Rozdział 2

11.5K 608 90
                                    

Fizyka trwała bez końca, a Ginny z nudów zaczynała rysować po marginesach podręcznika. Spojrzała na zegarek na swoim nadgarstku i odetchnęła ciężko. Jeszcze dziesięć minut i będzie mogła pójść na upragniony lunch. Nie zdążyła dziś zjeść śniadania, więc była potwornie głodna. Nawet słyszała jak burczy jej w brzuchu. 

Uwielbiała spać i zawsze wstawała na ostatnią chwilę. Wolała mieć kilkanaście dodatkowych minut snu niż zjeść jakiekolwiek śniadanie. Gdy Connor po nią przyjeżdżał i jechali razem do szkoły, zawsze miała kilka minut więcej i zjadała chociaż kanapkę. Ale w piątki i środy miał poranne treningi w szkole, więc jeździła autobusem. 

Więc zawsze w piątki i środy była piekielnie głodna do lunchu. 

— Też Ci wyszło trzy? 

— Jak mogło Ci wyjść trzy skoro odpowiedź to podanie definicji? — Ginny zmarszczyła czoło przyglądając brunetce. 

— Tak czułam, że coś mi się nie zgadza — wysunęła język do przodu i zaczęła intensywnie skreślać swoje obliczenia w zeszycie. — Myślisz, że zdam egzamin w przyszłym tygodniu? 

— Tak, pewnie — pokiwała lekko głową, choć naprawdę w to nie wierzyła. Lou była beznadziejna z fizyki i większości przedmiotów ścisłych, ale zawsze miała jakieś szanse, prawda? — Chociaż nie zaszkodzi jak się pouczysz. 

— Pouczymy się razem w sobotę? 

— Jutro są urodziny Connora. 

— Ah, no tak — powiedziała, a na jej ustach pojawił się zadziorny uśmiech. — Pan Mięśniak robi imprezę, a jakoś mnie nie zaprosił. Powinnam czuć się urażona? 

— Zaprosił — Ginny powiedziała szeptem, tak by nauczyciel nie zwrócił im uwagi. — Powiedziałaś mu wtedy, że nie masz ochoty spędzać wolnej soboty na patrzeniu na niego. Potem powiedziałaś coś o tym, że jest głupim głupkiem, a jego mięśnie są sztuczne i na pewno coś sobie wstrzykuje. 

— Nie pamiętam, żebym tak powiedziała — wzruszyła ramionami. — Ale prawdopodobnie tak było, bo naprawdę to myślę. 

Ginny pokręciła z rozbawieniem głową. 

Lou poznała, gdy przyszła do liceum. Polubiły się od pierwszej klasy, ale problem polegał na tym, że ona nie lubiła Connora, a Connor nie lubił jej. Tolerowali się, bo oboje lubili Ginny, a ona lubiła ich. Kiedyś nawet próbowała się dowiedzieć skąd ta ich wspólna nienawiść, ale żadne z nich nie chciało rozmawiać na ten temat. 

Potrafili ze sobą spędzać czas.

O ile oboje byli w innych pomieszczeniach. Najlepiej oddalonych od siebie o kilka kilometrów. 

— Do domu macie zadania ze strony 342 — Pani Gellert uśmiechnęła się, a po chwili zadzwonił dzwonek. 

Dziewczyny zebrały swoje rzeczy, a po chwili były już w drodze na stołówkę. Z naprzeciwka szedł Connor i Mattheo, którzy zażarcie o czymś dyskutowali. Wyglądało to na sprzeczkę, co nie było u nich nowością. Zatrzymali się dopiero, gdy byli naprzeciwko. 

— Idziemy na lunch? 

— Nie rozpędzaj się tak, kowboju — Lou zacmokała i wyciągnęła rękę do przodu. — Na lunchu jest moja, a Ty nam nie przeszkadzasz, żebym nie miała odruchów wymiotnych przy jedzeniu. Pamiętasz?

— Pamiętam, ale ignoruje — Connor przewrócił oczami, gdy Lou tupnęła nogą jak małe dziecko. — Idziemy, mała?

— Zjem z Lou. 

Naprawdę chciała uniknąć kolejnej kłótni między tą dwójką. 

— Zostawiasz mnie? — głos Connor zabrzmiał prawie oskarżycielsko. 

C O N N O R | +18 ✓ [seria Salvatore] TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz