Rozdział 15

4.1K 253 13
                                    

- Nie, Jasper. To się po prostu nie uda. Nie możesz robić ponownie takich rzeczy. Znamy się ile? Kilka godzin? Jestem ci naprawdę cholernie wdzięczna za to, że mnie uratowałeś, ale to nie znaczy, że od razu w podziękowaniu wskoczę z tobą do łóżka. Nie jestem takim typem dziewczyny, jasne? - kończę efektownie swój monolog.

Widzę zdezorientowaną minę Jase'a. Powstrzymuję się od wywrócenia oczami. Cholera, czy wszyscy faceci tacy są? Przecież dziewczyna nie poleci tylko na sam wygląd. W sumie to ty zrobiłaś to Chloe. Słyszę irytujący głos w mojej głowie. Justin i ja to zupełnie co innego. Łączy nas inna relacja.

- Chloe... Nie możesz cały czas o nim myśleć. Doskonale wiem, że ci na nim zależy. Mi też by zależało na twoim miejscu, ale nie możesz przestać myśleć o tym co jest dla ciebie najlepsze - mówi Jase.

Przejeżdża kciukiem po mojej dolnej wardze, która drży od powstrzymywanego szlochu.

- Dopiero niedawno znalazłam się w takiej sytuacji, to wszystko przez mojego... Kurwa - krzyczę ostatnie słowo. Jasper odskakuje ode mnie jak opatrzony.

Przed chwilą załamana, a teraz stoję na nogach, mając ochotę uderzyć w ścianę. Mój ojciec. Niewiele myśląc biorę telefon i wybieram numer swojego rodzica.

- Tato! - piszczę, kiedy odbiera telefon.
- Chloe, skarbie to ty? Boże, tak bardzo się o ciebie martwiłem, nawet nie wiesz co...
- Tak, tak. Nawet nie wiem co ty i mama przeżywaliście. Ale wiesz co to wszystko przez ciebie! To, że ja zostałam w jakiejś piwnicy sama na pastwę losu, a Justin został postrzelony kiedy ratował mi życie. Nawet nie wiadomo czy z tego wyjdzie. Mam dość twoich przeklętych kłamstw. Dziękuję za spieprzenie mojego życia doszczętnie w kilka dni - krzyczę każde słowo ze słyszalnym wyrzutem w głosie.

Kończę rozmowę i rzucam telefon na kanapę. Nie zwracam uwagi na Jaspera. Odwracam się na pięcie. Nasuwam na siebie płaszcz i ruszam do drzwi.

- Cloe? Co robisz? - pyta niepewnie, lustrując mnie przy tym wzrokiem.
- A jak ci się wydaje? Jadę do Justina, w ogóle nie powinnam opuszczać szpitala - mamroczę.

Słyszę jeszcze jego protest, ale szybko gwiżdżę na przejeżdżającą taksówkę.

***

- Justin, cholera - ściskam jego bladą dłoń. Po policzkach spływają mi łzy. - P-Przepraszam nie powinnam wtedy wychodzić z domu. To wszystko moja wina, wiesz? Ale dojdziesz do siebie. Musisz. Zależy mi na tobie - mówię.

Mam nadzieję, że chociaż mnie słyszy. Będę go przepraszać do końca życia, że wyszłam tamtego ranka z domu, tylko błagam, niech się obudzi. Uświadamiam sobie, że tak naprawdę nie mam pojęcia, co zrobiłabym gdyby Justin nie przeżył. Jest naprawdę świetnym facetem. Opiekuję się mną, stara chronić, a do tego bije od niego mnóstwo czułości, względem mojej osoby. Przymykam powieki. Wiem, że przeżyje. Na pewno teraz o to walczy. Nagle słyszę pikanie maszyny. Szybko odsuwam się i z niedowierzaniem patrzę jak jego czynności życiowe szaleją. Natychmiast krzyczę, aby ktoś tutaj przyszedł i coś zrobił. Do pokoju wpada pielęgniarka z doktorem, którzy karzą mi wyjść. Przez chwilę się szamoczę, ale nie jestem w pełni sił. Zanim się obejrzę już jestem wyciągnięta przed salę.

- Jasper, mówiłam, że chcę być sama - mruknęłam pod nosem, widząc osobę, która pozbawiła mnie widoku Justina.
- Nie możesz być tutaj sama w takim stanie - obejmuje mnie od tyłu.
Kładę dłoń na ustach i powstrzymuję chęć wybuchnięcia płaczem, kiedy wywożą Justina z sali.
- Co się dzieje? - pytam łamiącym się głosem jednej z pielęgniarek.
- Pacjent jest w ciężkim stanie. Zabieramy go na operacje, prawdopodobnie pękły szwy - oznajmia i rusza w kierunku sali operacyjnej.

Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

- Chloe? - słyszę głos swojego ojca. Zaskoczona wciągam głośno powietrze, kiedy czuję jego dłoń na swoim ramieniu.
- Tato.. on umiera - szepczę. Mój wzrok zasłaniają łzy. - Jasper, co ty tu robisz do cholery? - wzdrygam się, słysząc jego ostry, surowy ton.
- Zaraz, to wy się znacie?
- Niestety, aż za dobrze. - odpowiada Jase. - Posłuchaj Mark. Zobaczyłem twoją córkę uwięzioną u mojego szefa. Przecież nie mogłem jej tak po prostu zostawić - ciągnie Jasper.
- Cholerny kłamca! - krzyczę.

Spotykam się ze wzrokiem innych pacjentów szpitala, ale nie obchodzi mnie to.

- Nie chcę cię widzieć na oczy i ciebie tak samo - syczę, wskazując dłonią najpierw na Jase'a, a potem na swojego ojca. Teraz najważniejszy jest Justin.

Spokojnie, Chloe.

***

Po godzinie wychodzi do nas lekarz.

- Operacja się powodła, pacjent powinien obudzić się za jakieś dwie godziny, to pani mąż, więc może pani do niego wejść - zwraca się do mnie doktor.

Kiwam głową, ignorując zdziwiony wzrok mojego ojca. Wchodzę sama do sali, w której leży Justin. Siedzę z nim bite dwie godziny. Zasypiam z głową na jego dłoni. Budzę się nagle, kiedy czuję dotyk na swoim policzku.

- Justin, obudziłeś się - szepczę rozradowana, kiedy widzę jego twarz.
- Tęskniłaś za mną, aż tak, kochanie?
- Ironiczny jak zwykle - kręcę głową z rozbawieniem i kładę się delikatnie obok niego,
- Wiesz, mimo że byłem nieprzytomny doskonale słyszałem co do mnie mówiłaś - uśmiecha się zadziornie.

Przejeżdża dłonią po moim boku. Przygryzam swoją dolną wargę, nie mogąc się powstrzymać łącze nasze wargi w długim, namiętnym pocałunku.

illegal love » bieber ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz