Banicja

90 5 12
                                    

(Ten one shot w przeciwieństwie do większości jest kanoniczny. Pozostaje fragmentem dłuższej historii. Akcja dzieje się w połowie lat 20. XX wieku. W razie jakichkolwiek wątpliwości, chętnie odpowiem na pytania)

Był środek nocy kiedy wreszcie odnalazł właściwą drogę. Profilaktycznie nie wziął z sobą żadnej formy oświetlenia aby łatwo się nie zdradzić, więc musiał polegać na księżycu, co okazało się błędną decyzją. Jak na złość ten włącznie z gwiazdami przez większość drogi skrywał się za deszczowymi chmurami zmuszając go do błądzenia jak dziecko w mgle. W końcu zdecydował się zapytać o drogę.

Musiał się przy tym niebywale natrudzić. Pomimo grubego czarnego płaszcza i kaptura zasłaniającego twarz dość szybko w dziennym świetle można się było zorientować, iż nie jest zwykłym wędrowcem. Ludzie podejrzliwie przyglądali się jego ubiorowi, niechętnie odpowiadając na pytania zadane z obcym akcentem. Pewnie mieli go za jakiegoś zbója z zagranicy.

Przechodząc przez granicę mógł się jeszcze cieszyć przychylnością lokalsów, w jednym mieście zaprowadzono go nawet do samej personifikacji miejscowosci która  zrozumiawszy sytuację - po wymuszeniu obietnicy dyskrecji -  powiedziała gdzie i jak powinien szukać pomocy, ale im dalej  szedł, tym ludność stawała się bardziej wroga, odmawiając podania wskazówki lub grożąc konsekwencjami jeżeli przybysz nie zostawi ich w spokoju.

Mając wiele niechętnych i kilka przyjaznych konfrontacji, niemal brak zapasów oraz kilkaset kilometrów za sobą, zobaczywszy na horyzoncie zarys dworku pragnął się rozpłakać z poczucia ulgi. Z nową energią ruszył przez puste pole uważnie przyglądając się otoczeniu.

Od razu zauważył brak latarni, skutkujący ciemnością nieprzebytą przez nic poza księżycem próbującym się wydostać spoza zachmurzenia. Co więcej w okolicy poza celem jego podróży nie znajdował się żaden funkcjonujący budynek, zatem nie mógł również liczyć na światło docierające z domowego ogniska czy świecy pozostawionej w oknie. Zdziwiło go to, lecz prawdziwy szok przeżył kiedy zorientował się, iż już dawno powinien natrafić na wyraźnie zaznaczoną granicę posesji. Nie widział jednak żadnej bramy, płotu ani niczego innego mogącego tę rolę spełniać.

Myślał, iż będzie zmuszony znaleźć sposób na potajemne przekroczenie przeszkody albo ewentualnie wybłagać wpuszczenie, tymczasem zbliżał się do budynku niczym do własnego. Przeżył już jednak za dużo żeby uwierzyć w niekompetencję ludzką. Państwo może się uważać za nieśmiertelne, wierzyć, iż nikt nie śmie podnieść na nie ręki, a ludzie w odpowiedzi organizują ochronę w taki sposób żeby napuszona istota nigdy się nie zorientowała. Już raz popełnił ten błąd, niektóre siniaki jeszcze się nie zagoiły, z kolei blizna na gardle boleśnie ostrzegała co się może wydarzyć. Szedł więc ostrożnie, próbując wypatrzeć pułapki na ziemi i wytężając słuch czy nikt go nie zachodzi od tyłu.

Dochodząc do drzwi nagle przystanął przytłoczony wszystkim. Przez ostatnie dni był zmuszony do ukrywania swojej tożsamości za wszelką cenę, spania pod gołym niebem, jedzenia tego co znalazł pod drodze oraz załatwia potrzeby w różnych dziwnych miejscach. Z wstydem pamiętał, iż musiał dopuścić się kradzieży w chwili kiedy skończyło mu się jedzenie oraz kilka razy jechać na gapę dla skrócenia drogi. Do żadnej z tych rzeczy tacy jak on nie byli przyzwyczajeni, o czym urażona duma dawała wyraźnie znać. Czuł się winny i wiedział, iż będzie zmuszony poniżyć się jeszcze mocniej.

Znajdował się w sytuacji kryzysowej. Kiedy od jednej osoby zależy los drugiej, w potencjalnym zbawicielu potrafi obudzić się prawdziwy sadysta. A on był dokładnie w takiej sytuacji. Na tym polegało ich przekleństwo, niby najpotężniejszi, a jednak nie mogli jak zwykły człowiek znaleźć sobie pracy i zaszyć się gdzieś z dala od świata. W tamtej chwili wiele by dał za taką możliwość.

Countryhumans One Shot's - By Rosaline Dolly Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz