3. 'Being a wo­man is a ter­ribly dif­fi­cult task(...)'

361 22 0
                                    

*Laura*

- Spotkamy się za chwilę – powiedziałam, kiedy wraz z Dove znalazłyśmy się pod drzwiami mojego mieszkania. Rydel kiwnęła głową i ruszyła do swojego domu. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka, a za mną przyjaciółka. Nie było sensu, żeby szła do siebie, mieszkanie blondynki jest całkiem w drugą stronę. Dziewczyna zniknęła za drzwiami pokoju, aby zawiadomić matkę o jej nieobecności, a ja skierowałam się do kuchni. Rodziców nie ma, a Van z pewnością nadal na planie. Westchnęłam i podeszłam do lodówki, z której wyciągnęłam schłodzony sok pomarańczowy. Z wielkim pragnieniem opróżniłam szklankę.

- Podzieliłabyś się – Dove wyrwała mi karton z piciem. Przewróciłam oczami i usiadłam na krześle. - Co się dzieje? - Blondynka musiała zobaczyć mój smutny wzrok.

- Nic takiego – odparłam. - Tęsknię po prostu za czasami kiedy rodzice mieli dla mnie czas, kiedy wracając ze szkoły rzucałam się na kanapę obok nich i dyskutowałam o tym jak było na lekcjach. Oni teraz normalnie mieszkają w tej firmie, ja ledwo co ich widuję – wyrzuciłam z siebie. Wiem, że nie powinnam była mówić tego przy Dove. Ona w końcu straciła swojego ojca. Ale blondynka nigdy nie miała mi za złe tego, że przy niej poruszam ten temat. Pogodziła się ze śmiercią swojego taty.

Przyjaciółka westchnęła ciężko, podeszła do mnie i mocno przytuliła. Tego potrzebowałam. Żadnych durnych słów „rozumiem cię, będzie dobrze i bla bla bla”. Po prostu uścisku, który w tym momencie pomaga mi najbardziej.

- Dziękuję ci za to, że jesteś – szepnęłam.

- Taki piękny dzień, nie marnuj go na smutanie! Zaraz idziemy do Lynchów, rozerwiesz się. - Blondynka oderwała się ode mnie z uśmiechem.

- Potrafisz pocieszać – prychnęłam. Może gdyby do Lynchów nie zaliczał się Ross, emanowałabym radością tak jak Dove. - Swoją drogą, co się stało, że nie narzekasz na Rocky'ego? Zawsze kiedy miałyśmy iść do Lynch'ów marudziłaś, że nie chcesz, bo on – spojrzałam na nią podejrzanie. Odkąd nauczycielka zadała jej za zadanie napisać własną piosenkę, a Dove została zmuszona o poproszenie o pomoc bruneta, bo jako jedyny był wolny by pomóc jej w melodii, zmieniła się. Już się tak na siebie nie boczą. Odkąd pamiętam Dove i Rocky dogryzali sobie, zupełnie jak ja i Nate czy Ross. - Czyżby pod tą nienawiścią skrywała się miłość?

- Żadna miłość, może już nie jest tak jak niedawno, ale do miłości to nam daleko – popukała się w czoło dając mi do zrozumienia, że to niemożliwe. Ta, jasne.

- Eh, chodź już lepiej – skwitowałam i pociągnęłam przyjaciółkę do drzwi.

Kiedy miałam postawić pierwszy krok w stronę mieszkania Lynch'ów, w oczy rzuciła mi się moja nowa sukienka, trzymana w ręce przez.. Nate'a?! Skąd on do cholery wytrzasnął moje ubranie?!

- Zaczekaj tu – powiedziałam Dove i pobiegłam za brunetem. Chłopak zdążył zniknąć za drzwiami windy zanim ja do niego dołączyłam. Wkurzona tupnęłam i wleciałam na schody.

Ta sukienka była prezentem od mojej babci, która zmarła kilka miesięcy temu. To głupie, że lecę za jakąś sukienką, ale jest ona ważna. Babcia była dla mnie oparciem, rozmawiałam z nią jak własną przyjaciółką.

Ciężko dysząc zbiegłam na sam dół wieżowca. Na szczęście Nate stał przy drzwiach. Oh, a wraz z nim Ross...

- Nate! Co robisz z moją sukienką?! Oddawaj! - wrzasnęłam stając obok chłopaków. Spróbowałam wyrwać mu moją własność.

- Nie tak szybko. Twoja sukieneczka spadła na mój balkon, jak zawsze – wyjaśnił bawiąc się materiałem.

- Ona jest dla mnie ważna, oddaj mi ją – syknęłam.

Unbroken LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz