Witaj W Domu Amel

567 12 4
                                    

Spojrzałam w lustro. Pomiędzy ciemnymi oczami nadal znajdował się lekko zadarty nos. Czarne loki nachodziły na ciemno-białą opaloną skórę niczym firanki na okno.

Wyglądało na to że nic się nie zmieniłam od czasu kiedy wyjechałam z rodzinnego miasta. Ba, nawet z ojczystego kraju! A mimo to miałam wrażenie że wszyscy patrzą na mnie jak na kosmitkę. Może po prostu nie jestem już tą małą panikarą która próbuje pisać swoje własne książki i o to wszystkim chodzi kiedy mówią "ale się zmieniłaś"? Zresztą - po co ja się tym w ogóle przejmuje? Nikt przecież nie może mi dyktować jaka mam być.

-Amel! - krzyknął ktoś stojący pod oknem.

Poważnie?! Ignoruj tego matoła, Ami. Nie rzucaj w niego świecznikiem. Butem też nie!

- Ami! To ja, Shaker! Nie poznajesz mnie?

Mój głupi braciszek stał pod oknem od dobrych dziesięciu, a raczej już dwudziestu minut. Bał się uderzyć w szybę bo w domu ciągle był nasz ojciec. A oni nie rozmawiali ze sobą i unikali jak ognia odkąd Shaker dołączył do Supa Strikas. Czasem tylko zamienią parę słów przy stole ale tak żeby temat nie zszedł na pracę. W święta to już w ogóle jest jakas masakra. Nie dość że rodzice są rozwiedzeni to jeszcze cały czas siedzimy na tykającej bombie rodzinnych problemów i musimy przynajmniej zachować pozory normalnej rodziny kiedy przychodzą goście. Mówiąc goście mam na myśli przyjaciółki (dziewczyny) Shakera i ewentualnie chłopaka Nandi którego ojciec zawsze wyjeżdża w święta na Hawaje i nigdy nie bierze syna ze sobą.

Także osiemnastoletni chłopak podniósł dolną szybę okna i wlazł do środka jak gdyby nigdy nic. Miał na sobie swój ukochany czerwony dres z numerem 10. Włosy jak zwykle najeżone a wzrok tępy jak zazwyczaj. Tylko ta mina jakaś taka ponura. Chyba ktoś umarł. Lub Shaker właśnie przegrał setną bitwę w jego bezsensownej wojnie ze Skarrą.

- Dobrze cię widzieć w tak dobrym humorze siostra - powiedział sarkastycznie.
- Daruj sobie te żarty Vusi - odparłam cały czas patrząc w lustro białej toaletki.
- Nie nazywaj mnie tak.
- No weź, wiele osób używa tylko swojego drugiego imienia.
- Może i tak, ale ja do nich nie należę.

Westchnelam głęboko, wstałam z małego stołka i odwróciłam się w stronę mojego wkurzającego brata.

- Mów, po co przyszedłeś do mnie o ósmej rano ryzykując spotkaniem z tatą i zawieszeniem za włamanie do domu kolesia pracującego dla twoich arcyrywali. Nie zapominajmy, że twoja drużyna właśnie zaczyna trening.

Pilkarzyk westchnął.

- Trener kazał mi poprosić Cię w jego imieniu o przyjście jutro na Strikaland.
- Po co miałabym niby tam przychodzić? Uprzedzam, że jeżeli będzie próbował mi wygłosić jakieś kazanie to walnę go krzesłem w głowę.
- Hm. Wiesz co, naprawdę się zmieniłaś przez te cztery lata. Wracając do Trenera - nie mam pojęcia. Może chodzi o tatę albo tą twoją obsesję na punkcie nauki. Powtarzam : nie mam bladego pojęcia.

No i znowu te "zmieniłaś się Ami"! Co ja bez głowym jeźdzcem się stałam?

Nagle na schodach rozległ się odgłos czyiś kroków. Dobrze wiedziałam do kogo należą.

- Tata - rzuciłam patrząc na białe drzwi mojego pokoju. - Chowaj się.

O dziwo Shaker od razu mnie posłuchał. Wszedł do szafy i przykrył się moją okropną różową sukienką z falbankami. Była tak długa że bez problemu zakryła łudząco podobnego, a jednak tak różniącego się ode mnie chłopaka.

Do pokoju wszedł średniego wzrostu brodaty ciemnoskóry mężczyzna. Miał nieokrzesane kręcone włosy przypominające afro i prostokątne okulary w czarnych oprawkach. Na samych włosach było widać typowe oznaki starzenia się (powodu mojej nieustannej melancholji), czyli siwe kosmyki po bokach charakterystycznej fryzury. Był ubrany w swój typowy strój - czarna męska koszulka na krótki rękaw, długie ciemne spodnie z brązowym paskiem.

 Dziewczyna Z Numerem 11Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz