Czy twoje sny dotyczą wypadku?
- Tak. Oraz tego, że umieram. Często widzę w nich mojego mentora, który nie żyje już kilka lat. Byliśmy ze sobą blisko. Prawie jak ojciec z synem.
- Czy rozmawiasz z nim w tych snach?
- Nie. - powiedziałem - Nie, chociaż bardzo bym chciał. Brakuje mi go.
- Pamiętasz ja przeżyłeś żałobę po nim? Emocje jakie Ci wtedy towarzyszyły?
- Bardzo bolało mnie jego odejście. Wiedziałem, że jest chory. Pomimo iż musiałem oswoić się z myślą, że umiera to w głębi serca czułem, że wydarzy się cud i wyzdrowieje... - mój głos się załamał. Nigdy nie lubiłem mówić o tym okresie.
- Kontynuuj, Montgomery... - powiedziała doktor Grave po dłuższej chwili ciszy.
- Gdy zmarł to rzuciłem się w wir wyścigów. W wolnym czasie dużo trenowałem. Wstawałem wcześnie rano, kładłem się bardzo późno. Chciałem jakoś zagłuszyć smutek i oderwać się od rzeczywistości.
- Jak długo to trwało? Szukałeś wtedy pomocy?
- Nie... Trwało to może kilka tygodni. Może miesięcy... Nie pamiętam już.  W każdym razie uczucie pustki minęło.
- Czy teraz czujesz się jak po utracie przyjaciela?
-  Czasem mam wrażenie że gorzej. Znacznie gorzej... Wydaje mi się... że w środku jestem martwy. Że moje życie skończyło się w momencie tego wypadku. Egzystuje bo muszę. Mam bliskich, których kocham, ale boje się im o tym powiedzieć. Po prostu nie mam siły żyć. Ta cała sytuacja już dawno mnie przerosła. Chcę aby było jak dawniej. Staram się jak mogę, ale nie wychodzi mi to.
- Jak przebiega twoja farmakoterapia? W twojej historii choroby widzę, że doktor Meyer przepisał ci między innymi Escitalopran. Jak się po nim czujesz? - pytała
- Szczerze powiedziawszy to bez zmian. Ten lek wcale na mnie nie działa.
- Z tego co jest tutaj napisane, to bierzesz najniższą możliwą dawkę. Porozmawiam z twoim psychiatrą o zmianie leków. Postaram się by cię przyjął jeszcze dziś.
- Naprawdę nie trzeba...
- Tylko się męczysz. A co do zmiany leków to się nie bierz tego do siebie. Ciężko jest dobrać odpowiednie za pierwszym podejściem.
- Tylko że ja nie mam czasu. Za półtora miesiąca zacznie się sezon. Muszę wystartować i pokonać Storma! - byłem niesamowicie zły, wręcz wściekły.
Ann Grave odpowiedziała mi tylko milczeniem.
- Skoro tak uważasz... - sapnęła- Ale najpierw się zastanów czy dasz radę. Chcieć to jedno. Móc to drugie. Spójrz na swoją rękę.  Czy zniesiesz ten ból? Od wypadku minęły dopiero niecałe trzy miesiące. Nie uważasz że zbyt wczesnym powrotem zrobisz sobie krzywdę?
- Nigdy nie myślałem nad tym w ten sposób...
- Ostateczna decyzja należy do Ciebie. Zrobisz to, co będziesz uważał za słuszne. Tylko pozwól sobie dojść do pełni sił.
- Czyli mam odpuścić ten sezon?
- Przykro mi to mówić, ale nie mogę ci powiedzieć. Na tym nie polega praca terapeuty. Sam musisz do tego dojść... Niestety czas dobiegł końca. Pójdę porozmawiać z doktorem Meyerem. Poczekaj tu...
Ann Grave zostawiła mnie samego w gabinecie.
Samego z własnymi myślami.
Samego z problemami.
W głowie wręcz mi huczało.
Po żadnej wizycie nie byłem tak rozsypany jak teraz...

Na ten moment nic więcej nie jestem w stanie z siebie wykrzesać. Po tak długiej przerwie to i tak nieźle.
M.

After The Crash (Auta/Cars) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz