Rozdział 4 cz.1 ,,Jaskinia''

60 6 1
                                    

Piekący ból rozlał się w jej klatce piersiowej, gdy próbując wziąć  oddech, zaczęła się niekontrolowanie krztusić. Z wytrzeszczonymi oczami przewróciła się z pleców na kolana, uderzając się pięścią w pierś, co rusz w konwulsjach od kaszlując zalegającą w płucach wodę. Dusiła się, a jej przełyk rwał niemiłosiernie. Całe szczęście nie trwało to długo. Gdy tylko zdołała odkrztusić cały płyn z płuc, odetchnęła głęboko i nadal klęcząc, wytarła dłonią łzy, które zebrały jej się po ataku kaszlu. Przypominając sobie co się wydarzyło poderwała się z piachu na równe nogi. Przeraziła się, gdy zrozumiała, że znajduję się w jaskini. Panował tam półmrok, dzięki któremu choć niezbyt wyraźnie mogła dostrzec małe, ciemne jeziorko, u którego brzegu stała, czysty piach i czarne skały, które odbijały echo ściekającej po ścianach wody. Spojrzała w górę. Daleko ponad nią znajdowała się szeroka szczelina, przez którą wpadało do jaskini blade światło.

Z mętlikiem w głowie przetarła twarz. Jakim cudem z lasu zdołała wylądować w jaskini w środku góry? Chodziła dłuższą chwilę w kółko próbując się uspokoić. Starała się myśleć racjonalnie, jednak to było dla niej niepojęte. 

Czyżby umarła? A może był to kolejny szalony sen? Wybryk jej znienawidzonej wyobraźni. Albo Piotrek z tymi swoimi postrzelonym kumplami zrobili sobie z niej żarty? Jeśli tak to wyjątkowo nieśmieszne! 

Jej rozważania schodziły coraz bardziej w abstrakcyjne sfery, aż w końcu się opamiętała. Nie mogła dać się zwariować.

Drżącymi dłońmi wywróciła kieszenie kurtki na drugą stronę. Zignorowała przy tym ostatkami spokoju fakt, że jej ubrania były suche niczym pieprz, jakby w ogóle nie miały kontaktu z wodą. Na piasku wyłożyła cały swój dobytek, na który ewentualnie mogła liczyć. Zepsuty zegarek kieszonkowy ojca, trzydzieści siedem groszy, nienaruszone opakowanie chusteczek higienicznych, pognieciony paragon, zapalniczka i telefon.

Z nadzieją złapała za swój Smartphone, który ku jej uldze bez problemu włączył się pod wpływem przycisku zasilania, od razu ukazując ekran startowy. Bez wahania zadzwoniła pod numer Piotrka. Niestety połączenie natychmiastowo zostało zerwane. Alex dopiero wtedy zauważyła, że nie ma sieci ani Internetu, co było z resztą do przewidzenia. W końcu znajdowała się w środku góry. Przynajmniej zapalniczka jej nie zawiodła, która odpaliła się za pierwszym razem.

Zostawiając ją w dłoni jako prowizoryczną broń w razie samoobrony schowała resztę rzeczy z powrotem do kieszeni, poza zegarkiem, który powiesiła sobie na szyi i schowała pod ubraniem.

Pomagając sobie światłem zapalniczki, zaczęła się dokładniej rozglądać po ścianach, aż dostrzegła w zacienionej wypustce wąski wydrążony w skale tunel. Podeszła bliżej. Wytężyła wzrok, jednak pomimo tego nie zdołała niczego zobaczyć poprzez niekończące się w szczelinie cienie. Miała nadzieję, że nie napotka żadnego mieszkańca tych skalnych wydrążeń. Szczerze nie potrzebowała dodatkowych potyczek z dzikiem, wilkiem bądź innym leśnym stworem. Przygoda z jeziorem wystarczająco zszargała jej nerwy.

Mając nadzieję, że szybko znajdzie wyjście, wcisnęła się bokiem w szczelinę i zaczęła iść wzdłuż ciasnych czarnych ścian, które odbijały blask zapalonej zapalniczki niebieskim połyskiem. Alex nigdy wcześniej nie widziała takiego kamienia. Przypominał zeszlifowany obsydian. Tak czarny, że aż pożerał światło, odbijający niczym szkło, dzięki czemu mogła ujrzeć tysiące odbić swojej twarzy w każdej nierówności, a zarazem tak dziko wyrzeźbiony, jak zwykła skała. Dziewczyna szła coraz dalej. Przejście zmieniało kształty od tak wąskiego, przez które ledwo zdołała się przecisnąć, przez szerokie i wysokie, że nie była w stanie dostrzec końca stropu, po niskie, przez które musiała się czołgać.

Czas mijał, a ona dalej błądziła o nikłym świetle zapalniczki, brodząc między przytłaczającymi skałami oraz idąc na kolanach po twardej, mokrej ziemi, której piach obkleił jej dłonie i ubranie. W pewnym momencie żałość zwyciężyła. Jej ruchy stały się mniej energiczne. Coraz bardziej wątpiła w to, że znajdzie stąd wyjście. Zmęczona i zdenerwowana na chwilę zgasiła zapalniczkę, po czym z zamkniętymi oczami oparła głowę na brudnych dłoniach. Czy naprawdę miała za mało zmartwień na głowie? Czemu zawsze przytrafiało jej się to co najgorsze? Odetchnęła głęboko, spodziewając się stęchłego powietrza. W zamian tego jej zrezygnowaną twarz omiótł rześki, delikatny powiew nasiąkniętego nadchodzącą ulewą wiatru. Natychmiast poderwała do góry głowę. Jej przyzwyczajone do ciemności oczy, przymrużyły się momentalnie, gdy dostrzegły w dali tunelu jasne światło. Na ten widok serce poderwało się z radości, a ona ruszyła szybko w tamtą stronę, krzywiąc się od bólu obitych kolan i dłoni.

Stopniowo robiło się coraz jaśniej, szerzej i wyżej, aż w końcu wstała na nogi, a jej pełną od ulgi twarz owiał chłodny, świeży wiatr, gdy stanęła na progu wyjścia z jaskini, podpierając się bokiem o zimny, czarny kamień. Przetarła twarz czarną od ziemi dłonią, pozostawiając na policzku ciemną smugę. Ciszę, którą przerywał jedynie szum wiatru, przeciął jej nerwowy śmiech. Kamień spadł jej z serca. Już myślała, że już nigdy nie ujrzy światła dziennego. Ucieszyła się, że najgorsze było za nią. Teraz wystarczyło znaleźć pomoc.

I wtedy czar jej radości prysł. Dopiero wtedy dotarło do niej, co się przed nią znajdowało. Tuż za wyjściem z jaskini rozpościerał się skryty mgłą las, którego końca nie było widać, tak samo jak i słońca, którego promienie nie miały siły przebicia poprzez kłębiące się szare, deszczowe chmury. Z powrotem wyciągnęła telefon. Odpaliła go. Po chwili kręcąc głową ze zniecierpliwieniem schowała go z powrotem. Oczywiście nadal nie miała zasięgu. Ze świadomością, że ma przemierzyć las na chybił trafił nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. Większego pecha mieć nie mogła. Jednak nic innego jej nie pozostało niż uzbrojona w zapalniczkę ruszyć między drzewa.

Las wydawał się jej na pierwszy rzut oka całkowicie normalny. Ot mieszany las jakich wiele. Jednak im dłużej się w nim znajdowała, tym bardziej dostrzegała, że było w nim coś dziwnego, coś czego nie umiała opisać. Szła po ściółce leśnej, która chrzęściła delikatnie pod jej czarnymi glanami. Starała się zbytnio nie rozglądać, jedynie rzucając zdawkowe spojrzenia, gdy musiała. Nie chciała dawać sobie pola do wyobraźni, jednak pewnych szczegółów nie mogła sobie po prostu zignorować. Kolory, które tam panowały były tak żywe, że nie mogła się na nie napatrzeć. Te głębokie zielenie i brązy. Nie mogąc się powstrzymać dotknęła kory jednego z drzew o dziwnych zagiętych w kółka igłach. Poprowadziła swoje palce po chropowatej, kruchej korze, o miodowo-kasztanowych barwach. Wbrew sobie, nie mogła pohamować swojego zachwytu i rozmarzenia. Jej wzrok zaczął błądzić po gęstym mchu przeplatanym co rusz białym bądź fioletowym, drobnym kwieciem, który także wił się na korach drzew. Przez chwilę nieuwagi, w jej głowie pojawiła się cicha myśl, że ten las wyglądał niczym z baśni. Dłużej nad tym rozmyślając, nagle oprzytomniała.

Dosyć tego, nakazała sobie w myślach przyśpieszając kroku nawet nie będąc pewną, czy idzie w dobrą stronę. Nie wiedziała, co się z nią dzieję. Nadal czuła niepokój jednak zapach, który tam się unosił otumanił jej zmysły. Zapach słodkiej żywicy i jesiennego deszczu. Skupiona na tym, by znaleźć wyjście szła dalej, przechodząc co jakiś czas przez leżące kłody, krzaki i kałuże z całych sił próbując ignorować ich dziwne kształty i kolory.

Ku jej zaskoczeniu i uciesze po niedługim czasie znalazła w długich pękach traw wydeptaną ścieżkę, którą zaczęła podążać. Pomimo bólu stóp, szła energicznie mając nadzieję, że dzięki niej prędko dojdzie do ulicy, bądź ku jej jeszcze większej radości do jakiegoś terenu zabudowanego. Na twarzy czuła delikatne krople deszczu. Spojrzała na niebo, na którym kłębiły się coraz ciemniejsze chmury. Dotychczasowy lekki wietrzyk także zrobił się dość porywisty. Zaciągnęła na głowę kaptur, chowając w niego marne pozostałości swojego warkocza. Bała się, że nie zdoła niczego znaleźć, nadejdzie burza i noc, a ona będzie musiała nocować w lesie. Jej sytuacji nie poprawiał ssący  w jej żołądku głód. Ostatnim co jadła, było parę chipsów w pociągu. Nawet nie chciała wiedzieć, ile czasu minęło od tamtego momentu.


( do rozdziału 4 cz.1 użyto 1229 słów)

WykluczeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz