Co zdarzylo sie w Kolorado cz2

25 9 0
                                    

Nie miałem już siły w nogach, w rękach ani w dupie. Rowerek był na.mnie do chuja za mały, a ja całą drogę jebałem się w myślach. Przecież przyjechałem autem..ale w momencie gdy porywają twojego brata na rozruchanie misi polarnych w Aspen to nie myśli się trzeźwo. Gdybym tylko pozwolił mu sztachnąć się szczurkiem..wbrew pozorom gdy jest na haju, jest najlepszą wersją siebie.

Zgubiłem ją. Zgubiłem furgonetkę wraz z moim bratem. Nigdy sobie tego nie wybaczę, co jeśli..nigdy juz nie zobacze Eustachego?
Nawet nie wiem gdzie jestem. Padłem na ziemię zalewając się łzami. Siedziałem na środku drogi pustynnej, totalna nicość i umierałem z pragnienia. Napiłem się soku z kaktusa, który był tuż pod ręką, od razu czując błogi spokój, gdy nagle ujrzałem ogórka..piękny ogórek konserwowy..Nie! Kiszony. Kiszony ogórek ze skrzydełkami pięknej wróżki..piękny wróżkogórek, im bliżej mnie się znajdował, tym więcej szczegółów dostrzegam.
Byl wampirem.

-Zgubiłeś się mój towarzyszu? - zapytał wróżkogórek dryfując w powietrzu tuż nade mną

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Zgubiłeś się mój towarzyszu? - zapytał wróżkogórek dryfując w powietrzu tuż nade mną.
-Tak..zgubiłem brata. A właściwie to został porwany..a ty kim w ogóle jesteś?- powiedziałem przez łzy.
-Pomoge ci, na imię mi Niklaus i jestem wampirzym wróżkogórkiem...ale w zamian oczekuje od ciebie czegoś w zamian.- zaśmiał się wróżkogórek.
-Co ty nie powiesz? Czego chcesz? - zapytałem przerażony tym, że mógł wziąć mnie za grzybiarke. Nie mam zamiaru oddawać swojego dziewictwa latającemu kiszonemu ogórków.
-Potrzebuje tylko twojej krwi. Tworzę ród wróżkogórków, a ty masz w sobie krew ogórka mój drogi..krew kiszonego ogórka - wypowiedział spokojnie, a moje oczy zaświeciły się niczym świeżo ogolone jajca.
-J-ja? Jestem..ale to znaczy, że moi bracia też? - zapytałem podnosząc się na kolana. Patrzyłem Niklausowi prosto w oczy..ja jestem tym wybrańcem? Nie, to nie jest możliwe.
-Nie..tylko ty Bastuś. Jesteś..jesteś adoptowany. - wypowiedział z kamienną twarzą. A ja się załamałem. Jak to możliwe, że moi bracia nie są moimi braćmi? Podobno bracia mają penisy tej samej długości, a jak mierzyliśmy to przecież…zaraz zaraz.
-Skąd znasz moje imię? - zapytałem, a moje łzy nagle ustały.
-Ja..wiem wszystko. Po prostu. - wyjąkał widocznie zdenerwowany. Oj nie ogórasie, nie oszukasz mnie. Wstałem na równe nogi urywając igłę od jednego z kaktusów i wbiłem ją w samo serce Niklausa.
-GIIIIIŃ! - jednakże on nie obrócił się ani w pył, ani w kwas.
-Nie zabijesz mnie, jestem NIKLAUS MAKŁOWICZ, NIE MOŻESZ MNIE ZABIĆ, JESTEM NIESMIE- nagle jego jakże głośną i wydojoną wypowiedź przerwał głos w mojej głowie, a chwile później poczułem jak cos po mnie spływa.
-Dude co ty odpierdalasz? - rozejrzałem się dookoła po czym spojrzałem znów na Niklausa który..był zwykłym zadźganym przeze mnie kuktasem.
-Ja..co? - padłem znowu na ziemię łapiąc się za głowę.
-Piłeś sok z kaktusa co? - zapytał jak się okazało zwykły brodaty drwal.
-Tak..pić mi się chciało i..- próbowałam się wytłumaczyć jednak on tylko podał mi rękę, a następnie butelkę z wodą.
-Ah..tak. Pij sok z kaktusa mówili..nic nie jest bardziej mokre od soku z kaktusa mówili..a potem halucyny. -westchnął otwierając drzwi od swojego auta, zapraszając mnie do środka, oczywiście skorzystałem z okazji. Po chwili odpalił, a my ruszyliśmy przed siebie zostawiając różowy rowerek obok brutalnie zamordowanego kuktasa.
-A więc co robisz na środku kuktaslandii? - zapytał brodacz, odpalając Dwie piosenki, jeden głos i już wiedziałem, że spoko z niego ziomek.
-Kocham tą nute..szukałem brata. Został przewieziony przez ruskich przemytników bo myśleli, że to niedźwiedź. - westchnąłem załamany, wyciągając łokieć za szybę.
-Ah..nie ma to jak rezerwat w Aspen. Ciesz się, że nie zabrali go do Idaho, wtedy nie byłoby już ratunku - zaśmiał się po czym zaczął nucić pod nosem te jakze piekna piesn lecaca z płyty Barabaszyny.
-Gdyby mi los dać coś chciał~
-Niech uśmiech twój by mi daał~ -dokończyłem tekst co od razu poprawiło mi humor. Nie ma to jak Barabaszyna.
-Niezły jesteś..zawiozę cię do Aspen, ale brata musisz szukać sam. Ja wracam do swojej żony bo właśnie rodzi. - przycisnął troche gaz dzięki czemu jechaliśmy szybciej.
-Czekaj..twoja żona rodzi, a ty stajesz na środku pustyni żeby zgarnąć gościa który morduje kuktasa myśląc, że to Niklaus Makłowicz? - zapytałem trochę zdezorientowany.
-Twój brat został porwany przez ruska mafie, a ty jedziesz na różowym zapewne skradzionym jakiejś dziewczynce rowerku i leżysz płacząc na środku pustyni mordując kaktusa? - odgryzł mi sie co tylko dało mi do zrozumienia jak bardzo absurdalne są obie nasze sytuacje.

Po niecałych dwudziestu jeden minutach i trzydziestu siedmiu sekundach dojechaliśmy do parku.
-No to elo - brodacz machnal reka. Powoli już się ściemniało, a ja mialem nadzieje, ze uda mi się znaleźć Eustachego przed zmrokiem.
Chodziłem po lesie, krzyczałem i nic..powoli moje odbudowane nadzieje, znowu padały na pysk zupełnie tak jakbym wszedł na piąte piętro zaraz po zapierdalaniu na WF.
-Eustachy!!! - wykrzyczałem na co..uzyskałem odpowiedz.
-B E E E - zajebiscie, jeszcze jelenia mi tu brakowało. Odwrociłem sie w strone zwierzecia, ktore przygotowywalo sie do kopulacji. Eh, te zwierzęta to mają fajnie.
Wyjąłem z kieszeni telefon, który ledwo się trzymał, cały dzień bez ładowarki sprawia, że ajfony flaczeją. Udało mi się jednak zapalić lampkę by widzieć gdzie idę i..o kurwa.
-Eustachy!? - podbiegłem szybko do mojego najmłodszego brata, przepedzając jelenia który myślał, że Eustachy to niedźwiedź i chciał go tirirara.
-Eustachy! Tak bardzo cię przepraszam! Nie powinienem wnikać co wpychasz do nosa ani co jarasz..ja tylko..Eustachy? - zapytałem go ponieważ nie reagował. Próbowałem wszystkiego, biłem go po twarzy, dźgałem patykami i nic..ani drgnął. Dopiero później wpadłem na pomysł aby sprawdzić jego puls czy jakiekolwiek inne czynności życiowe no i w teorii żyje. Zupełnie tak jakby wpadł w stan katatonii..to moja wina. To wszystko moja wina.
Dopiero później zapaliła mu się lampka nad głową..Eustachy kocha żółwie i konie.. więc może kocha też jelenie?
-Te Bambi! Chodź tu to odpale ci trochę soku z kaktusa! - zawołałem jelenia, który po powąchaniu Eustachego stwierdził, że deal nie jest opłacalny. Jedyne co to wsadził mu język w ucho i co! I podziałało! Mój kochany braciszek wydarł się od razu wkładając palec do ucha.
-Fuj kurwa! - skrzywił się, a ja rzuciłem się na niego aby go wytulić.
-Co jest..eh, więcej nie ćpie, mam dość. - odepchnął mnie od siebie po czym wstał rozglądając się dookoła.
-Co to ma być..dlaczego widze normalnie? Stoje równo? Kurwa Bastuś co się tu dzieje - zapytał pretensjonalnie.
-Eustachy ty..jesteś trzeżwy. - odpowiedziałem z bólem w sercu na co on się definitywnie załamał.
-No nie pierdol..weź lepiej ubera zamów bo jebie tu kałem. - otulił się szczelniej kocykiem, poprawiając włosy na głowie.
-Sorry to ja..długa historia. - jak zrobił tak powiedziałem. Godzinę wracaliśmy do Denver, a ja podczas tej drogi opowiedziałem mu całą sytuację jaka miała miejsce.

Teraźniejszość
Marzena pov

-Mniej więcej tak to wyglądało. - skończył opowiadać historię jaka miała miejsce w kolorado, a ja aż musiałam się uszczypnąć by mieć pewność, że jego pierdolenie do mnie dotarło.
-Serio? Nie mogłeś po prostu powiedzieć, że wystarczy wsadzić mu język w ucho aby się ocknął? - zapytał Friz od razu robiąc to co wcześniej zbudziło Eustachego i faktycznie - podziałało.
-Co jest kurwa!? - wydarł się Eustachy jednak bardzo szybko zrozumiał o co chodzi.
-Dobra nie ważne, po prostu dajcie mi zioło..albo. Wiecie co? Odwyk mi się przyda - westchnął Eustachy, a jego słowa zdziwiły nas wszystkich bardziej niż sama opowiedziana wcześniej historia.
-Wiecie co, ta akcja z Kolorado jest zajebistym materiałem na nutę - stwierdził ciuchcia po czym zaczął znów pisać coś w swoim notatniczku.
-Ja wszystko rozumiem, naprawde, jakby serio jestem w stanie uwierzyć, że taka sytuacja miala miejsce, ale..co z Remigiuszem? Jak dlugo krecil sie na tym kole? - zapytałam bo chyba jako jedyna zwrocilam uwage na to, że pod koniec historii dwójka braci nie wróciła po Remigiusza.
-Na to pytanie odpowiedź zna tylko Niklaus..- powiedział Remigiusz wyjmując ze słoiczka kiszonego ogórka i wgryzł się w niego mocno.
Można było usłyszeć cichy piskliwy krzyk Niklausa…

Papaje Next DoorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz