Nigdy nie lubiła kłamać. Nigdy właściwie tego nie robiła.
Nie trawiła też, gdy ktoś kłamał. Uważała, że nawet ta najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo.
Nie chciała też ich unikać. Byli jej przyjaciółmi. Ale wiedziała, że gdy tylko spojrzy w oczy przyjaciółki, ta od razu rozpozna, że coś jest nie tak. I wtedy będzie musiała wszystko powiedzieć, bo nie potrafiła trzymać języka za zębami.
Dlatego też starała się wymigiwać od spotkań, zbywać ich, aby tylko nie stanąć z nimi oko w oko. Wiedziała jednak, że nie będzie mogło to trwać wiecznie.
Niestety nie miała tyle odwagi by o wszystkim im powiedzieć.
Nie teraz.
Spacerkiem kierowała się w wyznaczone w liście miejsce. Jej bujne włosy i sukienka powiewały na wietrze. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, a głowę okrywał czarny kapelusz. Słychać było stukot, odbijanych o chodnik, koturnów. Z każdą minutą, która sprawiała, że do ich spotkania było coraz bliżej, jej serce waliło coraz mocniej. Bała się, w końcu nie widzieli się od lat.
Zacisnęła pięści na skrawku sukienki i westchnęła głęboko. Wyjęła z podręcznej torebki telefon. 30 minut do spotkania. Rozejrzała się po okolicy i odetchnęła z ulgą, gdy w pobliżu zobaczyła kawiarenkę. Nie chciała siedzieć w parku czekając, aż się pojawi. Wiedziała, że wtedy strach by ją dopadł, przez co mogłaby stchórzyć i po prostu uciec.
Popchnęła drzwi budynku i skierowała się do baru. Stanęła w kolejne zdejmując okulary. Wzięła do ręki plik banknotów, przygotowując się do zamówienia. Gdy wreszcie nadeszła na nią kolej, stanęła przed młodą barmanką.
- Co podać? - dziewczyna za ladą zapytała uprzejmie.
- Poproszę mrożoną latte – odpowiedziała i rzuciła na blat wyliczone pieniądze.
Przez chwilę przyglądała się jak dziewczyna wykonuje swoją pracę, aż wreszcie dostała upragniony napój. Podziękowała i biorąc go do ręki, wyszła z kawiarni. Zajęła wolne miejsce na zewnątrz, tuż obok drzwi wejściowych. Usiadła wygodnie i zaczęła sączyć napój z kubka.
Rozum mówił jej, że dobrze robiła idąc na spotkanie, ale serce odwrotnie. Mimo tego, wiedziała, że podjęła słuszną decyzję.
Mimo, że miała małe obawy, chciała tego. Pamiętała wszystko, a każde wspomnienie, jak na złość, wirowało w jej głowie.
Dlaczego miałaby odpuścić? Wiedziała, że gdy powiedziałaby o tym przyjaciółce, ta zabroniłaby jej iść. Była dorosła i nikt nie miał prawa rządzić jej życiem, i jej decyzjami.
Gdy całkowicie opróżniła kubek z latte, wstała i wyrzuciła go do pobliskiego kosza. Podsunęła krzesło i ruszyła przed siebie ciężko wzdychając.
Miała 10 minut na dojście do parku. Przyśpieszyła kroku, dlatego szybko znalazła się na miejscu. Usiadła na jednej z ławek próbując się zrelaksować.
- Witaj Dove – usłyszała głos z tyłu siebie. Zamarła.
Już nie miała odwrotu.
***
Laura krzątała się po kuchni, próbując przygotować sobie coś do jedzenia. Vanessa wyszła jakieś dziesięć minut temu, dlatego miała dom tylko dla siebie. W planach miała zaproszenie Dove, ale, że ta nie odbierała, była skazana na samą siebie.
- Cholera! - krzyknęła, gdy miska z popcornem wylądowała na podłodze. Ze złości rzuciła ścierką o ścianę. To już nie pierwszy raz dzisiaj, kiedy coś jej nie wyszło. Była rozkojarzona – z jednej strony sytuacja z Rossem, z drugiej z ojcem, a z trzeciej Dove i jej dziwne zachowanie. Była zaniepokojona tym, że blondynka nie odbierała od niej telefonów. Dodatkowo unikała jej.