"Najładniejsza panna pod słońcem; a jaka ukształcona! Gra i śpiewa przez cały dzień."
Hermiona obudziła się późno następnego dnia dzięki zaklęciu tłumiącemu, które rzuciła, by uciszyć pieśń koguta. Przeciągnęła się i ziewnęła w swoim ciepłym łóżku, a na twarz wpełzł uśmiech.
To była bardzo dobra noc.
Wstała i pomaszerowała do kuchni, a potem zrobiła kawę, żeby zwalczyć lekki ból głowy, który groził przybraniem na sile. Prawdopodobnie nie powinna była pić tego ostatniego kieliszka...
Popijając gorący napój, przez pełne pięć minut wpatrywała się tępo w okno, w jednej chwili chichocząc i wzdychając. Potem zdała sobie sprawę, że musi wyglądać jak wariatka i żałowała, że nie ma przy niej Ginny by umilić poranek pogawędką. Przez chwilę współczuła sobie, zanim zdała sobie sprawę, że jest późny niedzielny poranek i bardzo prawdopodobne, że Ginny wylegiwała się w mieszkaniu w Londynie, nie robiąc absolutnie nic...
Biegnąc do kominka i wrzucając do niego trochę proszku Fiuu, Hermiona mruknęła „moje mieszkanie" i opadła przed kratą. Zielone płomienie ożyły, a ona wsunęła głowę do środka, czując lekkie łaskotanie, które dawały płomienie Fiuu. W mgnieniu oka zobaczyła swój salon w domu i Ginny siedzącą na sofie, pijącą herbatę i czytającą Proroka Codziennego.
- Hermiono! - Ginny wrzasnęła. - Moi bogowie, przestraszyłaś mnie! Wszystko w porządku?
- Tak, wszystko jest w porządku. Chciałam tylko porozmawiać.
- Uhm, jakbym w to wierzyła choć przez sekundę – powiedziała Ginny, mrużąc oczy i prostując się. - Nienawidzisz fiukać, a ja właśnie dostałam od ciebie sowę z przed dwóch dni. Co się stało?
Hermiona zarumieniła się i zastanawiała, czy Ginny wiedziała to przez zielony odcień na jej twarzy. Najwyraźniej tak było, bo znowu wrzasnęła.
- Całowałaś się ostatniej nocy! Z kim!? Nie z Malfoy'em, on jest w Nowym Jorku! - Ginny podeszła teraz całkowicie do kominka i była tuż przed Hermioną. – Ten Francuz? Rémy?
– Hm, cóż. Malfoy nie jest już w Nowym Jorku. - Hermiona nie mogła powstrzymać uśmiechu, który pojawił się w kącikach jej ust.
- Arrrghhhhhh! - Ginny przewróciła się do tyłu i triumfalnie uderzyła w powietrze. - Wreszcie, w końcu korzystasz z życia! I wygrałam 50 galeonów od Pottera. Absolutnie wspaniały początek mojej niedzieli!
- Dobra, jest kilka rzeczy do wyjaśnienia w tym miejscu – powiedziała Hermiona. - Po pierwsze, nie „korzystam z życia", jak to tak uroczo ujęłaś. Świetnie się wczoraj bawiłam, ale przez większość czasu działo się to w ubraniach. A po drugie, założyłaś się o mnie z Harrym? Wy dwoje jesteście takimi CIOTAMI!
Ginny machnęła ręką.
- Nieważne. Ale to tylko kwestia czasu, prawda?
Uśmiech Hermiony znów szarpnął jej usta.
- Cóż, tak. Tak myślę. - Była pewna, że jej twarz była czerwona jak pomidor.
- Opowiedz mi wszystko – odpowiedziała Ginny i podskoczyła. - Czekaj, czekaj. Zrobię sobie kolejną filiżankę, a potem do ciebie zadzwonię. Wiem, że nie lubisz fiuu, a to powstrzyma Świętego Pottera przed usłyszeniem wszystkich soczystych szczegółów. Nie będzie mnie pięć minut.
Hermiona zaśmiała się i powiedziała jej, żeby kontynuowała. Kiedy Ginny oddzwoniła, odbyły długą pogawędkę, która sprawiła, że Hermiona trochę mniej narzekała na to, że jest za granicą. W końcu się pożegnały, a Ginny obiecała, że podzielą się butelką szampana za 50 galeonów, gdy obie znajdą się w tym samym miejscu, a Hermiona w zamian posłała jej przyjacielskie pozdrowienie.
CZYTASZ
Universal Truths
FanficHermiona Granger to kobieta inteligencji i pełna wiary. Draco Malfoy jest człowiekiem bogatym i uprzywilejowanym. Kiedy spotykają się ponownie, dekadę po drugiej wielkiej wojnie czarodziejów, nie są pod wrażeniem. Ale kiedy okoliczności ich połączą...