11. Brzydkie nawyki

150 4 38
                                    

Lubię ten rozdział, ale tak czy siak przepraszam za jakiekolwiek błędy.

— No głupio wyszło, przyznaję.

W trakcie podróży do domu Gabriela zdążyłam już kilkanaście razy przeprosić Hansa za ostatnie zajście. Teraz patrząc na to z krótkiego przedziału czasowego, wiedziałam, że postąpiłam wyjątkowo głupio, ale... w sumie to nie ale, bo nie miałam niczego do usprawiedliwienia własnego zachowania. Mogłam jedynie powiedzieć, że działam pod wpływem strachu, jednakże wciąż nawet i ta myśl nie wystarczyła mi, aby odgonić rosnące w wnętrzu wyrzuty sumienia.

Patrzyłam na tylną część głowy Hansa, obserwując z uwagą, jak przejeżdża przez drugą już z kolei bramę, prowadzącą do rodzinnej rezydencji Gabriela. Wiedziałam, iż ochroniarz musiał być zmęczony moim ciągłym gadaniem, ale naprawdę nie potrafiłam się przymknąć. Po prostu musiałam upewnić się, że na pewno zrozumiał, iż jest ni głupio z powodu zaistniałej sytuacji.

— Rozumiem, proszę się tym nie martwić. Nie żywię do ciebie żadnej urazy — brzmiał na faktycznie pogodzonego i nie wykazywał żadnych cech urażonego, ale dalej nie mogłam pogodzić się ze swoim zachowaniem.

— To było okropne. Ale mogliście od razu mi powiedzieć, co się święci, a nie — odparowałam zdruzgotana, rozkładając ramiona.— Jeszcze ten jego telefon. Przecież to była tragedia z elementami komedii — jęknęłam męczeńsko, gdyż wciąż przeżywałam swój mini zawał na widok obleśnego szczura, który się szwendał między uliczkami. — Myślisz, że będzie on zły? — zapytałam.

Skłamałabym mówiąc, że ta sytuacja mnie nie stresowała. Bo stresowała i to bardzo. Z niewiadomych mi przyczyn nie chciałam, by Gabriel był zły przez tę akcję. Naprawdę nie uśmiechało mi się słuchać zbędnego monologu, w którym by zaczął upominać mnie o moje działania. Poza tym nie czułam się stuprocentowo winna. Oczywiście, żałowałam ciosu w kierunku Hansa, ale nie zmieniało to faktu, że żaden z nich nie skusił się na to, aby wytłumaczyć mi całą sytuację. Zresztą nawet po tym przeklętym telefonie nie wiedziałam, o co dokładnie chodzi i po co jedziemy w miejsce mojego pierwszego spotkania z chłopakiem. Jedyne co mogłam wywnioskować to, że ma to ścisły związek z mężczyznami z parkingu.

— Możliwe, ale sądzę, że nawet jeśli to złość mu szybko przejdzie — odparł ochroniarz, gdy zbliżaliśmy się do ogromnego, białego budynku, który trochę przypominał mi posiadłości z dziewiętnastego wieku.

Ociężale westchnęłam, opierając się wygodniej o miły w dotyku fotel. Coraz bardziej ta sytuacja przestawała mi się podobać. Irytowało mnie to, że nikt nie chciał mnie zagłębić w tę sprawę. Do tego nie mogłam odgonić od siebie rosnących obaw względem mojej mamy. Wystarczyło, bym sobie wyobraziła jej reakcję na moją nieobecność, a już odnosiłam wrażenie, jakby coś ciężkiego opadało na moją klatkę piersiową. I tak, mogłabym jej powiedzieć prawdę, ale jakby to zabrzmiało? Hej mamo, sorki, że mówię teraz, ale weszłam w dziwny układ z jakimś obcym typem, który nie wiadomo skąd ma nasze rodzinne zdjęcia! A i bym zapomniała jeszcze wspomnieć, że wywiózł mnie do swojego domu bez mojej zgody, ale nie przejmuj się, może wrócę. Przecież to nawet brzmiało okropnie.

Nim dotarliśmy pod dom, zdążyłam wielokrotnie zadać pytanie Hansowi, jak długo będziemy jeszcze jechać. Nie wiem, skąd ten człowiek brał takie pokłady cierpliwości, że nie wyrzucił mnie z auta, lub nie wpakował do bagażnika, by nie musieć mnie więcej słuchać. Na jego szczęście te udręki zostały przerwane, gdy tylko sprawnie wyszłam z auta, aby rozejrzeć się po okolicy.

Praktycznie nic się nie zmieniło. Dom tak samo jak za pierwszym razem wywołał na mnie ogromne wrażenie, choć wydawało mi się, że stał się jeszcze większy niż poprzednio. Elewacja pogrążona w szarości wciąż pozostawała nieskazitelna, a białe olbrzymie kolumny, podtrzymujące dach, wciąż zapierały wdech w piersi.

LaleczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz