8. Ostrzeżenie

107 3 48
                                    

Świat był dziwnym miejscem. Jako dziecko nigdy tego nie dostrzegałam, ponieważ żyłam w złudnej, pięknej bajce. Ale im byłam starsza, zaczęłam rozumieć więcej, i widzieć więcej. Pojęłam jak bardzo świat, w którym żyliśmy był toksyczny i niszczący.

Z każdą godziną, dniem, tygodniem i miesiącem zatruwał nas coraz bardziej. Dorzucał nam coraz to większy ciężar na barki, którego często nie byliśmy w stanie nosić. Ale on na to nie patrzył. Niczym pasożyt wysysał z nas wszystko co dobre, pozostawiając po sobie jedynie pustkę i żal. Dlatego im starsi byliśmy, tym stawaliśmy się coraz bardziej zgorzkniali. Już nie posiadaliśmy tej dziecięcej iskierki, która sprawiała, że byliśmy tacy niewinni. Jako nastolatkowie nie mogliśmy poradzić sobie z jej nagłą stratą i było to często powodem naszego zagubienia i czystego smutku. Zachowywaliśmy się jak narkomani, którzy byli w trakcie epizodu depresyjnego. Ale i on nawet mijał. Dlatego jako dorośli przyzwyczajaliśmy się do takiego stanu rzeczy. Pustka stała się naszą spokojną przystanią, bo zapominaliśmy jak to jest czuć.

Nie zawsze tak było. Było wiele szczęściarzy, których życie wciąż było jak z bajki, a oni sami czerpali z niego, jak najwięcej się dało. Ja także byłam uznawana za takiego szczęściarza.

Nigdy nie potrafiłam zrozumieć ludzi, którzy mi zazdrościli. No bo co takiego miałam? Nudne życie, niespełnione oczekiwania względem samej siebie oraz pojebane myślenie. Nic z tych rzeczy nie było czymś nadzwyczajnym. Ale jednak niektórzy dalej dostrzegali w tym coś, czego pragnęli doznać. A ja zawsze w takich chwilach marzyłam o tym, by zniknąć. Żeby nie musieć widzieć tych wszystkich twarzy, słyszeć głosów. Marzyłam o tym, aby kiedyś porzucić tą skorupę i wreszcie być wolną.

Często łapałam się na myśleniu, jak bardzo chciałabym być kimś innym, pozostając jednocześnie sobą. Było to tak głupie, ale naprawdę o tym marzyłam. By w dalszym ciągu pozostać tą samą Corą Collins, lecz bez tych wszystkich wad. Bez tych wszystkich toksyn i zepsutego myślenia. Nie chciałam taka być.

Nie chciałam być zepsutą zabawką.

Jednakże życie nie było idealne. Niosło za sobą niszczący ból, który dopadł także mnie. Nie byłam perfekcyjna, z czego zdawałam sobie sprawę. I nawet to zaakceptowałam, jednak nie umiałam pojąć, dlaczego muszę być taka wybrakowana. Dlaczego chociaż raz nie mogę spełnić czyjś oczekiwań. I ile jeszcze przyjdzie mi udawać, że wszystko jest w porządku.

Przecież to kochasz.

Dziwka.

Siedząc w samochodzie, wsłuchiwałam się w tekst jakieś piosenki Melanie Martinez, której Louis był ogromnym fanem. Wpatrywałam się w ulice Nowego Jorku, które nawet z ranka tętniły życiem i przesiąkały wiecznym harmiderem. W tle słyszałam fałszowanie Harrisa, lecz nie zwróciłam na to szczególnej uwagi, choć w normalnych okolicznościach zapewne śpiewałabym razem z nim. Jednakże mój dzisiejszy humor był na tyle słaby, że czasami potrafiłam się wyłączyć w trakcie rozmowy. Wiedziałam, że takie zachowanie musi być cholernie irytujące, jednak blondyn niczego nie negował, a zwyczajnie dawał mi to, czego na tamten moment najbardziej potrzebowałam. Obecność.

Od feralnej kłótni w domu Price minął tydzień. Ta cała sytuacja miała zdecydowanie większe oddziaływanie na moje funkcjonowanie, niż przypuszczałam. Przez swoje roztargnienie nie byłam zdatna do chodzenia do szkoły, co zauważyła nawet mama, która pozwoliła mi zostać w domu. Jednakże nie byłabym sobą, gdybym poświęciła ten czas na odpoczynek. Przede wszystkim myślałabym wtedy jeszcze więcej, a po drugie nie należałam do osób, które pozwalały sobie na jakiś luz. Dlatego ten czas poświęciłam w pełni na naukę, obowiązki domowe oraz różne ćwiczenia. W pewnym momencie może i nawet zaczęłam delikatnie przesadzać, gdy chodziłam spać po pierwszej, a wstałam przed czwartą, lecz nie umiałam spokojnie zasnąć.

LaleczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz