8. Widzę, jak na niego patrzysz

1.8K 155 18
                                    

Kiedy nie było go już w zasięgu wzroku, Levi powiedział:

- Udało się.

- Uczcimy to jakoś? - zaproponowała Juria, łapiąc kaprala za rękę.

- Na co czekać...

Dziewczyna pociągnęła go do pokoju, a on popchał ją na ścianę. Znowu się pocałowali.

- Dobra, czy mogę wrócić do tego co robiłam?

- Nie wiem, czy tak łatwo cię puszczę...

- Levi, muszę pomyśleć!

- Ale o czym?

- Potem ci powiem. A teraz daj mi iść, proszę!

Mężczyzna ustąpił jej z drogi, gdy nagle zaczęło padać.

- No świetnie - powiedziała Juria - ale trudno, przecież z cukru nie jestem... - już wychodziła, gdy zatrzymał ją kapral.

- Gdzie chcesz wyjść?! Pada! Możesz się przeziębić.

- Żartujesz sobie? Jestem żołnierzem, chyba mnie przeziębienie nie zabije! - mówiła dziewczyna trochę oburzonym tonem.

- To ja idę z tobą - stwierdził kapral i założył pelerynę. Juria za bardzo nie wiedziała co odpowiedzieć, więc po prostu poszła za Levi'm. Mimo deszczu na dworze było bardzo ciepło. Jednak na horyzoncie nie było widać ani grama promieni słonecznych.

- Co zamierzałaś tutaj robić?!

- Myśleć, mówiłam! - przekrzykiwali się nawzajem, bo deszcz dudnił niezmiernie. Nagle Juria zauważyła wyłaniającą się zza pleców kaprala postać. Jej mina zrobiła się poważna. Dała mężczyźnie znak, że ktoś idzie. On obrócił się i przed sobą zobaczył Mikasę.

- Przeszkadzam? - zapytała ironicznie Mikasa.

- Jak... - Levi prawie wyciągnął miecze, ale Juria wybiegła przed niego i go zatrzymała.

- Nie, skądże. Właśnie skończyliśmy, prawda kapralu? - powiedziała wymownie patrząc na kaprala, który zrozumiał sugestię.

- Tak. Pójdę już - powiedział i odszedł. Mikasa spojrzała na oddalającą się sylwetkę Levi'ego z satysfakcją, jak on sam jakiś czas temu.

- Słuchaj, długo myślałam o tym co mówiłaś. Przepraszam, że wtedy tak na ciebie naskoczyłam. Masz wiele racji - powiedziała Mikasa. Juria stała trochę przerażona, ale uśmiechnęła się.

- Nie, to ja przepraszam. Nie powinnam tak od razu osądzać Erena. Więc zgoda? - wyciągnęła rękę, a Mikasa ją złapała.

- Zgoda - odpowiedziała.

- Przejdźmy się - zaproponowała Juria.

Szły tak w deszczu, gdy nagle Mikasa się odezwała:

- Zakochałaś się w naszym kapralu, co?

Juria stanęła przerażona. Nie wiedziała co odpowiedzieć.

- Nie udawaj, wszyscy to widzą. Nikt normalnie nie wytrzymuje z nim więcej niż dwie godziny, a ty jesteś z nim cały czas - Mikasa spojrzała na dziewczynę uśmiechając się.

- Przecież razem dowodzimy, musimy się trzymać blisko siebie - nie dawała za wygraną Juria.

- Dziewczyno, czy ty wiesz co mówisz? Udajesz poważną, ale widzę, jak na niego patrzysz. W sumie nie wiem co w nim widzisz, ja nie darzę go zbyt wielką sympatią, to gbur w końcu - podczas ostatniego zdania wyraz twarzy Mikasy stał się poważny. Jurię bardzo bolały jej słowa. Nawet, jeśli był taki na zewnątrz, wewnątrz był jej ideałem. Kochała go.

- Mnie tam nie przeszkadza jego gburostwo, człowiek jak człowiek. Ale nic do niego nie czuję - tu naprawdę zabolało ją serce. Mikasa nic nie robiła sobie z jej słów:

- Muszę cię ostrzec, jak widać, ten człowiek nie ma uczuć. Nie chcę, żebyś miała złamane serce.

Juria nie wierzyła w ani jedno słowo dziewczyny. Widać to szarooka była pierwszą, dla której się otworzył. Czuła się z tego powodu bardzo dumna. Widać nikt nie wiedział, jaki naprawdę jest kapral Levi...

- Dzięki za ostrzeżenie, ale naprawdę nie ma się o co martwić - powiedziała w końcu Juria.

- A ty dalej swoje. No zresztą, rób jak chcesz. Chciałam ci poradzić jak przyjaciółka. Jakby co, zachowujemy tę rozmowę w sekrecie - Mikasa popatrzyła na Jurię.

- Dziękuję. Nigdy nie miałam przyjaciółki, z którą mogłabym szczerze porozmawiać, więc teraz może będziemy robić to częściej? - mówiła szatynka, mimo że wszystko co powiedziała było kłamstwem.

- Nie miałaś? Ale za murami są jacyś ludzie, prawda?

- No...Są. Ale ja miałam tylko pięciu przyjaciół. W tym samych chłopców. Alexandra, który pochodził z kraju nazywanego Rusią, nauczył mnie ich języka. No i kilku innych, niezbyt wartych zapamiętania... - mówiąc ostatnie zdanie, spojrzała w niebo.

- A ten o którym mówiłaś, że Eren ci go przypomina?

Nagle życie przeleciało przed oczami Jurii. Przypomniał jej się on: jej pierwszy przyjaciel. Pierwszy...ukochany.

- Dobrze, opowiem ci całą historię...Więc jakiś czas temu, kiedy byłam jeszcze nastolatką...Miałam jakieś czternaście, piętnaście lat. Przyjaźniłam się z chłopakiem, który nazywał się Arian. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi, nawet bardzo dobrymi. Pewnego dnia oświadczył mi się,* a ja, jako że od dawna chciałam mu powiedzieć o swoich uczuciach, zgodziłam się. Byliśmy świetną parą, mimo to nie zapominałam o Alexandrze i reszcie moich przyjaciół, a Arian to szanował. Ojciec bardzo cieszył się z moich zaręczyn z Arianem i ciągle powtarzał, że naprawdę żałuje, że matka nie może tego zobaczyć oraz bardzo chciał, żebyśmy jak najszybciej się pobrali. Arian bardzo tego chciał, zresztą ja również, ale ciągle coś nam w tym przeszkadzało. Tytani mnożyli się i mnożyli. Pewnego dnia stało się coś strasznego... - tutaj zatrzymała się i stanęła naprzeciw Mikasy, a po jej twarzy powoli zaczęły spływać łzy - czego Mikasa nie mogła zauważyć przez ciągle padający deszcz. - Zobaczyłam go na polanie. Walczył z Tytanem. Chciałam przeskoczyć wielki głaz, żeby mu pomóc, gdy nagle pojawił się wielki błysk...Arian...On zamienił się w Tytana! Tak jak Eren! Nie wierzyłam w to, co widzę, a kiedy obrócił się i mnie zobaczył, zaczęłam stamtąd uciekać. Jednak on mnie złapał. Udało mi się wydostać, a wtedy coraz bardziej chciał złapać mnie na powrót. Postanowiłam, że będę z nim walczyć, jednak na wszystkich jego czułych punktach pojawiało się coś w rodzaju kryształowej pokrywy, której nie mogłam przebić. Gdy inny Tytan do nas podbiegł, udało mi się go obezwładnić, a potem zabiłam tamtego Tytana. Myślałam, że nie żyje, gdy przed moimi oczami ukazał się wielki kryształ. W środku był Arian. Położyłam się na pokrywie i zaczęłam płakać. Długo. Nagle przyszedł tam mój ojciec i wręczył mi buteleczkę z przeźroczystym płynem. Powiedział, żebym nałożyła kroplę na palec i narysowała wielki okrąg na krysztale. Nie wiedziałam po co, ale zrobiłam to. Okrąg wyparował i zrobił wielki otwór, przez który mógł wydostać się Arian. Chciałam go stamtąd zabrać, ale ojciec powiedział, że to zbyt niebezpieczne. Powiedział, że będzie musiał tak jeszcze poleżeć przez pięć lat albo i więcej, a dzięki otworowi będzie mógł się wydostać. Zabraliśmy go do piwnicy naszego domu. Potem...Nie wiem co się z nim dalej działo...Za kilka dni minie pięć lat... Strasznie za nim tęsknię.

__________________________________

*Zakładamy, że w tamtych czasach ślub w wieku 15-16 lat był normalny xd

Armia Miłości ✓ × SNK × Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz