Nie wiem, kiedy wróciłem do domu. Było na pewno późno. Możliwe, że nawet około piątej nad ranem. Ale mało mnie to obchodziło. Mi na przetrwanie całego dnia starczają dwie godziny snu. Przyzwyczaiłem się do późnego chodzenia spać. Cóż, takie życie.
Wstałem około dziewiątej. Około 3/4 godziny snu. Jest dobrze. Szybko się ubrałem i zjadłem solidne śniadanie z ciocią. Wróciłem do pokoju i zacząłem się uczyć. Egzaminy mam za dwa tygodnie. Potem jeszcze jeden dzień szkoły i przerwa świąteczna. Wydaje się tak dużo czasu, a tak szybko minie. Gdy tak się uczyłem włączyłem sobie muzykę na słuchawkach. Tak łatwiej było mi się uczyć. O czternastej zjadłem z ciocią obiad. Przy tym trochę pogadaliśmy. Po posiłku postanowiłem udać się na patrol.
Około piętnastej już szybowałem w powietrzu. Kocham takie popołudnia. Rześkie powietrze wiało, przez co czułem się wolny. Nagle Karen mi przekazała wiadomość, że kilka osób próbuje okraść bank. Od razu się tam udałem. Gdy przybyłem na miejsce, rabusie właśnie odbierali kasę od pani za lady.
-Nieładnie tak okradać bank w biały dzień. Dobrze a teraz oddajcie pieniądze tej pani i rączki do góry-powiedziałem z przekąsem w głosie.
Nie posłuchali mnie. Jeden zaczął we mnie strzelać, ale mój pajęczy zmysł mnie przed tym ostrzegł. Po chwili wszyscy leżeli na ziemi przytwierdzeni do podłogi moją siecią. Poczekałem do przyjazdu policji. Potem ruszyłem na dalsze patrolowanie miasta.
Jakiś czas później w centrum coś zaczęło się dziać. Poleciałem tam. Jakiś czarodziej walczył z Avengersami. Do mnie był odwrócony tyłem. Po chwilowym przyglądaniu się akcji zobaczyłem, że sam tworzy tarcze, gdy widzi, że ktoś go atakuje. To była moja szansa. Rzuciłem się na niego od tyłu. Nie spodziewał się stamtąd ataku, dlatego jak tylko go unieruchomiłem pajęczyną, Iron-Man złapał go w jakieś kajdanki które blokowały jego magię. Zauważyłem, że po walce zostało dużo szkód więc postanowiłem pomóc mieszkańcom. Dlatego też Avengersi nie mogli mi podziękować. Pewnie zapytacie: skąd wiem, że chcieli. Czarna wdowa krzyknęła za mną dziękuję i gdyby nie mój super słuch najpewniej bym tego nie usłyszał.
Około osiemnastej wróciłem. Był to dzień pełen wrażeń. Przez godzinę pomagałem ludziom, którym podczas misji ucierpiały domy. Odwaliłem kawał dobrej roboty.
Nie wiem, kiedy zasnąłem. Szczęście jednak takie, że obudziłem się tylko kilka minut przed budzikiem. Przez ten czas szybko się ubrałem. Gdy już budzik zadzwonił wziąłem plecak na ramię i ruszyłem do kuchni. Siedziała tam już ciocia przywitałem się z nią i zacząłem jeść płatki. Po chwili May odpaliła poranne wydanie widomości. Mówili tam o kradzieży, na bank której zapobiegłem i walce Avengersów którym pomogłem. Wspomnieli też, że pomogłem mieszkańcom, którym zniszczył się dom. Ciocia powiedziała, że odwaliłem kawał dobrej roboty, ale uznała, że nie powinienem w nocy latać po mieście. Krótko się zaśmiałem i szybko dokończyłem płatki. Potem ciocia odwiozła mnie do szkoły.
Lekcje minęły zadziwiająco szybko. Udałem się od razu po szkole w stronę SI. Pojechałem autobusem, bo było najszybciej. Wyszedłem na jednym z ostatnich przystanków i popędziłem chodnikiem przed siebie. Po kilku minutach biegu, dobiegłem na miejsce. Wszedłem do budynku i podszedłem do lady. Kobieta, która siedziała po drugiej stronie spojrzała na mnie dopiero po chwili.
-Dzień Dobry w czym mogę pomóc? - zapytała.
-Dzień dobry ja przyszedłem na starz - odpowiedziałem.
-Dobrze proszę podać mi swoje imię i nazwisko.
-Peter Parker.
-A pan Parker. Proszę o to pana wejściówka na wyższe piętra. Tam na końcu korytarza jest winda, nią dojedziesz na piętnaste piętro. Gdybyś się zgubił zapytaj o drogę sztuczną inteligencję F.R.I.D.A.Y. Powodzenia - powiedziała podając mi kartę.
CZYTASZ
Zły numer- Irondad
FanfictionPeter to szesnastoletni chłopak z (nie)zwykłym życiem. Bowiem chłopak jest Spider-Manem i na co dzień ratuje bezbronnych mieszkańców nowego Yorku. Jednak co się stanie gdy chłopak pewnego dnia pomyli numery i zacznie pisać z dziwaczną grupą ludzi? P...