Makapaka i białe mleko Final cz2

14 7 0
                                    

Remigiusz Pov

Czułem się dosłownie pusty. Żadne dźwięki z zewnątrz do mnie nie docierały, dla mnie świat się już po prostu zatrzymał. Czułem się obrzydliwie brudny i wykorzystany, nie tylko fizycznie, ale także psychicznie.
Mój wzrok padał wciąż na brudną ziemię na którą miałem ochotę paść lecz liny splatające mnie z krzesłem skutecznie uniemożliwiały mi upadek.
-Remek.. - wypowiedział cicho Sobiach, który z pewnością by mnie teraz przytulił gdyby tylko mógł.
-Wiem. Daj spokój to i tak nie ma znaczenia. Nikt nas tu nie znajdzie - westchnąłem opierając się o drewnianą ramę krzesła wlepiając tym razem swoje spojrzenie w sufit. Oj robi się zbyt poetycko.
-Drewniane..- dopiero teraz zwróciłem na to uwagę. Choć moje dłonie, tors przywiązane były do krzesła dość grubą liną to przecież wystarczy rozwalić to drewno.
-Nie panikujmy, na pewno da się jakoś stąd wyjść.. - Eustachy rozejrzał się po całym pomieszczeniu i jestem pewny, że gdyby był na kwasie to sam by już odleciał na tym krzesełku wprost pod scenę.
Warto wspomnieć, że siedzimy w jakimś totalnie pustym hangarze, jedyne co się tu znajduje to schody w dół które zapewne prowadzą do wyjścia.
-Oczywiście. Stąd jest tylko jedno wyjście. - zacząłem podskakiwać na krześle jak niegdyś Katarzyna na mnie. Kierowałem się w stronę schodów z których się rzuciłem, a krzesło się roztrzaskało tym samym uwalniając mnie z lin.
-Kurwa debilu! - wydarł się Sobiech próbując podskoczyć na krześle do wyjścia, ale zwyczajnie wywalił się twarzą na ziemię.
-Remek żyjesz? - zapytał Eustachy na co tylko wczołgałem się po schodach dysząc ciężko.
-Ta..tak jakby - wstałem na równe nogi otrzepując się trochę. Od razu podszedłem do młodszego braciszka rozwiązując węzły które go trzymały.
-I co teraz robimy? Na koncert już raczej nie zdążymy - westchnęłam kładąc dłonie na biodrach.
-Rozwiążcie mnie! - wydarł się Sobiech na co Eustachy tylko machnął ręką.
-Nie rozwiąże cię, resztki honoru mi na to nie pozwalają. - odszedłem od nich wracając na moje wyruchane schody.
-Nawet nie wiemy gdzie jesteśmy. - Eustachy w końcu zlitował się nad Sobiechem i uwolnił go od piekielnego krzesła.
-Ani która godzina..załatwiła nas szmata - wkurwiony Sobiech zaczął macać sam siebie. Na początku myślałem, że podniecił się tym krzesłem, ale okazało się, że tylko szukał telefonu, którego żaden z nas nie miał.
Walnąłem dłońmi w metalowe drzwi, które ani drgnęły. Koło mnie stali już moi bracia, którzy po prostu gapili się w drzwi.
-No co? Prędko stąd nie wyjdziemy. - przewróciłem oczami opierając się o ścianę.
-Hej, a pamiętanie misję Uratować Stefana? - zapytał Eustachy, który nagle gdzieś pobiegł.
-Ja się dziwie, że ty to pamiętasz, byłeś totalnie zjarany. - Sobiech ledwo uniknął lecącego w stronę drzwi krzesła.
-Kurwa mać! -wydarł się przerażony, a jego serce waliło jak menele koksa w nos.
-Cóż. Te drzwi nie działają jak Stefan - westchnął załamany Eustachy siadając obok mnie.
Siedzieliśmy tak sporo czasu kombinując jak otworzyć te cholerne drzwi. Jedyną opcją było rozwalenie ich rzucając w nie krzesłem gdy nagle Sobiech oparł się o nie, zahaczając dupskiem o klamkę i poleciał znowu na ziemię.
-Serio kurwa, one cały czas były otwarte? - zapytałem sam siebie dając sobie z liścia w twarz

Wyszliśmy na zewnątrz gdzie panowała już wczesna noc. Coś we mnie chyba pękło ponieważ bardziej niż Katarzyną przejmowałem się tym, że zapewne zawiedliśmy naszych fanów. Zwykle stawiałem relacje osobiste ponad nich, ale odkąd Marzena..znaczy Katarzyna..zagłębiła mnie troche w polski fandom, czuje się z nimi bliższy.
-Co to za dziura? - zapytał Sobiech kopiąc jakiś kamień. Dookoła nie było dosłownie nic co byśmy rozpoznawali więc musimy być spory kawałek od LP.
-Skąd mam to wiedzieć - ruszyłem przed siebie idąc chodnikiem zrobionym z desek. To wyglądało jak jakieś miasteczko w teksasie, zupełnie jak ze starych kowbojskich filmów.
-O patrzcie! Budka telefoniczna - wykrzyczał Eustachy a my pobiegliśmy za nim.
-Kurwa na dolara - przewrócił zirytowany oczami waląc ręką w ekran przez co ze środka wyleciał jeden piękny drobniaczek.
-No wrzucaj to! - wydarł się Sobiech na co przestraszony Eustachy od razu wrzucił monetę i zaczął wpisywać numer telefonu.
-Czy to..kurwa debili to twoj numer! - trzepnąłem go z tyłu głowy widząc że debil zadzwonił sam do siebie.
-Katarzyna ma nasze telefony czyś ty serio zgłupiał!? - Sobiech powtórzył mój ruch tylko sporo mocniej. Eustachy walnął się pyskiem w słuchawkę telefonu która od razu zabrudził krwią z nosa.
-Tylko ten numer znam! - wypiszczal niezadowolony. Już chciał zaatakować najstarszego z braci ta słuchawką gdy nagle po drugiej stronie rozlegl sie glos

Papaje Next DoorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz