19. Głośne dziewczynki

92 4 2
                                    

R.W
Destiny

Nienawiść do samej siebie nigdy nie wydawała mi się czymś złym. Tak naprawdę mogę śmiało rzec, że to właśnie ona budowała cały mój sens. Udowadniała, że nie jestem wyłącznie pustym naczyniem bądź próżnią bez dna. Dzięki niej czułam, że jestem normalna. Że tak jak pozostałe nastoletnie dziewczyny ja również czuję, myślę i oddycham. Bez tych wszystkich okropnych wizji w głowie. Bez strachu o to, że ktoś prędzej czy później mnie opuści. Bez lęków o przyszłość.

Ludzie mawiali, że nienawiść dzieli niedaleka droga od miłości, ale to wcale nie była prawda. Gdyby tak było, to czemu ja miałam wrażenie, że pokochanie samej siebie jest tak odległe i nierealne? Zupełnie jakby stanowiło to jakiś niesamowity wyczyn, gdy tak naprawdę nie znaczyło to dla innych kompletnie nic. Bo patrząc prawdzie w oczy, większość ludzi nigdy nie interesowało się tym, co prawdziwego w kimś drzemie. Zazwyczaj po prostu czerpali radość z siedzenia przy osobie, która wręcz tętni optymizmem. Która pięknie się śmieje, rzuca żartami, a także się nieustannie uśmiecha. A to czy ta sama osoba po zapadnięciu zmroku potrafi płakać kilka godzin w poduszkę, nie miało większego znaczenia.

Ludzie byli nieszczęśliwi, dlatego potrzebowali innych szczęśliwych osób. By samemu poczuć się odrobinę lepiej. Aby było prościej.

Nikt nie chciał zepsutych lalek. One zawsze pozostawały na końcu. Nawet jeśli były najpiękniejsze.

Usłyszawszy odgłos otwieranych drzwi, jak zaprogramowana uniosłam głowę. Po bezczynnym siedzeniu kilka godzin przy śpiącej mamie wreszcie udałam się do swojego, by robić kompletne zero. Jedyną czynnością, jaką wykonałam to przebranie się we własne ubrania, by następnie usiąść bez większego celu na łóżku, gapiąc się w ścianę naprzeciwko. Nie żywiłam jednak do siebie o to zbyt wielkich wyrzutów sumienia, gdyż byłam przekonana o tym, że nikt już nie będzie zaprzątał sobie mną głowy.

Tymczasem zielone oczy Toma wypełnione wiecznym ciepłem i czymś, czego nie dało się podrobić, spoglądały na mnie uważnie.

— Nie przeszkadzam? — zapytał, robiąc krok wgłąb pokoju. Mimowolnie przełknęłam ślinę, karcąc się w duchu za to, że zastał mnie w tak niecodziennej sytuacji.

— Nie — odpowiedziałam cicho, posyłając mu delikatny uśmiech. — Nie wiedziałam, że dziś przyjedziesz.

— Miałem się spotkać z Penelope, jednak nie chciałbym jej budzić — powiedział, na co nie umknęła mi dziwna czułość w jego głosie na wspomnienie mamy. W duchu także sobie pogratulowałam, że wszystko posprzątałam, dzięki czemu ten nie wiedział, że kobieta była pijana. — Do tego jeszcze chciałbym spytać, jak ty się trzymasz po tym wszystkim.

Chwilę obserwowałam blondyna, mając ochotę zwyczajnie się rozpłakać. Przez ten cały czas usilnie starałam się nie wspominać szkolnego wydarzenia. Chciałam po prostu zapomnieć, chociaż nie powinnam. W końcu to ja ostatnia widziałam Jeremy'ego. To przeze mnie wyszedł z tego kantorka, i to przede mnie zginął. Jakie więc teraz miałam prawo, by wyrzucać go ze swojej pamięci.

Tak strasznie tego żałowałam. Tej swojej upartości i braku opanowania w tamtej chwili. Gdyby nie moje nalegania on by dziś żył. Był przecież uzdolniony, tak dobry i szczery. Miał szansę przeżyć jeszcze tyle pięknych momentów oraz zaznać prawdziwego szczęścia, którego ja nie mogłabym mu dać. Może za kilka lat zobaczyłabym go w gazetach jako kogoś ważnego. Może spotkałabym go w parku, gdy przyszedł na plac zabaw z dziećmi. A może dostałabym zaproszenie na jego ślub.

LaleczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz