4. Biblioteka i trening

378 19 14
                                    

Per.Mark

Nowy dzień, nowe zdarzenia. Tak i tym razem. Przyszedłem do szkoły punktualnie na dzwonek i pobiegłem do klasy. Dalej nie mogę zapomnieć wczorajszego wieczoru, był fajny, ogółem ciekawy- nie, nie film.. tylko to jak spędziliśmy ten czas, bo rozmawialiśmy, jedliśmy, śmieliśmy się i wiele, wiele innych tego typu. Ale najważniejsze było to, że się lepiej poznaliśmy. Można powiedzieć, że już mniej więcej znam Axela bliżej niż znajomego z drużyny.

Po lekcji udałem się do biblioteki bo nauczyciel kazał wypożyczyć lekturę. Przechadzając się między regałami i stertami książek szukałem działu z tematyką tej lektury.
-Hmmm... Fantastyka, to nie... Baśnie, też nie... O! Historyczne, mam to- mówiłem i podszedłem do regału szukając tytułu.
-Hm? Evans?- Zaczepił mnie Axel.
-O! Axel, cześć!- popatrzałem na niego i wróciłem do szukania.
-Co szukasz? Nie wyglądasz na mola książkowego.-zaśmiał się.
-Bo nie jestem- odburkłem.
-No to co szukasz?-zapytał.
-Lektury.. o tu jest- znalazłem ją i wyciągnąłem rękę, ale była za wysoko, stanąłem na palcach i nic.
-Hah..-zasmiał się Axel.
Widząc jaką chce książkę pomógł mi swoim wyższym wzrostem i podał mi ją.
-D-dzieki-powiedziałem zmieszany.
-Spoko- wziąłem książkę od niego i włożyłem do plecaka.
-A no właśnie co ty tu robisz?-zapytałem.
-Chcialem poszukać coś fajnego, ale nic takiego nie ma- odpowiedział.
-Mhm.. jak coś dziś jest trening o 16, będziesz?
-Jasne- zadzwonił akurat dzwonek.
Machneliśmy sobie na pożegnanie i poszliśmy do swoich klas.

Po szkole byłem w domu równo o 15. Została mi godzina do treningu. Zobaczę znów zaangażowanie drużyny i.. tę twarz Axela.. czekaj czemu o tym pomyślałem? Ach.. zresztą nie oszukujmy się jest przystojny. Całe gimnazjum go kocha. Jest mądry, przystojny, ma dużo zainteresowań, po prostu idealny gust faceta marzeń. Pomimo tego, że wydawało mi się iż wolę dziewczyny chyba teraz wszystko się odwróciło o 180° i to teraz poważnie. W sumie jestem w wieku dorastania, może to przejdzie za parę dni, miesięcy, lat... Ahh! Nie chce mi się tyle czekać nie wytrzymam.. Muszę się ogarnąć i poszukać jakiejś dziewczyny.. o ile to dobry pomysł. Chociaż.. jest jedna taka co chodzi mi po głowie.. pamiętam ją z pokoju dyrektora ponoć to jego córka. Hmmm.. jak się nazywała? Ach! Nelly! No tak. Ale Sylvia też jest spoko, chociaż dużo się mówi o tym, że ma uczucia do starego przyjaciela, który gra w Ameryce.. chyba Erik to był.. Cóż.. warto próbować jak ma się możliwość. Zaczepię Nelly i jej zapytam o spotkanie. Może pójdzie i potoczy się to lepiej niż myślę?
Cóż koniec tego myślenia trening za chwilę mam.. eeemmm.. 15 minut! Muszę wziąć strój i wodę! Spakowałem się i wyszedłem z domu w kierunku boiska pod mostem.

-Siemka!- przywitałem się ze wszystkimi.
-Cześć- usłyszałem od wielu członków drużyny.
-Hej, Axel- powiedziałem i poklepałem go w ramię bo stał tyłem.
-Oh, Evans, ustaliliśmy z chłopakami nowa technikę- powiedział i powoli zaczął mi tłumaczyć co i jak.
-Już, rozumiem! To do dzieła!-powiedziałem i zagoniłęm wszystkich do roboty.

Wszystko szło tak dobrze. Każdy zajęty i zaangażowany w swoją pracę. Ustaliliśmy że w nowej technice będzie Jack i Axel. Przyznam, że teraz to tylko ja nie angażowałem się w swój trening, bo patrzyłem tylko jak Axel zamierza wykonać swój ruch. Polega on na odbiciu się od Jacka i kopnięciu piłki z saltem. Niby wygląda na łatwe ale trzeba dobrze skorzystać z czasu.
Wtedy- zobaczyłem jak nie wyszło dla Axela poraz kolejny i upadł na ziemię. Widziałem, że nie ma już sił.
-Axel!- krzyknąłem i podbiegłem do niego- Axel, nic ci nie jest?
-Nie...-kaszlnął- jest dobrze, spróbuję jeszcze raz.
-Nie!Axel, nie masz już sił!-krzyknąłem raptem.
-Mam siły, będę próbował, aż się uda.- powiedział i zaczął powoli wstawać.
-Axel, ja rozumiem, ale w twoim stanie to niebezpieczne!-próbowałem go powstrzymać.
-Evans.. nie przeszkadzaj mi.
-Axel.. proszę.. jutro też można spróbować.. popatrz na siebie.. jesteś cały podrapany i na pewno wszystko cię boli..-powiedziałem.
-Czemu zawsze masz tyle argumentów? Dobra odpuszczę już, ale jutro nie- powiedział patrząc na mnie i idąc po wodę.
-Mhm..
-Zadowolony?-powiedział upijając łyk wody.
-Tak. Pora wracać nie którzy już dawno poszli do domu.
Wtedy zobaczyłem, że jesteśmy już sami. Popatrzyłem na Axela i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to rany na kolanach, łokciach i twarzy, które krwawiły i potrzebowały opatrzenia.
-Axel. Idziesz ze mną- powiedziałem mimowolnie.
-Hm? Gdzie?-zapytał zdziwiony.
-Popatrz na siebie trzeba cię opatrzyć.
-To nic..
-Jak to? To jest coś i trzeba o to zadbać.
-Jak chcesz. Masz apteczkę?
-Nie ale w domu owszem..-podrapałem się po głowie.

Po paru minutach chodzenia weszliśmy do mojego domu.
-Mamo! Jestem z treningu razem z Axelem!
-Dobrze akurat robię kolację- odpowiedziała z kuchni więc można było iść do mojego pokoju.
-Usiądź tu, zaraz przyjdę- wskazałem łóżko i wyszedłem po apteczkę.

-Jestem- powiedziałem po chwili niosąc pudełko.
-Naprawdę o wszystko się martwisz.- zakpił Axel.
-No i co? Po prostu taki jestem.- zarumieniłęm się.
Skończyłem czyścić i zaklejać plastrami kolana, łokcie i twarz Axela.
-Ał..- cicho powiedział chłopak trzymając się za klatkę piersiową.
-Co jest?- szybko powiedziałem.
-Nic.. boli tu trochę, ale to nic.
-Pokaż- nakazałem.
-Po co? To nic mówię.
-Skąd możesz wiedzieć skoro nie widziałeś,
-Bo tak czuję.
-Trudno. Pokaż.
Chłopak zdjął koszulkę, odsłaniając wyrzeźbione ciało i ranę obok piersi.
Szybko wyjąłem wodę utlenioną i maść z apteczki.
-Nie. Nie będziesz mnie tym polewał.
-Czym? Wodą utlenioną? Będę, to trzeba odkazić.
-Nie, zostaw to, nie.
-To ci nic nie zrobi. Tylko wyczyści ranę.
-Nie.. podziękuję.
-Axel noo- podszedłem do niego bliżej na co chłopak położył się na łóżko.
-Nie, zostaw mnie!
-Axel! Bo będę zmuszony to zrobić na siłę.
-Dawaj, nie dasz rady.- powiedział na co nie myśląc usiadłem na nim i szybkim ruchem odkręciłem butelkę lekko ją przechylając.
-Noo! Nieee! Mark! To bolii! Weź to, nieee!-zaczął krzyczeć.
-Axel! Cicho, nie ruszaj się już zaraz przestanie.- chłopak tylko przechylił głowę w bok udając obrażonego. W tym czasie odkręciłem maść i nałożyłem ja na dłoń.. ale.. zapomniałem, że aby to rozetrzeć muszę dotknąć go.. jego piersi.. eeee.. dobra szybko to zrobię.. i tyle.. wyciągnąłem rękę i położyłem w miejscu rany lekko zaczynając rozcierać maść.
-Evans. Co ty?- popatrzał nagle na mnie i próbował wstać.
-Czekaj. No, Axel- próbowałem go trzymać aby leżał, ale jest silniejszy i usiadł.
W tym momencie weszła mama do pokoju.
-Chłopcy kolac-- nie dokończyła widząc mnie siedzącego na kolanach Axela i smarujący mu pierś, a go bez koszulki patrzącego się na mnie.
-E.. mamo to nie tak!- Zacząłem.
-Ja nie przeszkadzam, ale tylko powiem, że kolacja gotowa- powiedziała i wyszła z pokoju zamykając drzwi, a jedyne co było słychać to jej pisk i szybkie kroki do prawdo podobnie taty by mu oznajmić to co widziała.
Zasztywniałem w miejscu i nie wiedziałem co zrobić..
-Evans! Długo jeszcze będziesz mnie macał?
-Ech! Co?! J-j-ja. Co, jak?- przebudziłem się i gwałtownie ruszyłem głową w jego stronę.
-No, miałeś tylko wetrzeć maść, a ty zamiast tego postanowiłeś mnie obmacywać.
-ee.. przepraszam nie chciałem- i prawda bo moja ręka teraz trzymała się boku chłopaka. Szybko zszedłem z niego i pochowałem rzeczy do apteczki.
-Dam ci zaraz może koszulkę?- zapytałem.
-Em.. jak możesz.- odpowiedział biorąc tam tą i patrząc na nią.
Wygrzebałem coś z szafy i mu dałem i przyznam, że w czarnym było mu ładnie.
- Chodźmy na kolację.- zaproponowałem i za zgodą Axela wyszliśmy w kierunku kuchni.

______________
Ostrooo- znaczy eee.. nic dzięki za przeczytanie tego

1/10 || yaoi || Axel x MarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz