rozdział 4

353 24 0
                                    

- nie chcę chodzić tam sama - kłóciłam się z bratem,gdy powiedział o szkole

- Vici musisz się uczyć został ostatni rok

- a nie mogę uczuć się w rezerwacie,albo w domu?

- Victoria nie bądź dziecinna

- będę jeździł z Tobą. Wszystko będzie dobrze - wtrącił Jake

- ciebie też zmuszają do zmian? - zapytałam Jake'a

- nie. Robię to dla ciebie Victoria - puścił mi oczko

- no dobrze. Tylko rok. Z Jacob'em dam radę.

- mój ty uparciuchu. - Sam pogłaskał czubek mej głowy. - idę z Jacob'em na patrol nie długo wracamy. - posłał uśmiech i wyszli.
Nie lubię kłócić się z nim. Źle się wtedy czuję. Zamknięta w pokoju oddałam się chwili relaksu. Wzięłam do ręki pilota i włączyłam telewizor właśnie mówili coś o chłopaku zabitym przez niedźwiedzia na polowaniu. Spojrzałam jeszcze raz w tv gość,który udzielał właśnie wywiadu to ojciec Peter'a. Wystraszyłam się. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do brata. Poprosiłam by wrócił. Kilka chwil później był w moim pokoju

- Viki wszystko okej ? Dziwnie brzmiałaś.

- Peter nie żyje. Został zabity przez niedźwiedzia. Właśnie mówili o tym w telewizji. Chcę wiedzieć czy masz z tym coś wspólnego? - powiedziałam wprost.

- przykro mi, że w ogóle tak pomyślałaś Vi.

- Sam powiedz prawdę - rozkazałam ze łzami w oczach

- nie. Przecież byłem tu cały czas. - próbował mnie przekonać ..

- powiedzmy, że ci wierzę. Chcę być teraz sama.
Wyszedł. Rzuciłam się na poduszkę i długo płakałam. Nie mogę uwierzyć w to co się stało. Wyskoczyłam przez okno. Rozejrzałam się czy nikogo nie ma. Boso uciekłam przed siebie. Byłam nie ostrożna.

- Victoria. Nie uciekaj. - usłyszałam za plecami

- Jacob? Co tu robisz?

- chce ci pomóc. Nie powinnaś być sama skoro w okolicy jest ten wampir.

- całkiem o tym zapomniałam. Wybacz.

- już wszystko dobrze. Jestem tu. Już nic ci nie grozi. - oparł się o moje ramię, a ja go przytuliłam

- dlaczego to robisz? - wyszeptałam

- jesteś moją przyjaciółką. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Poza tym obiecałem twojemu bratu. - powiedział drapiąc się po karku

- dziękuję Jacob.

- do usług.

Potrzebowałam właśnie kogoś takiego jak Jake. Kogoś kto zawsze będzie obok,gdy będzie mi źle. Przez ten krótki czas zdążyłam zaprzyjaźnić się z Jacob'em stał się dla mnie naprawdę ważny. Nie miałam już siły dalej iść. Usiadłam na łące On też usiadł tak,że nasze plecy się stykały.

- o czym myślisz? - zapytał

- o wszystkim i o niczym. - odparłam

- martwisz się nową szkołą?

- to też,ale ta wampirzyca z mojego snu nie daje mi spokoju. Sam mówi, że ona szuka jakieś Belli- wyznałam

- to całkiem możliwe. Bella była moją przyjaciółką. Jej narzeczony zabił ukochanego rudej i teraz ona chcę się zemścić. Ale nie bój się nie wpuścimy jej tu - odwrócił się twarzą do mnie- ze mną jesteś bezpieczna.

- Sam mówi dokładnie to samo. Ciągle słyszę tylko "jesteś bezpieczna". - przewróciłam oczami. On milczał uważnie śledząc moje ruchy. Nagle podskoczył na równe nogi.

- ktoś tu jest.- powiedział z wielką powagą i szybko zmienił się w wilka. Pokazał żebym wsiadła mu na grzbiet i pobiegł w stronę domu. Jego rude futro falowało ,gdy gnał ile sił. Na terenie rezerwatu stanęłam na nogi,a on złapał mnie w stylu Panny młodej i wbiegł do środka

- jest Sam? - zapytał,gdy Emily się odwróciła

- jest u twojego ojca. Coś się stało?

- ona wróciła. Ruda. Biegnę do nich.
Odniósł mnie na górę i zniknął. 

Pov Jacob

Wyczułem tę pijawkę z daleka, jednak najpierw musiałem odstawić moją Vici do domu. Gdy wiedziałem,że jest bezpieczna pobiegłem do alfy.

- Sam ona wróciła. Szybko. - krzyknąłem widząc go z daleka

- gdzie jest Vi?- zapytał

- spokojnie jest bezpieczna z Emily. - powiedziałem próbując go uspokoić

- to dobrze biegniemy. - odpowiedział.

Zawyłem by zwołać resztę. Biegliśmy przez las. Już miałem ją na wyciągnięcie pyska,gdy wskoczyła do wody skacząc z klifu. Tym razem musiałem dowiedzieć się czy Bella o niej wie. Napisałem jej SMS z prośbą o spotkanie,jednak odpisała,że jest u matki i wraca jutro,więc spotkam się z nią w szkole. Włożyłem telefon do kieszeni i pokierowałam się do Vi. Zapukałem,gdy usłyszałem ciche proszę weszłem do środka. Moja Vici siedziała na fotelu z jej stóp leciała krew.

- Vici wszystko okej?

- tak. Skaleczylam się gdzieś na łące. Pomożesz mi?

- jasne. - wzięłem od niej bandaż i opatrzyłem rany. - Sam prosił żebyśmy pojechali po przybory do szkoły. - mówiłem owijając jej nogę

- nie trzeba. Za godzinę będą tu moje rzeczy ze starego domu - stwierdziła patrząc na zegarek.

- skoro tak mówisz. Gotowe - oświadczyłem. - oszczędzaj się. Muszę coś załatwić wpadnę późnej- ucałowałem jej policzek i wyszedłem.

Siostra Alfy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz