Przygoda traumatyczną bywa

200 8 28
                                    

Zamyślony młodzieniec przechadzał się bez celu terenami pod Warszawą. Był to człowiek młody, psotny, łaknący niecodziennych przygód. Pewnego dnia znudzony postanowił zajrzeć do zakątków, których ludzie z jakiegoś powodu nie odwiedzali. Trochę mu zajęło przebijanie się polnymi, nie uczeszczanymi drogami. W pewnym momencie podniósł głowę orientując się, iż nareszcie dotarł na teren dworu niejakich Krakiewiczów

Przypomniał sobie miejskie legendy. Mówiono, iż była to siedziba personifikacji Polski z pokolenia na pokolenie i to właśnie tam zaszyła się II Rzeczpospolita Polska, Babka obecnego III Rzeczpospolitej, której oczy opinii publicznej nie wiedziały od czasów upadku PRL'u

Chłopak był sceptycznie nastawiony do tych plotek. Nigdy w życiu na własne oczy żadnej personifikacji nie widział, słyszał tylko o nich z opowieści Dziadków oraz lekcji historii, lecz wydawało mu się, iż tak ważne osobistości powinny mieszkać w sercu stolicy, a nie siedzieć w jakimś opuszczonym dworku i udawać, iż nie istnieją.

Poza tym z tego co się orientował, personifikacje umierały po przejęciu władzy przez ich następcę. Przed IIIRP był jeszcze PRL więc raczej mit o urodziwej heroinie żyjącej w odosobnieniu, czekającej na swego gościa można było wsadzić między karty historii... Oraz mokre sny bajkopisarzy.

Mimo to musiał przyznać, iż wizja spotkania osoby, która jest przyczyną tych plotek wydawała się aż nazbyt ekscytująca. Nie brał od uwagę spotkania z personifikacją, bardziej spodziewał się jakieś samotnej dziedziczki majątku Krakiewiczów. Nadal jednak czuł ciekawość zastanawiając się jaką historię by mu mogła opowiedzieć. Z tą myślą beztrosko ruszył naprzód

Na początek musiał przebić się przez coś na kształt starego sadu szybko orientując się, iż jest na tyłach. Szedł powoli rozglądając się i z rozczarowaniem nie dostrzegając niczego wyjątkowego. Wokół niego rosły drzewa owocowe pyszniące się zielenią liści, swoją grubością oraz wielkością dające do zrobienia jak są wiekowe. Promienie słońca przebijały się przez gałęzie tworząc różne kształty na ziemii pokrytej soczystą trawą. Osobnik nie zauważył żadnych przedmiotów albo innych śladów świadczących o obecności człowieka. Jedynie trawa wydawała się podejrzanie niska, jak na pozornie zapuszczony lasek. Owszem, była wysoka, lecz nie na tyle na ile powinna przez domniemane lata opuszczenia.

Nieco zawiedziony zwykłością jakże pięknego sadu, jednocześnie zachęcony pierwszą oznaką, iż ktoś tutaj jednak zagląda, ruszył dalej. Na wyjściu zdążył się jeszcze potknąć o leżącą na ziemii gałąź, łamiąc ją swoim ciężarem. Przeklął cicho, łapiąc równowagę. Nagle poczuł się nieswojo. Dźwięk łamanego drewna rozniósł się po cichej okolicy niczym huk wystrzału. W tym momencie zorientował się, iż nie słyszał nic poza własnymi krokami miażdżącymi trawę. Co prawda, nie spodziewał się szumu samochodów czy rozmów ludzkich, ponieważ to miejsce nie miało sąsiadów ani normalnej drogi, ale nie było słychać dosłownie nic. Żadnego śpiewu ptaków, szczekania psów, które bezpańskie często się po tego typu miejscach kręciły, chodźby świerszczy grających w trawie, nawet wiatr ucichł. Był to typ ciszy do jakiej współczesny człowiek nie jest przyzwyczajony, takiej, w której czas zwalnia, ciało odruchowo napina się wyczekując na najcichszą oznakę intruza, a myśli rozleniwiają się potęgując irracjonalny lęk. Panicz wzdrygnął się i zmusił swoje nogi do dalszego spaceru.

Tamta chwila ostudziła w nim zapał włączając zdrowy rozsądek. Zdał sobie sprawę, iż nie wie jak zareaguje na jego obecność lokator lub lokatorzy. Mógł marzyć o uroczej babuszce zapraszającej go na kawę i częstującej opowieściami o Krakiewiczach, lecz w rzeczywistości ta wizja miała zerowe szanse na spełnienie. Równie dobrze mógłby zostać wzięty za złodzieja lub innego intruza stając się oskarżonym o wtargnięcie na teren prywatny. Może ta staruszka, która stała się archetypem dla legendy była niezrównoważona psychicznie? Może ukrywała się przed kimś, ponieważ popełniła jakieś przestępstwo? A może nie było żadnej staruszki, tylko banda patologicznej młodzieży zrobiła sobie z tego miejsca "bazę" i jemu groziło pobicie za naruszenie "ich" terenu?

Countryhumans One Shot's - By Rosaline Dolly Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz