16. Tajemnice w prawdzie

105 3 26
                                    

R.W
Destiny

Zdarzały się takie momenty, gdy czułam się dobrze. Czasami był tego powód, jak powiedziany przez kogoś komplement, lecz równie dobrze nic nie musiało się stać. Po prostu wstawałam i było okej. Tak po prostu. Bez nienawiści do samej siebie. Bywały jednak także chwile, gdy nie potrafiłam patrzeć na siebie w lustrze. Kiedy jedyne o czym marzyłam
to obudzenie się ciele kogoś zupełnie innego. Nienawidziłam się wtedy ruszać, bo każda partia mojego ciała mnie bolała, ale leżeć także nie potrafiłam, ponieważ w mojej głowie rodziło się poczucie winy. Nie miałam wtedy ochoty na rozmowy, ale jednocześnie się do tego zmuszałam, byleby nie stracić z nikim kontaktu. Boże, jak ja tego nienawidziłam. Nienawidziłam tego, że nie mogłam być normalna.

Z tego wszystkiego jednak najbardziej lubiłam dni, gdy budziłam się ze zwykłą pustką. Kiedy nie czułam absolutnie niczego, a świat stawał się nagle bardziej wyblakły niż zazwyczaj, włącznie ze mną. Nic mnie wówczas nie radowało, ale i jednocześnie nie smuciło. Czułam się bezpiecznie, bo wiedziałam, że nic nie będzie w stanie na mnie wpłynąć. Iż będzie to kolejny jeden z tych spokojnych dni, gdzie nie myślałam tak bardzo o wszystkim. Tylko wtedy panował spokój.

Tak bardzo chciałam, by wreszcie było spokojnie.

Stojąc wtedy na tym przeklętym korytarzu, nie wiedziałam, co się dokładnie działo. Czułam się okropnie. Ledwo stałam na nogach i miałam niewyobrażalną ochotę zwymiotować. Do tego te wszystkie obrazy do mnie powracały. Wydawało mi się, że ponownie widzę leżącego Jeremy'ego i tamtego człowieka, który zamierzał mnie zabić. Rzeczywistość mieszała mi z rzeczywistością, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Nie potrafiłam nawet krzyknąć, bądź prosić o pomoc, bo nie mogłam wykrzesać na to żadnej siły. Jedynie mocniej zaciskałam ramiona wokół talii Gabriela, lecz i to po chwili osłabło.

Przez mgłę słyszałam kolejne głosy mówiące o czymś chaotycznie. Oni też byli jedynie wytworem mojej wyobraźni, czy może faktycznie działo się to naprawdę? I szczerze chciałam otworzyć oczy szerzej, by móc cokolwiek pojąć, ale wtedy poczułam, jakbym zasypiała na stojąco. Powieki stawały się coraz cięższe, a nogi dziwnie zwiotczałe. Chciałam zasnąć. Chociaż na chwilkę. By nie słyszeć. By nie widzieć. By nie czuć.

Tylko na chwilkę.

— Macie go znaleźć — do mojej głowy przebił się głos bruneta, który ani na moment nie raczył mnie wypuścić z swoich objęć. Ludzie w kamizelkach kuloodpornych jedynie pokiwali głowami. Nie wiedziałam, kim byli. Chyba policją, ale i tego nie byłam pewna.

Nagle ku mojemu ogromnemu zdziwieniu Gabriel wziął mnie na ręce w stylu panny młodej, na co bez słowa sprzeciwu oplotłam dłońmi jego kark, opierając się głową o ramię chłopaka. Nawet nie myślałam o zasychającej już krwi na moich ubraniach, ani o tym, że najpewniej go ubrudzę. Była wtedy jedynie słodka pustka.

Przecież ją kochasz, Coro.

— Oni tam są — wyszeptałam. Już nie płakałam, jednakże mój głos dalej pozostawał wyjątkowo mizerny i zachrypnięty. Słysząc strzały, wtuliłam się jeszcze bardziej w Gabriela, aby choć na chwilę poczuć się bezpiecznie.

Brunet nie odpowiedział. Bez słowa wędrował między korytarzami, trzymając mnie na rękach. Koło nas wiernie stąpał Hans, który trzymając broń w pogotowiu, wydawał się być czujniejszy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Co jakiś czas posyłał mi spojrzenia, ale w obecności Gabriela nie odważył się powiedzieć niczego. Ja także nie pałałam do rozpoczęcia rozmowy. Marzyłam jedynie o zniknięciu z tamtego miejsca i zapomnieniu.

Uśmiechnij się. Chyba nie wymagam od ciebie dużo.

Myślałam, że już po wszystkich. Że zaraz wyjdziemy z tej przeklętej szkoły i wrócę do domu. Do mamy. Powinnam się jednak przyzwyczaić, że moje życie nie należało do najprzyjemniejszych. A zrozumiałam to w chwili, gdy na korytarzu znów ujrzałam dwa martwe ciała leżące w kałuży ciemnoczerwonej cieczy. Dwóch mężczyzn urodą przypominających tamtego, który celował do mnie z broni, leżeli bez ani odrobiny życia. I wtedy zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ludzie to sobie robią? Dlaczego ośmielają się odebrać drugiemu człowiekowi życie? Przecież ci dwaj mogli być mężem, ojcem, bratem lub przyjacielem. Jeremy także mógł być kimś takim dla kogoś innego. Zatem jak ktokolwiek rościł sobie prawo do odbierania komuś tak ważnej osoby?

LaleczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz