Laura
Czy kiedykolwiek obudziłeś się, czując dziwną pustkę i to okropne ukłucie w sercu? Czasami chciałabym zamknąć oczy i nie budzić się przez kilka tygodni. Przez ciągłe wspomnienia wirujące w mojej głowie, prawie wcale nie zmrużyłam w nocy oczu. Cholernie bolała mnie głowa, a kiedy próbowałam otworzyć oczy, nie udało mi się. Czułam się jakbym wczoraj wypiła co najmniej dwie butelki wina, a nie wypiłam nic. Nigdy nie miałam głowy do alkoholi, dlatego wolałam trzymać się od nich z daleka.
Bez otwierania oczu, sięgnęłam ręką po telefon i wyłączyłam budzik, który po raz kolejny zadzwonił. Przekręciłam się niespokojnie na łóżku, zaplątując się w kołdrę. Na moje nieszczęście, nie było więcej miejsca, dlatego też wylądowałam tyłkiem na podłodze. Jęknęłam głośno rozmasowując bolącą część ciała i podniosłam się, wciąż mając przymrużone oczy. Nie ma to jak wspaniała pobudka. Rzuciłam się w twarzą w poduszki. Nie cierpię wstawać rano i iść do szkoły. Owszem, na oceny nie narzekam, jestem dobrą uczennicą, ale ranną osobą zdecydowanie nie jestem.
Leżąc twarzą w poduszkach, rozpoznałam, że nie jest to mój pokój. Podniosłam głowę i zdezorientowana zaczęłam rozglądać się pomieszczeniu, w którym spałam.
Długo nie zajęło mi rozpoznanie, że znajduję się w pokoju Rydel. I nagle wszystko sobie przypomniałam. Kłótnia z ojcem, ucieczka z domu, nocowanie u Lynchów.
Przewróciłam się na plecy i popatrzyłam się w sufit. Naprawdę nie chciałam wracać do domu. Nie tylko byłam wściekła na ojca, ale gdzieś tam w środku, bałam się go. Uderzył mnie w twarz, nie wiadomo co jeszcze może zrobić. Wiedziałam jednak, że nie mogę siedzieć przyjaciołom na głowie. Zresztą, łatwo było mnie tu znaleźć, ukrywam się przecież za ścianą.
- Pobudka, Laur! Szkoła czeka! - uśmiechnięta od ucha do ucha Rydel, wparowała do swojego pokoju, wyrywając mnie tym samym z zamyśleń.
- Nie, idź sobie — zaprotestowałam, rzucając w nią poduszką. Ta jednak ją złapała i uśmiechnęła się dumnie.
- Nie marudź, bo nie dostaniesz naleśników. No wstawaj, grubasie! - blondynka zawołała, próbując ściągnąć mnie z łóżka. Grubasie?! O, wypraszam sobie! Ponownie rzuciłam poduchą, tym razem trafiając, a Delly uśmiech zszedł z twarzy.
- To za tego grubasa — wyszczerzyłam się i zeskoczyłam z łóżka, lekko chwiejąc się. Ona potrafi człowieka zarazić energią. Szybko, wszystkie moje obawy zeszły na drugi plan. - Nie mam ubrań na zmianę, a nie chcę jeszcze wracać — spojrzałam na blondynkę niepewnie, wskazując na wczorajsze ubrania, które leżały na krześle obok biurka.
- Żaden problem, zapytamy moich braci, któryś na pewno ci coś pożyczy — blondynka wzruszyła ramionami.
Już chciałam jej podziękować, kiedy dotarło do mnie co powiedziała. Spojrzałam na nią, nie dowierzając w to co właśnie usłyszałam.
Blondynka po chwili wybuchnęła śmiechem. Popatrzyłam na nią zdezorientowana.
- Żartowałam! Jeju, gdybyś widziała swoją minę — dalej chichrała się jak nienormalna. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, a jednocześnie z rozbawieniem. Delly jest totalną idiotką, ale ją uwielbiam. - Okej, możesz sobie coś wybrać z szafy. Tylko się pośpiesz, naleśniki nie będą na talerzu długo — powiedziała, kiedy wreszcie przestała się chichrać. Posłała mi ostatnie rozbawione spojrzenie i wyszła ze swojego królestwa. Ja natomiast odwróciłam się do szafy.
Wszystko w niej było starannie poukładane, posegregowane i pozawieszane na wieszakach. W przeciwieństwie do mojej garderoby, gdzie bluzki pomieszane są ze spodniami i porozrzucane po wszystkich półkach. Po kilkuminutowym wpatrywaniu się w ubrania, wreszcie coś wybrałam. Wzięłam do ręki obcisłe jeansy, aka rurki i czarną, szerszą bluzę wkładaną przez głowę, po czym weszłam do łazienki. Tam wykonałam wszystkie poranne czynności i po kilkunastu minutach, już gotowa i odświeżona, weszłam do kuchni, gdzie siedziało już całe rodzeństwo Lynch. I osoba, której tu się nie spodziewałam.